Autor: Piotr Borlik
Tytuł: Czterdzieści
dusz
Cykl: Sara
Bednarek, tom 1
Data premiery: 18.11.2021
Wydawnictwo: Prószyński
i S-ka
Liczba stron: 496
Gatunek: kryminał
O Piotrze Borliku na polskim rynku książki zrobiło się dosyć
głośno jakieś dwa i pół roku temu, kiedy to ukazał się pierwszy tom serii
Borskiej Proporcji, trylogii kryminałów, które zachwyciły czytelników nie tylko
genialnym pomysłem na okładki, ale przede wszystkim treścią – to mocne historie
o skrzywionych psychikach. Teraz Borlik wraca do tak mrocznych tematów z
kryminałem „Czterdzieści dusz”, który ma duży potencjał, by również stać się
początkiem nowej serii.
W klasztorze w małej miejscowości Kolno dochodzi do brutalnego
morderstwa. Ofiarą pada ksiądz zarządzający tym miejscem, a jego ciało staje
się swego rodzaju inscenizacją – widać, że morderca wszystko wcześniej
zaplanował i dobrze przygotował się do zadania, a zbrodnia ma też znaczenie symboliczne.
Kuria we współpracy z policją do zbadania sprawy wyznacza policjantkę Sarę
Bednarek nie tylko ze względu na jej umiejętności, ale i jej znajomość wiary i
symboli katolickich. Sara ma działać sama i po cichu, gdyż opinia publiczna nie
powinna nigdy dowiedzieć się o tym zdarzeniu – przyciągnęłoby to uwagę do klasztoru,
który jest placówką księży skazanych, tych najgorszego rodzaju, degeneratów,
którzy popełnili przestępstwa tak duże, że trzeba było ich odseparować od
społeczeństwa. Policjantka z początku nie jest świadoma czego tak naprawdę się
podejmuje, lecz gdy zjawia się na miejscu, nie zamierza odpuścić. Czy jednak
nie bierze na siebie za dużo? W końcu najprawdopodobniej w klasztorze dalej
grasuje morderca, który dopuścił się tej brutalnej zbrodni, a Sara jest tak
jedyną kobietą i jedynym przedstawicielem prawa w gronie czterdziestu
zdegenerowanych mężczyzn, którzy nie są nastawieni do niej przyjaźnie…
Książka składa się z prologu, 31 rozdziałów i epilogu.
Rozdziały rozpisane są na 5 części, czyli pięć dni śledztwa, które dzielą się
na ‘noc’ i ‘dzień’. Każdy z rozdziałów składa się z wielu krótkich nienumerowanych
podrozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z
punktu widzenia kilku postaci: przede wszystkim Sary, ale również od czasu do
czasu jej przełożonego, księży mieszkających w klasztorze, a także woźnego
mieszkającego razem z nimi. Styl powieści jest prostu i spójny, skupiony na
akcji i myślach bohaterów, które ta wywołuje.
Zacznijmy tradycyjnie – od bohaterów. Autor pokusił się tu o
kilka ciekawych kreacji postaci, które wraz z biegiem akcji przechodzą przemianę.
Przed wszystkim mamy tu Sarę, główną bohaterkę, policjantkę, która by móc
prowadzić tę sprawę została awansowana na podkomisarza. Sara jest osobą
wierzącą, która teraz zostaje zderzona z instytucją Kościoła, a ta nie
prezentuje się jej od najlepszej strony. Jak to wpłynie na nią samą? To
praworządna kobieta z mocnym kręgosłupem moralnym. Sama od siebie dużo wymaga,
jest skupiona i uważna, choć śledztwo, które prowadzi do łatwych nie należy.
Czy jednak faktycznie będzie w stanie wykonać swoją pracę, kiedy to dyskrecja i
zamiatanie spraw pod dywan jest ważniejsze od znalezienia mordercy?
Drugą z istotnych postaci jest Janusz, woźny, który od
zawsze mieszka w klasztorze. To mężczyzna, który w jakiejś części na pewno jest
upośledzony, który całe życie był poniżany przez innych. Kilka lat temu to właśnie
w klasztorze, przy księdzu Krzysztofie odnalazł swoje miejsce, w miarę bezpieczny
azyl, choć pozostali księża raczej nie odnosili się do niego wyrozumiale. Po
śmierci Krzysztofa, Janusz wydaje się tracić rozum, zachowuje się naprawdę
dziwnie. Czy może te dziwne zachowanie zaczęło się wcześniej i to on stoi za tą
brutalną zbrodnią? Jaka jest jego rola w tym wszystkim?
Pozostali mieszkańcy klasztoru przedstawieni są dosyć
wyrywkowo, tak by zobrazować ich winy, jednak by nie ujawnić za wiele. To
nadaje lekturze tajemniczości, gdyż wydaje się, że każdy z opisanych nie
zawahałby się przed popełnieniem takiej zbrodni. Morderca jednak chciał
ewidentnie coś przekazać, trzeba więc znaleźć tego, który faktycznie miał motyw…
Miejsce akcji też nadaje lekturze ciekawego, tajemniczego
klimatu. Duży, stary klasztor, w którym kilka skrzydeł wyłączone jest z użytku.
Jest zima, a temperatura panująca za jego murami niespecjalnie różni się od tej
na zewnątrz. Klasztor pełen jest spartańskich cel, a jedyne miejsce, gdzie tak
naprawdę coś się dzieje, to kuchnia, w której kucharka z trzema dziewczynami z
okolicznej wioski przygotowują dla księży posiłki. Budżet klasztoru, o który
tak dba Janusz, nie jest za wysoki, więc mężczyzna gospodaruje wszystkim bardzo
oszczędnie. Z tym obrazem mocno kontrastuje kuria, którą Sara i jej przełożony
odwiedzają w Warszawie, w której gabinety arcybiskupa i głównego prawnika kościoła
są pełne bogactwa i przepychu.
Intryga kryminalna jest naprawdę dobrze zbudowana. Poprzez
kilka głosów narratorów i tajemnicę, w jakiej to wszystko się odbywa, sprawa
jest naprawdę ciekawa i skomplikowana. Trzyma czytelnika w napięciu i często
zaskakuje, a mrok świata w niej przedstawionego, tylko ten niepokój podbudowuje.
Wszystko w tej powieści jest dobrze wywarzone, to rzadko się zdarza, ale tym
razem naprawdę nie mam się do czego przeczepić 😊
Wydawnictwo mówi o tej książce, że jest to najbardziej
kontrowersyjna pozycja w dotychczasowym dorobku autora i rozumiem skąd to
stwierdzenie, choć uważam, że osoba inteligentna, wierząca czy nie, nie powinna
znaleźć tu tematów, które wywołają te kontrowersje. Owszem, fabuła osadzona
jest w tym najgorszym, najbardziej zdeprawowanym środowisku księży katolickich,
jednak to przecież nie jest nic, o czym społeczeństwo nie wie, prawda? Wszyscy
zdajemy sobie sprawę i słyszeliśmy o nadużyciach Kościoła. Oburzające jest na
pewno to, jak Kościół sobie z tymi grzechami radzi – większość raczej zamiata
się pod dywan, jednak i tu nie jest to atak na osoby wierzące, a po prostu
krytyka środowiska, w którym na takie coś się pozwala. Narrator w pewnym
momencie nawet podkreśla, że do takich nadużyć dochodzi też i w innych instytucjach
jak między innymi policja, polityka czy prokuratura, więc nie jest to coś, co
tyczy się tylko i wyłącznie Kościoła. Nie jest to też atak na wiarę, bo
przecież mamy tu i dobrych katolików, jak przede wszystkim Sara. W każdym
środowisku znajdą się osoby złe i zdeprawowane, które jednak nie określają
przecież całego społeczeństwa. Jeśli już mamy się tu dopatrywać krytyki, to
jedynie w tym, jak z tak złymi osobami środowisko sobie radzi. Zamiatanie spraw
pod dywan zawsze jest złe, czy tyczy się to pojedynczej jednostki czy całego
społeczeństwa.
Podsumowując, „Czterdzieści dusz” to kryminał osadzony w
mrocznym, żeby nie powiedzieć po prostu złym świecie, gdzie osoby kierujące się
zasadami moralnymi spotkać można naprawdę rzadko. Autor zabiera nas w rejony
ludzi zdeprawowanych, którzy są chronieni przez swoją społeczność dla
utrzymaniu pozytywnego wizerunku całości. Czy są jakieś granice, czy jakiś czyn
może się okazać na tyle okropny, by ruszył to zamiatające pod dywan problemy
społeczeństwo? Czy jest jakieś światełko w tunelu, ktoś, kto odważy się
przeciwstawić panującym zasadom? I czy zło w ogóle może być uzasadnione? To dobry,
mocny kryminał, którego akcja i sposób jej prowadzenia są naprawdę zajmujące.
Dzięki tej książce znowu zaczęłam mieć ochotę na nasze polskie kryminały!
Moja ocena: 8/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu
Prószyński i S-ka!
Książka dostępna jest też w abonamencie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz