lipca 13, 2022

"Sopot w trzech aktach" Marta Matyszczak - patronacka recenzja premierowa

Autor: Marta Matyszczak
Tytuł: Sopot w trzech aktach
Cykl: Kryminał pod psem, tom 10
Data premiery: 13.07.2022
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 304
Gatunek: komedia kryminalna
 
Z serią Kryminałów pod psem jestem związana już od kilku lat – czytam ją w sumie od początku, od roku 2017, kiedy ukazał się debiutancki tom „Tajemnicza śmierć Marianny Biel”, a od dwóch lat mam przyjemność jej patronować. Teraz z bohaterami tej serii po raz pierwszy rozstaliśmy się na tak długo – była półtoraroczna przerwa, w czasie której autorka rozpoczęła nową serię Kryminałów z pazurem. Mimo zachwytu nowością, dobrze jednak jest wrócić do tego, co tak dobrze już znamy – teraz pora na tom dziesiąty Kryminałów pod psem! Bo Marcie Matyszczak nie można odmówić – po tylu tomach autorka ma już dobrze wyrobiony własny, charakterystyczny styl, po którym każdy, kto spotkał się z jej piórem przynajmniej raz, na pewno będzie w stanie ją rozpoznać. Oczywiście nowi czytelnicy mogą do serii dołączyć w każdym momencie – każdy tom opowiada osobną zagadkę kryminalną.
 
Fabuła „Sopotu w trzech aktach” toczy się latem, na moment po wydarzeniach z „Nocy na blokowisku” (recenzja – klik!). Szymon wraz ze swoją świeżo poślubioną żoną Różą są załamani stanem ich chorzowskiego mieszkania – budowlańcy mieli zrobić z dwóch jedno piętrowe, jednak coś poszło zupełnie nie tak… Szymon jednak szybko znajduję osoby, które na pewno dobrze przypilnują, by mieszkania jednak zostały wyremontowane tak, jak to było w planach, a sam razem z Różą i Guciem ruszają w swoją podróż poślubną. Do Sopotu! Niestety… już w pociągu natykają się na dobrze znanych, nie całkiem lubianych aspiranta Barańskiego i mecenas Potomek-Chojarską… Nie mogło też zabraknąć Brygidy Buchty! Taką ekipą lądują w pensjonacie Józefina, a chwilę później Róża podczas nadmorskich wygibasów odkrywa w morzu… zwłoki! Okazuje się, że właściciel Józefiny został zamordowany – trzykrotnie! Policja wraz z rodziną ofiary prosi Szymona i Barańskiego o wsparcie – oczywiście Róża i Gucio również są chętni do pomocy… Kto chciał śmierci Przebendowskiego? A może komu zaszedł za skórę tak mocno, że ten ktoś dobrze się upewnił, że mężczyzna nie żyje?
„Róża Solańska uważała, że pod koniec każdego dnia powinno się sobie zadać jedno pytanie: czy zrobiłaś dzisiaj coś po raz pierwszy w życiu? I dążyć do tego, by odpowiedź była twierdząca.
Spróbowała już paddle boardingu, dziś więc przyszedł czas na nowe wybryki.”
Książka składa się z dwóch prologów (jeden z czasów aktualnych, drugi z 1975 roku), 7 rozdziałów i dwóch epilogów. Każdy rozdział zatytułowany jest fragmentem piosenki Agnieszki Osieckiej i każdy podzielony jest na nienumerowane podrozdziały oddzielone od siebie uroczą grafiką kości dla psa, które przedstawiają wydarzenia z punktu widzenia trójki głównych bohaterów – Szymona, Róży i Gucia. Ponadto w każdym rozdziale pojawiają się też fragmenty z przeszłości, poczynając od 1832 roku aż po czasu już po PRLu. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego poza narracją Gucia, który opisuje wydarzenia w pierwszej osobie czasu przeszłego. Jak pisałam we wstępie, styl powieści w jakim autorki pisze, jest dopracowany do perfekcji – odpowiednie proporcje pomiędzy opisami a świetnymi dialogami, w których często gości gwara śląska (oczywiście z przypisami! Każdy jest więc w stanie zrozumieć 😉), pomiędzy tematami poważnymi a komicznymi sytuacjami, w których Róża wiedzie zdecydowany prym. No i nie można też nie wspomnieć o lekko ironicznych komentarzach na temat naszej aktualnej polskiej rzeczywistości sprytnie przemyconymi w fikcyjnej fabule. Język w jakim książka jest pisana jest prosty, łatwy i przyjemny, więc i cała lektura jest po prostu czystą przyjemnością.
„A zamienił ją sobie na euro pewnie dlatego, że miał świadomość, że nasza waluta leci na łeb, na szyję, bo rządzący nami idioci nie potrafią zapanować nad galopującą inflacją. Trudno im się zresztą dziwić, większość z nich ledwie skończyła przedszkole. A i to warunkowo. Trudno więc, żeby się znali na dodawaniu i odejmowaniu, a co dopiero na tabliczce mnożenia. Jeśli więc jest się obrotnym i rozumnym obywatelem, trzeba sobie radzić samemu.”
 Wspomniałam już o części fabuły, która toczy się w przeszłości. Autorka ostatnio często stosuje ten zabieg, jednak robi to bardzo umiejętnie i mądrze – zawsze wplata w niej świetnie warunki, jakie były charakterystyczne dla opisywanych epok. Teraz część fabuły z przeszłości skupia się przede wszystkim na okresie II wojny światowej. Czas trudny, tym bardziej, że autorka na tapet wzięła wszystkie narodowości, jakie w tym czasie zamieszkiwały Sopot – są Niemcy, Polacy, Żydzi. W te ramy historii prawdziwej osadzona została historia przyjaciółek, które wojna rozdzieliła, a których losy potoczyły się bardzo różnie. Jedna z nich była członkiem rodziny właścicieli Józefiny, co jest połączeniem do czasów współczesnych. Jednak gdzie tu zagadka kryminalna? Co losy dziewczyn mają wspólnego ze śmiercią Przebendowskiego? Czy w ogóle coś, a może są to dwie osobne zagadki? Nic nie zdradzę, napiszę tylko, że jak zawsze autorka bardzo sprytnie rozpisała całą intrygę kryminalną.
 
To, co lubię w tej serii, to również to, jak autorka opisuje miejsca. I w tym tomie naprawdę świetnie możemy poznać Sopot – nie tylko plażę i pensjonaty, ale i knajpki, muzeum i inne turystyczne atrakcje. Wszystko to sprytnie wplecione jest w fabułę. Nie mogę też nie wspomnieć, że już na wstępie książki dostajemy rewelacyjnie rozrysowaną mapkę okolicy, w której toczy się akcja powieści, a i o okładce, która świetnie oddaje wygląd pensjonatu, w którym zatrzymali się bohaterowie powieści.
 
No właśnie, co z tymi bohaterami? Róża jak zawsze jest tu postacią mocno komiczną, Gucio uroczy, ale i ironicznie patrzącym na ludzi kundelkiem. Szymon to poważny, mrukliwy detektyw, Barański łamaga jakich mało. Buchta prześmieszna w swojej śląskości, Potomek-Chojarska w swojej prawniczej napompowanej powadze. Do tego dochodzą postacie stricte z tego tomu, przede wszystkim policjant wyżerający oranżadkę w proszku prosto z pudełka… Kreacje postaci może nie są mocno szczegółowe, ale każda jest bardzo oryginalna, tak że nie sposób ich ze sobą pomieszać!
„Ze zdumieniem wyjął aparat i przyjrzał mu się podejrzliwie. Czyżby został kleptomanem i nawet o tym nie wiedział? To nie była jego stara nokia, tylko jakiś diabelny smartfon! Z założenia starał się nie tykać świństwa nawet kijem przez szmatę.”
Nie będę przedłużać – „Sopot w trzech aktach” to świetna lektura zarówno na lato, bo przecież rzecz toczy się późnym latem nad polskim morzem, więc nawet zostając w domu, czytelnik może zaznać trochę nadmorskiego słońca i szumu fal 😉, jak i na każdą inną porę roku – to po prostu dobra historia kryminalna, z ciekawym tematem z przeszłości i masą dobrego, lekko ironicznego humoru. To kolejny udany tom serii! Bawiłam się przy nim naprawdę dobrze 😊 I polecam go Waszej uwadze!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo i objęcia ją swoim patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu!

Książka dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz