Autor: Bernardine Evaristo
Tytuł: Manifest
Tłumaczenie: Kaja
Gucio
Data premiery: 07.09.2022
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 280
Gatunek: non-fiction
/ autobiografia
O twórczości Bernardine Evaristo świat usłyszał dopiero w
roku 2019, gdy wraz z Margaret Atwood zdobyła Nagrodę Bookera. Było to wielkie
wydarzenie, bo nie dosyć, że nagroda została rozdzielona na dwie pisarki, to
ponadto Evaristo była pierwszą czarną kobietą, która ją otrzymała. To było jej
spełnienie marzeń, furtka, która w wielu 60 lat otworzyła jej wiele nowych
dróg. Nagrodzona została za książkę „Dziewczynę, kobietę, inną” (recenzja –klik!), która była pierwszym jej tytułem, jaki ukazał się na polskim rynku
książki. Teraz, rok po tej premierze, polski czytelnik obdarowany został drugą
książką tej autorki – „Manifestem”, książką-autowywiadem, w którym Evaristo
opowiada o swoim życiu i twórczości, tym co ją kształtowało.
„Osoby, które zetknęły się z moim pisarstwem dopiero teraz, na etapie tego niedawnego przełomu, dowiedzą się, czego potrzebowałam, by nie ustawać w wysiłkach i stale się rozwijać, te zaś, które zmagają się z problemami od dłuższego czasu i być może dostrzega w mojej opowieści elementy własnej historii, powinny znaleźć w niej inspirację do podążania własną drogą i realizowania swoich ambicji.Oto zatem mój ‘Manifest - jak nigdy się nie poddawać’, wspomnienia i refleksje o moim życiu.”
Książka jest zbiorem siedmiu esejów rozdzielonych na różne
tematy składające się na życie autorki: dzieciństwo i pochodzenie, mieszkania,
związki, teatr, jej twórczość literacką, wpływy i edukację, aktywizm i rozwój
osobisty. Rozdziały są słownie numerowane we wszystkich językach, jakie
składają się na dziedzictwo autorki. Całość poprzedzona jest wprowadzeniem, a
zamyka je krótki manifest, w którym autorka zawarła główne myśli wynikające z
tej bogatej analizy oraz kilka słów zakończenia. Oczywiście są też
podziękowania i, co warte podkreślenia, kilkanaście zdjęć z życia autorki z
podpisami z jej specyficznym poczuciem humoru.
Wizualnie, jak zawsze u Wydawnictwa Poznańskiego, książka
prezentuje się doskonale – twarda oprawa, chropowaty materiał okładki i wklejki
z polskimi i zagranicznymi polecajkami z jednej strony, z biogramem autorki i
tłumaczki książki z drugiej. Widać, że Wydawnictwo wkłada sporo pracy, by książki,
które wydają, miały godną oprawę.
Wróćmy jednak do treści. Książka pisana jest językiem
prostym, tym razem (nie tak jak w powieści „Dziewczyna, kobieta, inna”) bez
eksperymentów w formie i łączenia prozy z poezją. Ale też jest to opowieść
prawdziwa, spis tego, z czym autorce przyszło się w swoim życiu mierzyć.
Książkę czyta się łatwo i przyjemnie, od czasu do czasu znajdziemy w niej
ciekawe skojarzenie czy trochę ironicznego humoru.
Bernardine Evaristo urodziła się w 1959 roku w Anglii jako
środkowe spośród ośmiorga dzieci z małżeństwa mieszanego – jej matka była białą
Angielką, ojciec czarnoskórym imigrantem z Afryki. Jak łatwo się domyśleć, jej dzieciństwo
naznaczone było rasizmem i poczuciem odosobnienia, jednak autorka zdołała te
złe doświadczenia przekłuć w swoją siłę.
„(…) ograniczenia wobec mnie zostały określone, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć usta i zapłakać z powodu szoku spowodowanego wypchnięciem mnie z przytulnego łona mojej matki, gdzie spędziłam dziewięć miesięcy w zmysłowej harmonii ze swoim stwórcą. Przyszłość nie rysowała się dla mnie pomyślnie - przeznaczono mi rolę podosoby: uległej, gorszej, marginalnej, nieistotnej - prawdziwie podrzędnej.”
Evaristo to kobieta odważna, która nigdy nie bała się szukać
swojej drogi niezależnie do którego obszaru życia się odnoszącej – seksualności,
twórczości, partnerstwa. Uparta, dążąca do celu, a zarazem zaradna, dzięki
czemu osiągnęła to, co było jej marzeniem. Szczerze przyznam, że czytając jej „Dziewczynę…”
byłam przekonana, że jest to zagorzała aktywistka-feministka, która w swojej
autobiografii zarzuci nas mocnymi i kontrowersyjnymi poglądami. Okazało się
jednak inaczej – Evaristo to po prostu naprawdę mądra kobieta, która sporo w życiu
przeszła, ale postanowiła nie rozczulać się nad porażkami i przekłuć je w drogę
do sukcesu. Teraz, gdy osiągnęła tak wiele, uczy młodsze pokolenie, dzieli się
tym, co sama w wielu 60 lat wie, a czego brakowało jej w młodości.
„Każde z nas, które nie prześlizgnęło się gładko przez dotychczasowe życie i nauczyło się, że nie wolno się pod dawać, ma obowiązek przekazać tę naukę młodszemu pokoleniu.”
Autorka dzieli się tu swoją prywatną historią, jednak robi
to bardzo oszczędnie, nie powinna więc dziwić objętość książki. Jest tu
wszystko to, co faktycznie miało na nią samą i jej twórczość wpływ, ale bez
zbędnego rozczulania i analizowania – krótkie, treściwe, skondensowane zdania i
części.
„(…) pisarstwo polega głów nie na ciągłym przepisywaniu i że słowa nabazgrane na kartce to surowiec, z którego być może uda się wyrzeźbić coś wartościowego. My, pisarze i pisarki, przez całe życie uczymy się, jak operować językiem, by wyrazić dokładnie to, co chcemy przekazać.”
Poza spojrzeniem na prywatne doświadczenia autorki, tego,
jak mocno odizolowana czuła się przez całe swoje dzieciństwo, czasy szkoln,e od
reszty społeczności zamieszkującej jej rodzinną białą dzielnicę, dzieli się też
z nami tym, jak powstawały jej wszystkie z dziesięciu książek – od poezji po fusion
fiction, jak nazwała formę „Dziewczyny…”. Opisuje proces i źródło powstania
każdej z nich, a i przygody z wydawcami, dzięki czemu czytelnik ma wgląd w jej
twórczość ‘od kuchni’. To na pewno mocno docenili angielscy czytelnicy, którzy
znają jej książki, my niestety musimy jak na razie zadowolić się tą jedną,
ostatnią, która przyniosła jej tyle zmian.
„Musiałam pozostać wierna swoim artystycznym ideałom, ale jednocześnie pragnęłam, by moje książki trafiały do szerokiej publiczności. Byłam uparta i na pozór nie myślałam realistycznie, aż do momentu, gdy wizja przełożyła się na rzeczywistość, a ja zdobyłam Nagrodę Bookera i wszystko się zmieniło: moja radykalna, eksperymentalna, bardzo literacka powieść gościła w pierwszej dziesiątce bestsellerów przez czterdzieści cztery tygodnie.”
Warto jeszcze krótko wspomnieć, że Evaristo mocno działa na
rzecz różnorodności w literaturze. Walczy, by angielski rynek był przestępny
nie tylko dla białych pisarzy, ale dla wszystkich, niezależnie od pochodzenia.
Organizuje konkursy, programy wsparcia, wkłada wiele siły, energii i czasu, by
literatura nie podlegała podziałom rasowym. To ważny cel, który w naszych
czasach, dziwi, że jeszcze nie został osiągnięty. A jednak, nadal ci, których
kolor skóry nie jest biały, mają dużo większe problemy z wydawaniem powieści, swojej
twórczości, niż ci pierwsi.
„Jeśli traktują cię tak samo jak resztę, to kolor skóry pozostaje tylko kolorem. Po prostu należałam do zespołu i byłam akceptowana. Pod wieloma względami znalazłam tam azyl dla outsiderów, uświęcone miejsce, gdzie zbieraliśmy się ze świadomością, że nie oczekuje się od nas podporządkowania normom społecznym; mogliśmy być sobą bez obawy, że nikt nie będzie się nad nami znęcał albo da nam odczuć, że jakoś odstajemy.”
„Manifest” to skondensowana historia o wszystkich częściach,
które złożyły się na obraz człowieka, jakim teraz jest Evaristo. Mimo że jest
to książka o niej, jej autobiografia, to jednak zmusza do ciekawych przemyśleń –
na temat własnej drogi, korzeni, wychowania, a także kondycji rynku literackiego.
To książka o zwalczaniu przeciwności losu, przekłuwaniu przeszkód w drogą do celu,
o tym jak myśleć i zostać pozytywnym, nawet kiedy dzieje się źle, nawet kiedy
jest się mocno zagubionym. Autorka osiągnęła wiele, choć jej życie nie było
łatwe, a sama popełniała błędy. To historia inspirująca. Polecam!
„Dotarło do mnie, że nie ma dwóch takich samych osób i takie ich tworzenie dowodzi braku wyobraźni - wszystkie postacie fikcyjne muszą mieć indywidualne cechy; że podział bohaterów na dobrych i złych to dziecinne podejście, usprawiedliwione co najwyżej w staroświeckich bajkach; że traktując jedną płeć lub rasę jako jednolitą całość, wyrządzamy szkodę człowieczeństwu wszystkich ludzi; że istoty ludzkie wszystkich ras, płci i orientacji seksualnych są złożone i pełne sprzeczności oraz zdolne do uciskania innych, czy to na poziomie rządowym, wspólnotowym, czy osobistym; i że każde z nas jest zdolne do moralnie dyskusyjnych zachowań.”
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz