Autor: Stephanie Land
Tytuł: Sprzątaczka.
Jak przeżyć w Ameryce, będąc samotną matką pracującą za grosze
Tłumaczenie: Barbara
Gadomska
Data premiery: 20.11.2019
Wydawnictwo: Czarne
Liczba stron: 312
Gatunek: non-fiction,
autobiografia
Pierwszego października na platformie Netflix pojawił się dziesięcioodcinkowy
serial „Sprzątaczka”. Inspiracją do jego powstania były wspomnienia Stephanie
Land spisane w książce „Sprzątaczka. Jak przeżyć w Ameryce, będąc samotną matką
pracującą za grosze”, która na rynku pokazała się dwa lata temu. Jednak to właśnie
serial zachwycił mnie tak mocno, że po oryginał sięgnęłam od razu, bez
najmniejszego zawahania i oglądania się na książki czekające w kolejce recenzenckiej!
I mimo iż faktycznie przy serialu można tylko mówić o inspiracji książką, to
obydwie te historie mnie poruszyły – serial ze względu na przedstawienie
problemu psychicznej przemocy i prób ucieczki od takiego związku, książka za
determinację autorki, by godnie żyć mimo braku jakiejkolwiek pomocy i
obezwładniającej biedy.
„Sprzątaczka. Jak przeżyć…” to debiut literacki Stephanie
Land, na który składają się jej wspomnienia sprzed kilku lat. Po wyjściu z
biedy, jaką opisała w tej książce, autorka skończyła studia filologii
angielskiej i kreatywnego pisania, a także dzięki pomocy życzliwych osób
publikowała artykuły w znanych czasopismach amerykańskich. Teraz szykuje się do
wydania drugiej powieści, której roboczy tytuł brzmi „Class” (pol.
Klasyfikacja, podział na klasy).
Historia opowiedziana w tym debiucie to opowieść samotnej
matki, która dla macierzyństwa zrezygnowała z pójścia na studia, a zarazem ze
sposobu na ucieczkę z mało perspektywicznego miasta jakim było Port Townsend.
Podjęła decyzję by zostać, zająć się małą Mią, gdy na ich utrzymanie pracował
jej partner. Jednak to życie nie było dobre – partner miał duże problemy z
gniewem, więc nim Mia ukończyła roczek, Steph opuściła Travisa. Dziewczyna
jednak nie miała żadnej pomocy od rodziny czy znajomych, nie miała też żadnych
pieniędzy, więc jej możliwości były mocno ograniczone. Sięgnęła po pomoc
państwa, dostała chwilowe zakwaterowanie w schronisku dla bezdomnych, później w
domu przejściowym. Chwytała się wszystkich możliwych prac, które nie dosyć, że
miejsce zamieszkania mocno ograniczało, to jeszcze samotna opieka nad małym
dzieckiem mocno utrudniała. W końcu zatrudniła się w jednej z małych firemek
zajmujących się sprzątaniem domów. Jej książka opowiada historię jej drogi,
opisuje próby stanięcia na nogi, a momentami wręcz po prostu przeżycia. Podejmuje
też kilka trudnych tematów podejścia społeczeństwa do osób korzystających z
pomocy państwa czy wykonujących tego typu prace, co autorka książki.
Książka złożona jest z przedmowy Barbary Ehrenreich oraz
trzech części podzielonych na 27 tytułowanych rozdziałów. Land opisuje
wszystkie wydarzenia oczywiście z własnej perspektywy w czasie przeszłym.
Historia toczy się mniej więcej chronologicznie, choć nie jest może całkiem pod
tym względem uporządkowana, co jednak zdecydowanie nie należy traktować jako
minus książki. Język, jakiego autorka używa, jest prosty, zwyczajny, pozbawiony
przesadnego nacechowania emocjonalnego, choć to, co Land musiała przejść, na
pewno emocje w pełni by uzasadniało. Styl określiłabym jako coś pomiędzy suchym
reporterskim a prywatnymi wspomnieniami.
„Udowadnianie, że jest się biednym, to ciężka i deprymująca praca.”
Z jednej strony historia jaka została tu opisana jest
niezwykle smutna i trudna. Autorka przedstawia obraz małego miasteczka w USA w
dosyć biednym zakątku państwa, które prócz prac dorywczych i tych w turystyce,
nie ma za wiele do zaoferowania. W takim miejscu trudno żyć nie mając pracy w
korporacji w oddalonym dużym mieście czy własnego dobrze prosperującego
biznesu, a tym bardziej tyczy się to samotnych rodziców, którzy pracę muszą dzielić
pomiędzy czas na nią a tak naprawdę ciągłą opiekę nad dzieckiem. Robiąc to
całkiem samotnie, bez wsparcia rodziny czy przyjaciół, bez jakiejkolwiek
pomocnej dłoni, która mogłaby czasem poratować choćby kilkoma godzinami
własnego czasu, zadanie te momentami wręcz wydaje się niemożliwe. Autorka
często przyznaje, że czuła się niedostatecznie dobrą matką, kiedy to chore
dziecko musiała posłać do przedszkola, kiedy nie była w stanie zapewnić mu
warunków mieszkaniowych takie jak powinna. To ciągła walka o przetrwanie, o
godność, o możliwość życia w ludzkich warunkach.
Drugim trudnym tematem na pewno jest podejście społeczeństwa
do osób biednych, tych korzystających z pomocy państwa. Autorka dużo razy
podkreśla w książce, że traktowana była jako osoba leniwa, niewykształcona i
żerująca na innych. To smutne, że ludzie są tak skorzy do oceniania innych,
kiedy kompletnie nic o nich nie wiedzą. Nie wykluczam, że w Ameryce, tak samo
jak w Polsce, są ludzie, którym życie na zasiłku, stołowanie się w jadłodajniach
dla ubogich nie przeszkadza, jednak takie uogólnienie jest naprawdę krzywdzące.
Przecież nie wiemy, co doprowadziło tych ludzi, do miejsca w którym są. Może to
nie ich lenistwo, a po prostu zrządzenie losu? Jedna kiepska decyzja podjęta w
niekoniecznie złej wierze? Wpływ innych ludzi? Wykorzystanie? Przemoc? Możliwości
jest wiele, a założę się, że tylko niewielka garstka ludzi sprawiła, że w
społeczeństwie panuje tak krzywdzący stereotyp. Land unaocznia, że nie można
wydawać takich osądów, nie można oceniać całej grupy na podstawie jednej osoby.
Szkoda tylko, że ci, którzy mają takie podejście, raczej po taką książkę nie
sięgną. Mimo wszystko to właśnie takie tytuły podwyższają wrażliwość społeczną.
Land nie szczędzi też opisów własnych odczuć. Brak oparcia w
kimkolwiek, trudne traktowanie przypadkowych osób czy traktowanie sprzątaczki
jak powietrze, mocno obniżyły jej pewność siebie. Na pewno i związek z Travisem
się do tego przyczynił, a kolejne niepowodzenia na tym tle, tylko tą niepewność
powiększyły. Land w tym czasie borykała się z naprawdę niską samooceną, nie
uważała się za osobę, która może w ogóle poprosić o pomoc, co tłumaczyła sama
przed sobą, że na pewno są osoby potrzebujące mocniej niż ona. Na pewno należą
jej się brawa za odwagę, że tak mocno odsłoniła się przed czytelnikiem, nie
ukrywała swoich emocji, choć przecież mogła. Widać po niej, że wiele w życiu
przeszła i nigdy na nikogo tak naprawdę nie mogła liczyć, co finalnie
doprowadziło ją na samo dno życia w biedzie, ale i jej determinacja i siła ją z
tego wyciągnęły.
Mimo wszystkich tych trudnych tematów i przejść, książka ma
też pozytywny akcent. Daje wiarę, że z każdej sytuacji jest wyjście, że zawsze
da się odbić od dna. Czasami jest naprawdę trudno, czasami wydaje się to
niewykonalne, jednak nie można przestać dążyć w tym jaśniejszym kierunku. Land
miała przy sobie Mię, nad którą opieka na pewno mocno wyjście z biedy
utrudniała, jednak to właśnie dzięki córce z tej biedy wyszła. Dzięki miłości
matczynej zmieniła swoje życie, miała motywację by walczyć. I udało jej się, co
na pewno doda wiary osobom w podobnej sytuacji. I nie tylko – świadomość, że
nigdy nie jest na tyle źle, by nie dało się z tego wyjść jest naprawdę
podnosząca na duchu.
„Być może na tym polegała nauka płynąca z obecnej sytuacji: doceniaj to, co masz, życie, jakie masz, wykorzystaj przestrzeń, jaką otrzymałaś.”
Na koniec jeszcze jedno zagadnienie. Przed lekturą doszły do
mnie takie głosy, że autorka obarcza „system” za swoją sytuacją. Nie wydaje mi
się, by była to prawda. Oczywiście Land wspomniała w książce, że ograniczenia
dotyczące zarobków i tym podobne progi, by móc korzystać z pomocy państwa,
mocno utrudniają życie osobom na granicy, jednak tak raczej jest w większości
państw, to po prostu polityka – jakieś zasady, jakieś granice korzystania z
zapomóg muszą istnieć. Poza tym Land nie mówi nic złego na temat tych
wspomagających programów – wręcz odwrotnie, wymienia ich naprawdę dużo, więc
osoby, które znalazły się w podobnej sytuacji mogą dowiedzieć się o źródłach
pomocy, o których wcześniej nie wiedziały. Land otrzymała od państwa pomoc w
najgorszym momencie, dostała dach nad głową, więc obarczania go winą naprawdę
tutaj nie widzę.
Podsumowując, książka Stephanie Land to nie tylko historia o
tym, jak ludzie postrzegają osoby sprzątające w ich domach. To szeroki obraz
walki młodej matki o godne życie dla niej i jej córki. Historia momentami
bardzo trudna, jednak dająca nadzieję, motywację i zapewnienie, że się da. To
też spojrzenie na osoby biedne od środka, które może zmienić postrzeganie tej
grupy przez resztę społeczeństwa. Biję autorce brawo za odwagę napisania tej
książki.
Moja ocena: 7,5/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu
Czarne!
Książka dostępna jest też w abonamencie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz