Jak to się stało, że fanka kryminału debiutowała powieścią romantyczną, dlaczego Joanna Wtulich mówi, że jest koszmarem marketingu, co do "Za kulisami" ma figura pas de trois i skąd w książce szkoła baletowa, a także czy czy doczekamy się kontynuacji przygód głównej bohaterki, policjantki Leny?
Zapraszam na rozmowę z autorką!
Joanna Wtulich notka biograficzna:
Nauczycielka, miłośniczka kryminałów, bibliotekarka.
Wielokrotnie wyróżniana za swoje opowiadania w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału (2018, 2019) i konkursu "Poznań fantastyczny" (2019). Wyznaje zasadę, że pisanie oraz chodzenie ma moc terapeutyczną. Znana z romansów historycznych, po raz pierwszy proponuje czytelnikowi swoją kryminalną powieść.
Kryminał na talerzu: Niecały miesiąc temu odbyła się premiera Pani najnowszej książki, która, mimo iż jest już Pani szóstym tytułem w karierze pisarskiej, to jednak całkowicie różni się gatunkowo od reszty. Jak się Pani czuje, oddając w ręce czytelników swój pierwszy kryminał?
Joanna Wtulich: Premierze „Za kulisami” towarzyszył ogromny stres i niepokój o to, jak zostanie przyjęta książka przez czytelników. Jestem w końcu głównie znana jako autorka powieści historycznych przeznaczonych typowo dla kobiet, a powieść kryminalna jest postrzegana jako dość męski gatunek, choć uważam, że niesłusznie. W końcu kobiety też mają na tym polu wiele do powiedzenia i z powodzeniem piszą genialne historie kryminalne. Na ten moment mogę śmiało powiedzieć, że odetchnęłam, bo recenzje są pozytywne. I tak stałam się koszmarem marketingu, bo jednak łatwiej promować autora, który ma określone grono odbiorców i nie robi skoków w bok.
Czytałam, że zaczynała Pani właśnie od kryminału – Pani kryminalne opowiadania były wyróżnione aż dwa razy w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału, a jednak w 2020 roku debiutowała Pani romansem. Dlaczego więc powieściowo najpierw był romans, a dopiero po dwóch latach kryminał?
Konkurencja jeśli chodzi o kryminały jest ogromna, w dodatku poziom jest naprawdę wysoki. Zapewne niewiele by zmieniło nawet to, że byłam już laureatem kilku konkursów na opowiadanie, w tym dwóch na opowiadanie kryminalne. Traktowałam je po prostu jak sprawdzenie własnych umiejętności, ale od początku nie chciałam się ograniczać do jednego gatunku. Trudno byłoby mi zapewne zadebiutować właśnie powieścią kryminalną, a ponieważ nadarzyła się okazja wzięcia udziału w konkursie na powieść o miłości, to postanowiłam spróbować swoich sił i tak się to zaczęło. Potem przyszedł mi do głowy pomysł ma powieść historyczną, ale marzenia kryminalne były. Jestem uparta i lubię stawiać na swoim. Wygląda więc na to, że znowu mi się udało.
Czy pisanie kryminału mocno różni się od pisania romansu?
Pisanie zawsze wiąże się z przygotowaniem materiałów. Powieść historyczna wymaga kopania w historii, a powieść kryminalna w realiach np. szkoły baletowej albo pracy policyjnej. Tak czy inaczej wymaga to czasu i zdobywania wiedzy. Potem trzeba wszystko drobiazgowo zaplanować niezależnie od tego, o czym się pisze. Taki przynajmniej jest mój sposób na pisanie. Lubię planować. Więc co do zasady nie ma dla mnie znaczenia, nad czym aktualnie pracuję. Robię to najlepiej jak potrafię.
To teraz już skupmy się na chwilę na fabule „Za kulisami”. Muszę przyznać, że zafascynowało mnie miejsce akcji, jakie wybrała Pani dla swojego kryminału. Mam na myśli oczywiście szkołę baletową. Skąd ten pomysł?
Pomysł pojawił się dość przypadkowo, w czasie rozmowy z moja przyjaciółką, Mariolą. To ona jest dla mnie źródłem inspiracji, bo lubi mi podsuwać ciekawe historie. W tym przypadku to był raczej zlepek różnych opowieści, zupełnie niezwiązanych ze sobą, ale w mojej głowie pięknie się połączyły w całość. Szkoła jako taka jest mi dość bliska, bo od 20 lat jestem nauczycielem, a ambicje rodziców nie zawsze są zdrowe i nie ma znaczenia, do jakiej szkoły uczęszcza dziecko.
Na okładce książki widzimy porównanie historii do dramatu na trzech bohaterów. W książce też można dopatrzeć się wydarzeń fabularnych, które można by rozpisać na trzy akty. Czy takie nawiązanie do dramatu, tragedii było zamierzone? Od początku planowane?
Zgadza się, taki był od początku pomysł na te powieść. To miała być historia rozpisana na 3 głosy, 3 bohaterów, jak w baletowej figurze, w której tańczy 3 tancerzy, która nazywa się pas de trois.
Skoro jest jesteśmy przy planowaniu i początkach, to co było tym zapalnikiem, który sprawił, że ta historia powstała?
Nie byłoby tej historii bez spaceru po Lesie Bielańskim z moją wspomnianą już przyjaciółką Mariolą. To tam opowiedziała mi, jak znaleziono kiedyś w Lesie zwłoki kobiety. Z tego musiał powstać kryminał. Zresztą Mariolka opowiedziała mi to z premedytacją, wiedząc, że lubię taki gatunek książek i być może to wykorzystam.
W książce porusza Pani wiele trudnych tematów, nie będziemy może tutaj mówić, o tych, które są bezpośrednim powodem zbrodni, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by wymienić choćby tą nierówność społeczną czy życie w patologicznej rodzinie. Dlaczego w książce mamy ich aż tyle? Lektura momentami jest wstrząsająca, więc i pisać musiało się o tym niełatwo…
Życie w ogóle poza tym, że bywa piękne, jest też dość trudne, zwłaszcza we współczesnym, nastawionym na szybki sukces świecie. Dla młodych ludzi bez wsparcia rodziny dorastanie w wypełnionej ambicjami, wymaganiami, samotnością rzeczywistości może stać się nie tylko traumatyzującym doświadczeniem, ale może wręcz zniszczyć ich kruchą i podatną na wpływy konstrukcję. Jak wspomniałam, przez 20 lat pracy w edukacji, w tym w dużej części w gimnazjum, widziałam wiele różnych historii takich młodych ludzi. Nie zawsze miały one happy end i proszę wierzyć, że status majątkowy rodziny nie ma tu nic do rzeczy. Zawsze powtarzam, ze pisanie jest rodzajem terapii, więc w ten sposób odreagowuję swoje zawodowe doświadczenia.
Mamy tutaj też fabułę osadzoną w dwóch planach czasowych – teraz i wcześniej, które mocno się ze sobą przeplatają. Czy właśnie w taki sposób pisała Pani tę książkę czy najpierw powstawała historia z wcześniej, a później ta z teraz? I dlaczego właśnie dwa plany czasowe?
Nie dałoby się inaczej pokazać historii Anastazji, gdybym nie zdecydowała się pisać w dwóch planach czasowych. To miała być historia tej dziewczyny, a żeby to zrobić, musiałam wejść w jej psychikę i opisać, kim była, jak się zachowywała, jakie miała plany, ambicje, marzenia, jak funkcjonowała w życiu. Od początku pisałam tę powieść w trójgłosie. Kluczem było precyzyjne zaplanowanie wszystkiego. Żeby wszystko zagrało, żeby czytelnik zbyt szybko nie dowiedział się o kluczowych elementach, które mogłyby go naprowadzić na ślad mordercy, musiałam bardzo pilnować chronologii i tego, by we właściwym momencie weszła dana postać ze swoja częścią historii.
Pani kryminał mocno skupiony jest na psychologicznych i społecznych aspektach zbrodni, a nie na dynamicznej, ciągle gnającej do przodu akcji i szokowaniu makabrą. Dlatego właśnie na taki rodzaj kryminału się Pani zdecydowała?
Napisałam taką książkę, jaką sama przeczytałabym z przyjemnością. Lubię, kiedy autor zaprasza mnie do gry, każe odkrywać poszczególne elementy układanki w tempie pozwalającym wejść do świata bohaterów. Jednocześnie taki rodzaj pisania pozwala zgłębić motywacje prowadzące do zbrodni. Uważam, że dobra książka nie musi epatować okrucieństwem i być nafaszerowana opisami ciągnących się przez wiele stron bebechów. Niczemu to nie służy, no chyba że autor w ten sposób sprawia przyjemność głównie sobie.
Co najlepiej wspomina Pani z tworzenia kryminału, który aspekt pracy nad tą książką podobał się Pani najbardziej?
Z pewnością rozmowy z moją przyjaciółką, ale też konsultacje z policjantami. Rozmowa z jednym z nich przyniosła mi tyle inspiracji, że nie wiem, za co się teraz chwycić i jednocześnie uświadomiła mi, z jak błahych powodów zwykli ludzie popełniają najgorsze czyny. Ciekawy był również research jeśli chodzi o balet. Miałam okazję być na spektaklu „Dziadek od orzechów”, który zrobił na mnie ogromne wrażenie, i którego echa pojawiają się na kartach powieści. Anastazja tańczyła na konkursie partię Cukrowej Wróżki nie bez powodu.
Miała Pani jakiś udział w powstaniu tej genialnej okładki? Muszę przyznać, że zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie!
Okładka od początku do końca została zaprojektowana przez grafika. Natomiast moja sugestia była taka, by było mrocznie, no i by pojawiły się jakieś motywy związane z tańcem. Baletki byłby dość nachalnym akcentem, dlatego pomysł z tancerką, w której strój wpisana została czaszka, od początku mi się spodobał, podobnie jak kolorystyka.
Teraz pora na pytanie, na które na pewno wielu czytelników chce poznać odpowiedź. Czy z Leną, policjantką prowadzącą śledztwo, jeszcze kiedyś się spotkamy?
Nie ukrywam, że chodzi mi po głowie taka myśl, żeby kontynuować ten wątek. Zresztą trudno mi się rozstawać z postaciami, a Lena jest mi jakoś szczególnie bliska. To kobieta z nieciekawą przeszłością, bardzo samotna, mimo że ma córkę. Trochę taka outsiderka z konieczności, bardzo zamknięta i ostrożna, która robi wszystko, by pozować na twardzielkę. Może więc warto byłoby zedrzeć z niej tę skorupę?
Jak wyglądają Pani najbliższe plany pisarskie i wydawnicze?
Jesienią ukaże się 2. część Sagi napoleońskiej, a ja pracuję właśnie nad 3. częścią, ale to pewnie dopiero w następnym roku. Natomiast chciałabym napisać przynajmniej jeszcze jedną powieść w tym roku, ale zawodowo mam trudny czas i pisanie musi poczekać.
To teraz na koniec porozmawiajmy jeszcze chwilę o Pani. Czy od zawsze chciała Pani pisać?
Zdecydowanie tak. To było moje niespełnione dziecięce marzenie, na którego realizację brakowało odwagi. Na szczęście w końcu odważyłam się i okazało się, że mam swoje grono czytelników, że to jak piszę i co piszę podoba się na tyle, że zainteresowali się tym wydawcy. Żałuję tylko, że mam tak mało czasu obecnie na realizację tej swojej największej życiowej pasji.
Co przynosi Pani radość, oczywiście prócz pisania powieści? 😊
Rzeczy zupełnie prozaiczne. Wypicie kawy w moim ogrodzie o poranku, spacer z psem, czytanie do późna w nocy. Jestem strasznie nudna, kocham rutynę, co pewnie sobie rekompensuję tym, co mam w głowie. Jak mówiłam, pisanie to przecież rodzaj terapii 😊
Jak wygląda Pani biblioteczka, kto jest Pani ulubionym autorem?
Moja biblioteczka to jest jeden wielki misz-masz. Czytam wszystko, czasem lubię sięgnąć po literaturę piękną, ale też nie stronię od dobrej powieści kryminalnej czy obyczajowej. Trudno mi wymienić jednego autora. Cenię wielu autorów, każdego za co innego i z każdej książki staram się wyciągnąć coś pozytywnego, coś dla siebie.
I pytanie ostatnie, obowiązkowe na moim kulinarno-kryminalnym blogu. Co najbardziej lubi Pani jeść? 😊
Najbardziej to, co ugotuje ktoś inny.😁 A jeszcze jak posprząta i pozmywa, to już jest pełnia szczęścia. A tak poważnie, to lubię proste, domowe jedzenie, takie, którego przygotowanie nie wymaga zbyt wielu składników i wysiłku.
Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz