Autor: Marta Matyszczak
Tytuł: Sopot w trzech aktach
Cykl: Kryminał pod psem, tom 10
Data premiery: 13.07.2022
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 304
Gatunek: komedia kryminalna
Z serią Kryminałów pod psem jestem związana już od kilku lat
– czytam ją w sumie od początku, od roku 2017, kiedy ukazał się debiutancki tom
„Tajemnicza śmierć Marianny Biel”, a od dwóch lat mam przyjemność jej
patronować. Teraz z bohaterami tej serii po raz pierwszy rozstaliśmy się na tak
długo – była półtoraroczna przerwa, w czasie której autorka rozpoczęła nową
serię Kryminałów z pazurem. Mimo zachwytu nowością, dobrze jednak jest wrócić
do tego, co tak dobrze już znamy – teraz pora na tom dziesiąty Kryminałów pod
psem! Bo Marcie Matyszczak nie można odmówić – po tylu tomach autorka ma już
dobrze wyrobiony własny, charakterystyczny styl, po którym każdy, kto spotkał
się z jej piórem przynajmniej raz, na pewno będzie w stanie ją rozpoznać.
Oczywiście nowi czytelnicy mogą do serii dołączyć w każdym momencie – każdy tom
opowiada osobną zagadkę kryminalną.
Fabuła „Sopotu w trzech aktach” toczy się latem, na moment
po wydarzeniach z „Nocy na blokowisku” (recenzja – klik!). Szymon wraz ze swoją
świeżo poślubioną żoną Różą są załamani stanem ich chorzowskiego mieszkania –
budowlańcy mieli zrobić z dwóch jedno piętrowe, jednak coś poszło zupełnie nie
tak… Szymon jednak szybko znajduję osoby, które na pewno dobrze przypilnują, by
mieszkania jednak zostały wyremontowane tak, jak to było w planach, a sam razem
z Różą i Guciem ruszają w swoją podróż poślubną. Do Sopotu! Niestety… już w
pociągu natykają się na dobrze znanych, nie całkiem lubianych aspiranta
Barańskiego i mecenas Potomek-Chojarską… Nie mogło też zabraknąć Brygidy Buchty!
Taką ekipą lądują w pensjonacie Józefina, a chwilę później Róża podczas
nadmorskich wygibasów odkrywa w morzu… zwłoki! Okazuje się, że właściciel Józefiny
został zamordowany – trzykrotnie! Policja wraz z rodziną ofiary prosi Szymona i
Barańskiego o wsparcie – oczywiście Róża i Gucio również są chętni do pomocy…
Kto chciał śmierci Przebendowskiego? A może komu zaszedł za skórę tak mocno, że
ten ktoś dobrze się upewnił, że mężczyzna nie żyje?
„Róża Solańska uważała, że pod koniec każdego dnia powinno się sobie zadać jedno pytanie: czy zrobiłaś dzisiaj coś po raz pierwszy w życiu? I dążyć do tego, by odpowiedź była twierdząca.Spróbowała już paddle boardingu, dziś więc przyszedł czas na nowe wybryki.”
Książka składa się z dwóch prologów (jeden z czasów aktualnych,
drugi z 1975 roku), 7 rozdziałów i dwóch epilogów. Każdy rozdział zatytułowany
jest fragmentem piosenki Agnieszki Osieckiej i każdy podzielony jest na nienumerowane
podrozdziały oddzielone od siebie uroczą grafiką kości dla psa, które przedstawiają
wydarzenia z punktu widzenia trójki głównych bohaterów – Szymona, Róży i Gucia.
Ponadto w każdym rozdziale pojawiają się też fragmenty z przeszłości,
poczynając od 1832 roku aż po czasu już po PRLu. Narracja prowadzona jest w
trzeciej osobie czasu przeszłego poza narracją Gucia, który opisuje wydarzenia
w pierwszej osobie czasu przeszłego. Jak pisałam we wstępie, styl powieści w
jakim autorki pisze, jest dopracowany do perfekcji – odpowiednie proporcje
pomiędzy opisami a świetnymi dialogami, w których często gości gwara śląska
(oczywiście z przypisami! Każdy jest więc w stanie zrozumieć 😉),
pomiędzy tematami poważnymi a komicznymi sytuacjami, w których Róża wiedzie
zdecydowany prym. No i nie można też nie wspomnieć o lekko ironicznych komentarzach
na temat naszej aktualnej polskiej rzeczywistości sprytnie przemyconymi w fikcyjnej
fabule. Język w jakim książka jest pisana jest prosty, łatwy i przyjemny, więc i
cała lektura jest po prostu czystą przyjemnością.
„A zamienił ją sobie na euro pewnie dlatego, że miał świadomość, że nasza waluta leci na łeb, na szyję, bo rządzący nami idioci nie potrafią zapanować nad galopującą inflacją. Trudno im się zresztą dziwić, większość z nich ledwie skończyła przedszkole. A i to warunkowo. Trudno więc, żeby się znali na dodawaniu i odejmowaniu, a co dopiero na tabliczce mnożenia. Jeśli więc jest się obrotnym i rozumnym obywatelem, trzeba sobie radzić samemu.”
Wspomniałam już o
części fabuły, która toczy się w przeszłości. Autorka ostatnio często stosuje
ten zabieg, jednak robi to bardzo umiejętnie i mądrze – zawsze wplata w niej świetnie
warunki, jakie były charakterystyczne dla opisywanych epok. Teraz część fabuły
z przeszłości skupia się przede wszystkim na okresie II wojny światowej. Czas
trudny, tym bardziej, że autorka na tapet wzięła wszystkie narodowości, jakie w
tym czasie zamieszkiwały Sopot – są Niemcy, Polacy, Żydzi. W te ramy historii
prawdziwej osadzona została historia przyjaciółek, które wojna rozdzieliła, a
których losy potoczyły się bardzo różnie. Jedna z nich była członkiem rodziny
właścicieli Józefiny, co jest połączeniem do czasów współczesnych. Jednak gdzie
tu zagadka kryminalna? Co losy dziewczyn mają wspólnego ze śmiercią
Przebendowskiego? Czy w ogóle coś, a może są to dwie osobne zagadki? Nic nie
zdradzę, napiszę tylko, że jak zawsze autorka bardzo sprytnie rozpisała całą intrygę
kryminalną.
To, co lubię w tej serii, to również to, jak autorka opisuje
miejsca. I w tym tomie naprawdę świetnie możemy poznać Sopot – nie tylko plażę
i pensjonaty, ale i knajpki, muzeum i inne turystyczne atrakcje. Wszystko to
sprytnie wplecione jest w fabułę. Nie mogę też nie wspomnieć, że już na wstępie
książki dostajemy rewelacyjnie rozrysowaną mapkę okolicy, w której toczy się
akcja powieści, a i o okładce, która świetnie oddaje wygląd pensjonatu, w
którym zatrzymali się bohaterowie powieści.
No właśnie, co z tymi bohaterami? Róża jak zawsze jest tu
postacią mocno komiczną, Gucio uroczy, ale i ironicznie patrzącym na ludzi
kundelkiem. Szymon to poważny, mrukliwy detektyw, Barański łamaga jakich mało.
Buchta prześmieszna w swojej śląskości, Potomek-Chojarska w swojej prawniczej napompowanej
powadze. Do tego dochodzą postacie stricte z tego tomu, przede wszystkim
policjant wyżerający oranżadkę w proszku prosto z pudełka… Kreacje postaci może
nie są mocno szczegółowe, ale każda jest bardzo oryginalna, tak że nie sposób
ich ze sobą pomieszać!
„Ze zdumieniem wyjął aparat i przyjrzał mu się podejrzliwie. Czyżby został kleptomanem i nawet o tym nie wiedział? To nie była jego stara nokia, tylko jakiś diabelny smartfon! Z założenia starał się nie tykać świństwa nawet kijem przez szmatę.”
Nie będę przedłużać – „Sopot w trzech aktach” to świetna
lektura zarówno na lato, bo przecież rzecz toczy się późnym latem nad polskim
morzem, więc nawet zostając w domu, czytelnik może zaznać trochę nadmorskiego słońca
i szumu fal 😉, jak i na każdą inną porę roku – to po
prostu dobra historia kryminalna, z ciekawym tematem z przeszłości i masą
dobrego, lekko ironicznego humoru. To kolejny udany tom serii! Bawiłam się przy
nim naprawdę dobrze 😊 I polecam go Waszej uwadze!
Moja ocena: 7,5/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą przedpremierowo i
objęcia ją swoim patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Dolnośląskiemu!
Książka dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz