Autor: Kerry Fisher
Tytuł: Kobieta,
którą byłam
Tłumaczenie: Agnieszka
Sobolewska
Data premiery: 23.02.2022
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 448
Gatunek: powieść
obyczajowa
Kerry Fisher to brytyjska autorka powieści obyczajowych
poświęconych zwyczajnym kobietom i życiu rodzinnemu, które przedstawia lekkim,
przyjemnym i zabawnym piórem. Sama od pierwszej jej książki, która ukazała się
na polskim rynku czułam, że może to być coś wartego uwagi – w końcu takie domestic
noir, powieści skupione na psychologicznych aspektach to zdecydowanie coś, co
trafia w mój gust, a pisarki brytyjskie już nieraz udowodniły, że kto jak kto,
ale one potrafią pisać w tym temacie naprawdę zajmujące historie. Po książkę
Kerry Fisher sięgnęłam mimo wszystko dopiero teraz, kiedy autorka na swoim
koncie mam dobre kilka tytułów, a i milion sprzedanych egzemplarzy na koncie.
Na polskim rynku dostępne są jej cztery książki i cóż… Koniecznie muszę te
pozostałe trzy przeczytać!
Historia „Kobiety, którą byłam” toczy się na małym,
brytyjskim, nowopowstałym osiedlu, pełnym domków jednorodzinnych. W najbliższym
sąsiedztwie zamieszkały trzy kobiety – Gisela, Sally i Kate. I choć są w
podobnym do siebie wieku, ich życia nie mogłyby bardziej się od siebie różnić.
Gisela to pani domu, matka opiekująca się dwójką praktycznie dorosłych już
dzieci. Sally to bizneswoman, która zawodowo podróżuje po świecie, z mężem
mijając się praktycznie w drzwiach. Kate to matka nastolatki, kobieta, która
mocno ukrywa to kim jest, swoją przeszłość, która panicznie pilnuje, by jej
córka niczego nikomu nie zdradziła… Co Kate ukrywa? Czy życie na nowym osiedlu
okaże się takim rajem na jaki wygląda przez ekran telefonu, w social mediach z
których tak ochoczo panie korzystają?
„(…) kręciła głową nad tym, jak chyłkiem dopada nas prawdziwe życie, podgryza rok po roku wszystko, co beztroskie i w zamian zostawia ciężkie brzemię – tam, gdzie najpierw były piórka, szczypta odpowiedzialności, tak lekkiej, że wydawała się przywilejem.”
Książka składa się z 45 rozdziałów rozpisanych naprzemiennie
na trzy główne bohaterki. Przy każdym z nich podana jest data i dzień, a i
często na początku lub na końcu rozdziału pojawia się wpis ze Facebooka danej
bohaterki opatrzony opisem zdjęcia i hasztagami. Narracja prowadzona jest w
pierwszej osobie czasu przeszłego przez trzy bohaterki – każda z nich
nieznacznie różni się stylem wypowiedzi. Sam styl jest bardzo przyjemny, lekki
i zabawny, autorka ma niesamowicie lekkie pióra i świetną spostrzegawczość co
do detali codzienności.
„ – Gisela! Uspokój się. – Najlepszy tekst wszech czasów, jaki wymyślono, żeby jeszcze bardziej zaognić sytuację.”
Bardzo lubię powieści, których akcja rozgrywa się w małej
sąsiedzkiej społeczności. Takie miejsca, w przeciwieństwie do wielkich miast,
rządzą się swoimi prawami – tu każdy myśli, że wszystkich dookoła zna, przecież
obserwują się zza płotu każdego dnia, rozmawiają ze sobą, odwiedzają się
wzajemnie na grillach i innych sąsiedzkich okazjach. A jednak bieg lektury ukazuje,
że poczucie znajomości jest złudne – nawet przed najbliższymi sąsiadami
ukrywamy swoje prawdziwe oblicze. Mimo takiej bliskości współżycia, każdy z
sąsiadów potrafi zachować swoje tajemnice w ukryciu… I tak jest i z tymi
bohaterkami, a fakt, że Gisela i Sally ochoczo korzystają z mediów
społecznościowych tylko te złudne uczucie pogłębia. Kobiety w teorii dzielą się
swoim życiem z innymi, a jednak zamieszczane informacje przechodzą przez bardzo
rygorystyczne filtry. Ich życie obserwowane przez media społecznościowe wydaje
się idealne – podróże, dużo wolnego czasu, małe, miłe gesty od najbliższych.
Czy jednak to, czym dzielą się ze światem jest pełnym obrazem ich
rzeczywistości? Oczywiście że nie, jednak ludzie obserwujący nie zdają sobie z
tego sprawy. I tak zradza się zazdrość, zawiść o to wyimaginowane idealne
życie.
„(…) przeglądanie postów z ich życia było jak wstrzykiwanie sobie w żyłę narkotyku niezadowolenia, coś w rodzaju samookaleczania się online, bez żyletek.”
Tym samym pogłębia się uczucie osamotnienia, niezrozumienia,
braku zrozumienia dla własnych problemów. Przez swoje bohaterki autorka
świetnie przedstawia negatywne działanie takich mediów, co tak naprawdę
udowodnione jest naukowo – długie, częste korzystanie może nie tylko źle
wpływać na nastrój, ale i pogłębiać depresję prowadząc do nieoczekiwanie
fatalnych skutków.
„Leżałam w łóżku, przewijając feed na Facebooku w moim telefonie. I od razu odrobinę bardziej znienawidziłam swoje życie.”
Kreacje bohaterek oddane są znakomicie – każda tak naprawdę
nie jest kobietą doskonałą, każda z nich boryka się z własnymi problemami, z
którymi radzi sobie jak może. Autorka świetnie przedstawia role kobiece i
stereotypy z jakimi spotykamy się na co dzień. Dużo jest o roli kobiety w
rodzinie, rodzicielstwie, o tym czego od nas się oczekuje.
„- Mamo!Te dwie sylaby definiowały mnie i frustrowały. Słowo, które zdecydowało o tym, kim jestem, nawet kiedy wcale nie chciałam, kiedy wymagania związane z tą rolą były zbyt liczne, bolesne i cholernie trudne. Tytuł, który oznaczał, że już nigdy nie będę wolna. Ani że nie chciałabym być.”
Jednak dzięki
bohaterkom widzimy, że nie warto zadręczać się tym, co pomyślą inni, ważne by
żyć w zgodzie z sobą i wierzyć w siebie – przy wierze, że da się radę
faktycznie można zrobić prawie wszystko. Więc mimo pojawiających się problemów,
jest to książka dająca nadzieję, na to, że zawsze można zacząć od nowa, zmienić
podejście do życia, otworzyć się na nie i ludzi, którzy chcą dla nas dobrze.
„Dzisiejszy wieczór był początkiem mojego buntu. Przez ostatnich dziesięć lat kawałeczki mnie samej układały się równiutko w uporządkowany schemat, którego wymagał Chris.”
Książka gatunkowo zaliczana jest to powieści obyczajowej,
jednak nie zabrakło tu też miejsca na tajemnicę, która prócz zwyczajnej
przyjemności z dobrze napisanej książki, daje też to pożądane przez czytelników
poczucie niepewności, zagadki, którą trzeba rozwiązać. Bo od początku wiemy, że
Kate przed czymś ucieka, przed czymś lub kimś się ukrywa… Czy poznamy jej
przeszłość, która kazała jej uciekać?
„ – Ale ty byś się tak nie zachowała, gdyby sytuacja była odwrotna.- Nikt z nas nie wie, do czego jesteśmy zdolni, kiedy spotyka nas najgorsze. Mam nadzieję, że nie czułabym potrzeby, żeby ją obwiniać, ale kto wie? Taka jest natura ludzka – chcemy znaleźć powód, wytłumaczenie wszystkiego. Chyba niezbyt dobrze radzimy sobie z akceptowaniem, że ‘spotkał nas pech’.”
Fabuła toczy się spokojnie, a jednak cały czas coś się
dzieje. Nie zawsze są to duże sprawy, często po prostu codzienność, jednak
wszystko to opisane jest w taki sposób, że ciężko książkę odłożyć – czyta się
ją z przyjemnością. Może dlatego, że mówi o uniwersalnych bolączkach i
radościach kobiet?
„(…) jeszcze nie wiemy, co się stanie, ale jakoś to rozwiążemy. (…) Nie będziemy żyć, jakby niebo zwaliło nam się na głowę, dopóki do tego nie dojdzie. O ile dojdzie w ogóle.”
Nie przedłużając, „Kobieta, którą byłam” to wartościowa
lektura, przypominająca o tym, co w życiu kobiety jest ważne. To książka o codzienności,
która daje nadzieję, że jakby źle nie było, jesteśmy w stanie sobie z tym
poradzić. Ważna jest wiara w siebie, wsparcie w najbliższych (nawet tych, z
którymi czasem nie zdajemy sobie sprawy), odwaga, by próbować nowego i
nieprzywiązywanie dużej wagi, do tego co na ekranie telefonu – w końcu życie
toczy się w realu, media społecznościowe to tak naprawdę tylko mało istotny
dodatek.
Moja ocena: 8/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu
Literackiemu!
Książka dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz