Autor: Louise Candlish
Tytuł: Ostatnie
piętro
Tłumaczenie: Beata
Słama
Data premiery: 12.01.2022
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 384
Gatunek: thriller
psychologiczny
Na nową książkę brytyjskiej pisarki Louise Candlish czekałam
z ciekawością. Mimo że autorka na swoim koncie ma szesnaście powieści, z czego pięć
zostało wydane w Polsce, ja z jej piórem spotkałam się tylko raz, przy
thrillerze z nurtu domestic noir pt. „Tuż za ścianą” (recenzja – klik!). Wspominam naprawdę bardzo dobrze! Teraz, przy „Ostatnim piętrze” utwierdziłam
się w przekonaniu, że jej książki zdecydowanie trafiają w moje gusta czytelnicze.
Główny trzon historii „Ostatniego piętra” toczy się w 2019
roku. Ellen Saint, kobieta po 40stce, jest projektantką oświetlenia. Podczas
jednej z wizyt u klientki w londyńskim wieżowcu zauważa przez okno młodego
mężczyznę stojącego na tarasie najwyższego w tej dzielnicy budynku. Mimo
dzielącej ich odległości jest pewna, że wie kto to jest – Kieran Watts, dawny
przyjaciel jej syna, który, jak jest przekonana, nie żyje od dwóch lat. Jak to
więc możliwe, że widzi go całego i zdrowego, a do tego wszystkiego naprawdę
bogatego? Ellen, po pierwszym szoku, postanawia dowiedzieć się co się wydarzyło
dwa lata temu. Jej obsesja zaczyna się na nowo… Obsesja, która narodziła się
pięć lat temu, w momencie, gdy w życiu jej syna pojawił się Kieran. Do czego ta
znajomość doprowadziła? Dlaczego uczucia Ellen do tego chłopaka są tak
wszechogarniające?
„W tej książce nie ma zbyt wielu uścisków i pocałunków. Tak, niestety, jest, gdy pisze się o nienawiści.”
Książka składa się z czterech części – pierwsza i trzecia
przedstawione są przez Ellen, druga i czwarta przez Vica. Te przedstawione z
punktu widzenia Ellen są w narracji pierwszoosobowej czasu teraźniejszego i
przeszłego i składają się na 39 rozdziały jej własnej powieści, wspomnień,
które spisała. Fragmenty przedstawione przez Vica nie są numerowane, mają tylko
oznaczenia czasu i przedstawione są w narracji trzecioosobowej czasu
teraźniejszego, gdy mowa o wydarzeniach z 2019 oraz czasu przeszłego, gdy mowa
o latach wcześniejszych. Pomiędzy tymi wszystkimi rozdziałami upchnięte są też
fragmenty artykułu do „Sunday Times” zatytułowanego „Czas zabijania”. Styl
powieści jest lekko dopasowany do każdego z narratorów, mam wrażenie, że Ellen
wypowiada się z trochę lżejszym stylu, stosuje delikatną ironię.
„– To było naprawdę groźne. (…) pokazał mi jeszcze środkowy palec. (…)- Ale dlaczego miałby to robić?- Nie mam pojęcia. Bezinteresowna złośliwość? Przecież nie zrobiłam niczego, co mogłoby go obrazić.- Może źle to zrozumiałaś? – zasugerował Justin. (Przysięgam, na moim nagrobku będzie widniało epitafium ‘Tu leży Ellen Saint. Może coś źle zrozumiała’)."
Książkę czyta się z lekkością, rozdziały nie są długie,
przez co lektura jest bardzo wygodna, a przedstawienie historii z kilku punktów
widzenia wprowadza czytelnika w wątpliwości komu tak naprawdę można ufać…
Z jeden strony mamy Ellen, która od początku nie ukrywa, że
jest osobą wrażliwą i łatwo fiksującą się na jednym temacie. W roku 2019
poznajemy ją w momencie, który wywraca jej świat do góry nogami, burzy to, w co
kobieta wierzyła od dobrych dwóch lat. W tym czasie zaczęła godzić się z tym co
się stało, jednak teraz okazuje się, że wcale tego robić nie powinna, bo
sprawiedliwości nigdy nie stała się zadość… To, jak Ellen opowiada o tym, co
dzieje się teraz i o tym, co działo się pięć lat temu wydaje się szczere i
prawdziwe, czytelnik czuje, że kobieta niczego przed nim nie ukrywa. Obserwujemy
jak po kilku latach spokoju znowu zaczyna go burzyć, owładnięta tylko jedną
myślą… To postać pełna bólu, uparta i zawzięta w swoich postanowieniach,
przekonana o ich słuszności. Jej emocje wydają się jednak zrozumiałe, gdy już
dowiadujemy się co kobieta przeszła. A przynajmniej do pewnego momentu, bo
Ellen zbliża się do punktu granicznego… Czy to co planuje, to po prostu wymierzenie
sprawiedliwości czy jednak coś innego?
Z drugiej strony jest Vic, który stoi po stronie Ellen, ale
wydaje się patrzeć na sytuację nieco racjonalniej, jest w stanie dopuścić myśl,
że może w swoim postrzeganiu nie ma racji. Dzięki jego relacji czytelnik może
na wszystko spojrzeć nieco inaczej i zastanowić się czy faktycznie punkt
widzenia Ellen jest właściwy. Vic to ojciec jej syna, jej były partner, z
którym rozstała się, gdy chłopiec poszedł do szkoły, po czym wyszła za Justina,
z którym mają kilka lat młodszą córkę. Kontakt Vica z Ellen jednak nigdy się
nie urwał, razem w zgodzie wychowywali Lucasa zapewniając mu naprzemiennie
opiekę. Jest to więc mężczyzna, który dobrze Ellen zna, który wie, jak radzić
sobie z jej obsesjami. No właśnie, czy nowo odnaleziony Kieran to jej obsesja?
Kieran to postać dosyć tajemnicza. Kilka lat temu
zaprzyjaźnił się z Lucasem i już na wstępie nie zrobił na Ellen dobrego wrażenia.
Po kilku dziwnych incydentach i w końcu tragedii, do której doszło w tej
rodzinie, Ellen oceniła go jako potwora, zło wcielone, wytrawnego manipulatora
i egoistę. Czy jednak to jest faktyczny obraz tego chłopca czy postrzeganie
przez matkę owładniętą poszukiwaniem sprawiedliwości za wyrządzone krzywdy?
Sytuacja, w której autorka postawiała bohaterów, zmusza do
chwili refleksji. Nad sprawiedliwością, chęcią zemsty, wyrzutami sumienia,
obsesją i po prostu postrzeganiem innych z własnego punktu widzenia. To nie są
tematy łatwe, szczególnie, gdy ukazane przez pryzmat cierpiącej matki. Czy mamy
więc prawo oceniać? Co my zrobilibyśmy będąc na miejscu Ellen? Czy jesteśmy tak
na sto procent pewni, że nie to samo?
„W mieszkaniu rozbrzmiewa jakaś gówniana medytacyjna muzyka, harfy i – jak to się nazywa? – dzwonki. A on ma ochotę na coś z jęczącymi metalowymi gitarami, na muzykę, przy której wyrzuca się telewizor przez okno.”
Intryga powieści opiera się na tajemnicy przeszłości i
przyszłości oraz niepewności w tym, kto ma rację. Czytelnik cały czas się waha,
czeka w zawieszeniu – co się stanie dalej? Do czego posunie się Ellen? I co się
stało wtedy, kilka lat temu? Dlaczego to właśnie Kieran ponosi całą winę? I czy
ponosi? To wzbudza przyjemny dreszczyk emocji, który trzyma czytelnika w zaciekawieniu
przez całą lekturę.
„(…) a on po raz setny dziwi się, że ona wszystko akceptuje, ponieważ wszystko – każdy wybuch gniewu, każda błędna ocena – ma psychologiczne uzasadnienie i zasługuje na współczucie.”
Po lekturze dwóch książek Louise Candlish mogę stwierdzić,
że autorka ma dar do przedstawiania skomplikowanych psychologicznie postaci. Jej
książki są tym bardziej fascynujące, gdyż jej bohaterowie to zwykli ludzie,
dokładnie tacy jak my. Nie ma tu brutalnych morderców, psychopatów. Jest
człowiek i jego emocje, które w pewnych sytuacjach kierują w zaskakującą stronę…
I tak jest i tym razem. To jak Candlish oddaje zachowanie i myśli swoich
bohaterów, jak dobrze wchodzi w ich głowę i zgrabnie, zrozumiale to wszystko
opisuje, to naprawdę majstersztyk. Jeśli więc tak jak ja wolicie skupiać się na
warstwie psychologicznej i nie potrzebujecie szaleńczą pędzącej akcji, by
docenić lekturę, to „Ostatnie piętro” na pewno Was zadowoli.
Moja ocena: 8/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu
Muza!
Książka dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz