Tytuł: Wyspa
zaginionych drzew
Tłumaczenie: Natalia
Wiśniewska
Data premiery: 07.09.2022
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 480
Gatunek: literatura
piękna
Każdy, kto choć trochę interesuje się światową literaturą
piękną, nie mógł nie słyszeć o Elif Shafak. To angielska pisarka tureckiego
pochodzenia, która publikuje w obydwu tych językach. Jej proza nagradzana jest
na całym świecie, a autorka według jej rodaka Orhana Pamuka jest najlepszą turecką
pisarką ostatniej dekady. W Polsce ukazało się kilkanaści jej powieści,
wcześniej pod skrzydłami Wydawnictwa Literackiego, a od pięciu tytułów (zarówno
nowości, jak i wznowienia) jej książkami zajęło się Wydawnictwo Poznańskie. I
robi to w sposób bardzo spójny – okładki ładnie się ze sobą zgrywają, a także
godnie prezentują to, co znajdziemy w ich wnętrzu.
Elif Shafak jest feministką, kobietą zaangażowaną
społecznie, która ma wpływ na to, jak wygląda nasz świat. I takie też są jej
książki, głębokie, mądre, z szeroką perspektywą.
„Wyspa zaginionych drzew” opowiada historii cypryjskiej
rodziny mieszkającej od kilkunastu lat w Anglii. Rodziny, która aktualnie
składa się z trzech postaci – ojca, Kostasa, botanika, naukowca, poświęcającemu
się badaniu drzew; szesnastoletniej Ady, dziewczyny cichej i zagubionej, a
także drzewa figowego, które mieszka w ich ogrodzie. Niecały rok temu była z
nimi jeszcze Defne, żona i matka, artystka, jej życie jednak kilka miesięcy
temu zgasło. Tej trójce towarzyszymy w okresie zimowym, w czasie przerwy świątecznej,
kiedy to po raz pierwszy od ich przeprowadzki do Anglii odwiedza ich ciotka Meryem,
siostra Defne. Ta wizyta staje się zapalnikiem do zajrzenia w przyszłość, do
historii poznania Kostasa i Defne, których miłość rodziła się na tle mocno skomplikowanej
politycznie i społecznie historii Cypru, domu ich wszystkich.
„Przyznaję, że to niezbyt rozsądne: zakochać się w kimś, kto nie należy do twojego gatunku, w kimś, kto tylko skomplikuje ci życie, zakłóci twój rytm oraz zaburzy poczucie stabilizacji i zakorzenienia. Ale z drugiej strony ten, kto oczekuje od miłości rozsądku, prawdopodobnie nigdy nie kochał.”
Książka składa się z prologu („Wyspa”) i sześciu części,
których tytuły odnoszą się do drzewa i razem składają się w jedną całość.
Rozdziały są krótkie, przedstawione z dwóch perspektyw – ludzi i drzewa, figi,
zamieszkującej ogród Kazantzakisów, która przeniosła się do Anglii wraz z nimi,
wcześniej jednak przez wiele dziesiątków lat żyła jako piękne i dorodne drzewo
na Cyprze. Figa swoją historię opowiada w narracji pierwszoosobowej czasu
przeszłego, ludzie w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego. Fabuła rozdzielona
jest na dwa czasy – współczesny, koniec drugiej dekady XXI wieku w Anglii, w
czasie wspomnianej przerwy świątecznej oraz przeszłość, tę na Cyprze, skupiająca
się przede wszystkim na dwóch czasach – roku 1974 oraz początku XXI wieku. Książka
napisana jest pięknym językiem, prostym, ale nacechowanym poetycko, delikatnie,
przyjemnie lirycznym. Pełna jest trafnych spostrzeżeń, często zawartych w
ciekawych porównaniach.
„Ulice kończyły się gwałtownie, niczym urwane myśli albo nieprzepracowane uczucia.”
Mimo, że jest to fikcja literacka, to jednak niesie w sobie
wiele prawd. Tych uniwersalnych, na temat życia na Ziemi, życia ludzi, ale
także tych historycznych. I na tej drugiej skupmy się na początku, bo jest to
baza całej historii tej powieści. „Wyspa zaginionych drzew” opowiada o
skomplikowanej pod względem społeczno-politycznych historii Cypru. Wyspy, na
której od dawien dawna obok siebie żyli Grecy i Turcy, a których konflikt mocno
nasilił się w latach 70tych. To jedna z tych tragicznych historii, kiedy to z dnia
na dzień sąsiedzi stają się wrogami, ulice, na których tętniło życie, zmieniają
się w plac broni.
„Dawniej ludzie mawiali, że Grecy i Turcy są jak palec i paznokieć. Nie da się oddzielić paznokcia od palca. Ewidentnie nie mieli racji. Da się to zrobić. Wojny są potworne. W każdej postaci. Ale być może najgorsza z nich jest wojna domowa, kiedy sąsiedzi zamieniają się we wrogów.”
Na tle historii miłośnej Defne i Kostasa rozgrywa się
tragedia mieszkańców Cypru, których życie z dnia na dzień stało się zagrożone
tylko ze względu na to, do jakiej narodowości należeli. Autorka z wyczuciem
opowiada tę tragiczną historię, dzięki której czytelnik uczy się o tym, o czym
w szkołach się za wiele nie mówi.
Ta skomplikowana sytuacja polityczna przyczyniła się do
wielu migracji, do ucieczki z wyspy ogarniętej wojną. I jest to pretekst, by
pogadać ogólnie o losie imigrantów. Tych, którzy na nowo uczą się żyć w obcym
dla siebie miejscu. Tak jak rodzina Kazantzakisów, tak jak figa, która od nowa
musi dostosować się do całkowicie innych warunków życia. Uczy się, dopasowuje,
ale proces asymilacji trwa długo. To temat mocno aktualny dla współczesnej
Europy, jakże ważny pod względem tolerancji, a także tożsamości, przynależności.
„Ponieważ właśnie tak działają na nas migracje i relokacje: kiedy opuszczasz swój dom, udając się ku nieznanemu lądowi, nie zachowujesz się tak samo jak wcześniej; część ciebie umiera, żeby inna część mogła zacząć nowy rozdział.”
„Wyspa zaginionych drzew” to też historia miłosna, pewna
wersja Romea i Julii, których uczucie łączy mimo tego, że pochodzą z rodów,
które nie darzą się sympatią. On jest Grekiem, ona Turczynką, a ich miłość
rosła na tle konfliktu pomiędzy tymi nacjami. Miłość zakazana, przez którą
musieli uciekać z wyspy, która naraziła ich na wyklęcie i wygnanie.
„Ty jesteś moim krajem. Czy to brzmi dziwnie? Bez Ciebie nie mam domu na tym świecie; jestem przepiłowanym drzewem z od ciętymi korzeniami; można powalić mnie jednym palcem.”
Czy jednak miłość nie zwycięży wszystkiego? I tu historia ma
swój tragiczny koniec, bo choć pozornie udało jej się pokonać przeciwności, to
i tak doprowadziła do tragicznego finału… Ale może, mimo wszystko, było warto?
Książka porusza naprawdę wiele ważnych, aktualnych tematów,
ja jednak wspomnę już tylko o jednym, tym, który spaja całą historię w jedno, a
którego głównym narratorem, przewodnikiem jest figa. Jest to temat ekologiczny,
naturalny, mówiący o tym, że wszystkie gatunki żyjące na Ziemi powinny żyć ze
sobą w zgodzie. Każde jedno istnienie na Ziemi ma swoje miejsce, ma swoje
znaczenie, ma swój czar. Człowiek jednak w tym wszystkim uznał się istotą
nadrzędną, która decyduje o wszystkich pozostałych gatunkach. Ale dlaczego? Czy
to, że mamy siebie za najmądrzejszych, najinteligentniejszych, znaczy, że faktycznie
tacy jesteśmy? A może po prostu nie rozumiemy innych gatunków?
„(…) uważam, że wciąż jeszcze niewiele wiemy i dopiero zaczynamy poznawać język drzew. Możemy jednak być pewni, że słyszą, czują zapachy, komunikują się i z całą pewnością zapamiętują.”
Tylko człowiek jest gatunkiem zabijającym bez konieczności –
wycinamy lasy, zabijamy zwierzęta, wywołujemy wojny.
„(…) popełnianie masowych morderstw dla własnych korzyści to specyfika naszego [ludzkiego] gatunku.”
Czy nie powinniśmy
żyć ze wszystkimi istotami na świecie w zgodzie? Przyroda to potrafi, dlaczego
my nie? Temat rzeka, o którym można długo rozprawiać, ale ja na tym zakończę –
Elif Shafak w swojej książce zrobiła to dużo lepiej ode mnie.
„(…) drzewo nigdy nie zapomina, że jest połączone z niezliczonymi formami życia (…) i że jego istnienie nie stanowi odrębnego bytu, ale nieodłączny element szerzej zakrojonej społeczności.”
Podsumowując, „Wyspa zaginionych drzew” to niesamowita
książka. Mądra, bogata w tematy, zmuszająca do zastanowienia się nad swoim
miejscem i znaczeniem w naszym świecie. Świecie, który dzielimy z ogromem
innych istot, świecie, który na każdym kroku zachwyca swoim pięknem. Świecie
skomplikowanym, pełnym smutku i tragizmu, a zarazem codziennych małych cudów.
To jedna z tych książek, co do których wiem, że cokolwiek napiszę, to i tak
będzie za mało. Więc po prostu: czytajcie! I Myślcie, analizujcie! Gorąco
polecam.
Moja ocena: 8,5/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz