Autor: Graham Masterton
Tytuł: Dom stu
szeptów
Tłumaczenie: Izabela
Matuszewska
Data premiery: 15.09.2021
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 352
Gatunek: powieść
grozy
Graham Masterton, brytyjski pisarz znany przede wszystkim z
powieści grozy, jest bardzo bliski naszemu kraju. Jego żona była Polką, polscy
czytelnicy uwielbiają jego książki – w samej Polsce nakład sprzedanych
egzemplarzy liczy ponad 2 miliony! Autor chętnie angażuje się w polskie
charytatywne projekty, a w tym roku we Wrocławiu przed Art. Hotelem stanął jego
krasnal!
Masterton debiutował w latach 70tych, szybko zdobył
popularność. Aktualnie na swoim koncie ma około stu książek, w tym
sześćdziesiąt to powieści grozy, a 11 tomów liczy już jego serii thrillerów/
kryminałów o Katie Maguire. Ja właśnie od kryminalnej strony jak na razie
poznałam jego twórczość i to też w niewielkim zakresie. „Dom stu szeptów” to
jego najnowsza książka z kategorii literatury grozy, która trafiła do mnie
trochę przez przypadek, jednak Wszechświat wiedział, co robi – nie dosyć, że
potrzebowałam takiej odskoczni od kryminałów, to i jestem naprawdę pozytywnie
tym tytułem zaskoczona!
Fabuła powieści toczy się w starej, dużej kornwalijskiej rezydencji
Allhallows Hall. Przez ostatnie lata miejsce to było zamieszkiwane przez
Herberta Russella, emerytowanego naczelnika okolicznego więzienia. Mężczyzna
jednak niedawno umarł – pierwsze raporty policyjne głoszą, że był to
nieszczęśliwy wypadek, po prostu spadł ze schodów. Na miejsce więc zjeżdża się
jego rodzina – dwóch synów i córka. Najstarszy, Martin liczy, że to on
odziedziczy dom, jednak prawniczka szybko wyprowadza go z błędu, decyzja ich
ojca była inna. Kiedy cała rodzina nad nią debatuje nad decyzją, pięcioletni
Timmy znika z domu. Z początku dorośli myślą, że się po prostu schował, lub
bawi się gdzieś na podwórku, jednak im dłużej go szukają, tym mniej są tego
pewni. Co się stało z chłopczykiem? Czy możliwe, by ktoś niepostrzeżenie porwał
go z domu? Wydaje się, że nie, jednak, w takim razie, gdzie on jest?!
Książka składa się 41 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w
trzeciej osobie czasu przeszłego, narrator obserwuje bohaterów znajdujących się
w domu, jest wszystkowiedzący, opisuje głownie to co widzi, a obserwatorem jest
naprawdę dobrym. O myślach i uczuciach bohaterów też chętnie opowiada, co
dodatkowo podbija atmosferę grozy, gdyż niepokój tych stopniowo wzrasta. Styl
powieści jest prosty, bogaty w dialogi.
Całą tę historię podzielić można na trzy części – jest
początek, kiedy gubi się Timmy. Ta część jest bardzo mroczna, niepokojąca,
strach rodziców o dziecko aż wylewa się z kart powieści. Fragmenty opisujące
coraz bardziej gorączkowe poszukiwania świetnie budują atmosferę niepokoju,
niewiadomej. Do tego nad wszystkim panuje ten stary, dziwny dom, który jest
chyba groźniejszy niż powinien. Coś skrzypi, coś szepta, coś się dzieje… tylko
co?
Później już faktycznie zaczynamy historię o nawiedzonym domu,
z tym, że w podejściu trochę innym, bo filozoficzno-naukowym, o ile tak to
można określić w literaturze rozrywkowej. To co się dzieje, ma swoje
uzasadnienie w faktycznych realnych założeniach i hipotezach, co narrator
zgrabnie i zrozumiale tłumaczy i nie ma się tu wrażenia, że coś wykłada, a
jednak ci, którzy choć trochę interesują się tymi tematami, na pewno docenią
powiązania.
Na koniec dostajemy już typowy horror, akcja pędzi do
przodu, są zjawiska paranormalne, trochę makabry, której już namiastkę dostałam
w serii o Katie Maguire.
W historiach o nawiedzonych domach zawsze sam dom też jest bohaterem
powieści. I tu nie może być inaczej. To piękna, choć stara i zaniedbana
rezydencja. Jest duża biblioteka, kuchnia pełna wiszących pod sufitem garnków,
kominek w salonie. Jednak, kiedy zaczynają dziać się tam trochę niepokojące
rzeczy, jak choćby samo zniknięcie Timmy’ego czy dziwne dźwięki na korytarzu,
dom już nie wydaje się tak miłym, uroczym miejscem. Autor tworząc to miejsce
sięgnął trochę do historii i ciekawostek z nią związanych, trochę do wierzeń,
prawdopodobnie celtyckich. Wszystko to owiane jest aurą tajemniczości, wręcz
mgły, która ciągnie się z okolicznych wrzosowisk… A! Oczywiście i pogoda
sprzyja takim opowieściom – jest szaro, buro, zimno i deszczowo.
Mimo, że jest to książka, której głównym zadaniem jest
wywoływanie emocji, ciarek na plecach (co faktycznie autorowi się udało,
szczególnie w pierwszej części tej historii!), to jednak dogrzebałam się tu także
kilku uniwersalnych tematów. Sporo jest tu o wierze, i to nie tylko tej w
duchy, ale i tej odnoszącej się do religii. Ciekawym zagadnieniem jest też
poczucie czasu i jego przemijanie, a także docenianie małych codziennych rzeczy
sprawiających przyjemność, które często przemykają nam niezauważone w natłoku
obowiązków.
Jak napisałam już we wstępie, jestem pozytywnie zaskoczona
tą książką. Bardzo podobała mi się atmosfera, jaką udało się stworzyć autorowi,
zachwyciło mnie miejsce akcji, choć to przecież temat tak dobrze znany i
opisywany w kulturze z każdej możliwej strony. Dodatkowo to, że wyjaśnienie
całej sytuacji nie jest całkowicie oderwane od rzeczywistości, a gdzieś tam ma
oparcie w fizyce i psychologii, tym bardziej wzbudziło mój respekt do pomysłu
pisarza. I nawet finalne sceny, w których już faktycznie horror doszedł do
głosu, jakoś niespecjalnie mi przeszkadzały. To była naprawdę klimatyczna
lektura i cieszę się, że mogłam się z nią zapoznać!
Moja ocena: 7,5/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu
Albatros!
Książka dostępna jest też w abonamencie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz