Autor: Katarzyna Puzyńska
Tytuł: Chąśba
Data premiery: 09.11.2021
Wydawnictwo: Prószyński
i S-ka
Liczba stron: 464
Gatunek: fantastyka
Katarzyna Puzyńska, znana autorka kryminalnego cyklu o Lipowie
oraz serii non-fiction „Policjanci”, teraz sięgnęła po gatunek dla niej całkiem
nowy. Nowy pod względem pisarskim, jednak to właśnie od niego zaczęła się jej
przygoda z czytaniem, którą teraz cały czas chętnie kontynuuje. Jak sama
przyznaje w przedmowie tej książki, od dzieciństwa marzyła o tym, by napisać
książkę w tym gatunku. I w końcu po jest, jej siedemnasta książka to właśnie ta
wymarzona fantastyka. I to widać – na stronach powieści czuć, że pisanie tej
historii dało autorce naprawdę dużą frajdę, czuć tę przyjemność, jaką z tej
pracy czerpała.
Sama po ten tytuł sięgnęłam tylko ze względu na nazwisko
autorki i moją miłość do Lipowa, aktualnie raczej fantastyki nie czytam, znam
tylko kilka tych podstawowych powieści jak np. Władca Pierścieni. Więc już na
wstępie muszę uprzedzić, że niestety żadnych nawiązań do innych dzieł z tego
gatunku nie byłam w stanie wyłapać, choć autorka sama przyznała, że sporo
takich elementów w tym tekście zawarła. Na pewno fani gatunku to docenią.
Historia toczy się w Królestwie, które zamieszkują ludzie i istoty
magiczne, a nad nimi czuwają słowiańscy bogowie. I tak pewnego wieczoru nieopodal
grodziska, Bolemira, właścicielka gospody, wyrusza do okolicznej wioski w celu
uzupełnienia zapasów. Jej młodziutki mąż, Strzebor, jest zdziwiony wyprawą o
tak późnej porze, szczególnie iż odjeżdżając żona dała mu klucze do całej
gospody, czego nigdy wcześniej nie robiła. Zdradziła też mu pewną zagadkę od
razu z jej rozwiązaniem i przykazała, by chłopak nie szukał drzwi, które
otwiera najnowszy z kluczy. Ciekawość Strzebora jest jednak większa i tak
udając, że nie szuka, odnajduje magiczne drzwi do tajemnego pokoju… A tam ciało
swojej żony. Chłopak zaraz staje się podejrzanym, więc nie pozostaje mu nic
innego jak ucieczka…
W tym samym czasie w grodzisku dochodzi do równie niepokojących
zdarzeń – już za kilka dni mieszkańcy mają świętować nadejście wiosny, która
jednak jakoś nadchodzić nie chce. W grodzisku cały czas panuje zima, a Marzanna,
boginka zimy i zmarłych, cały czas ukrywa się w okolicznych lasach. Gdyby tego
było mało, ktoś ukradł tarczę Jarowita, boga wiosny, który ma się zjawić na
świętowanie, a jak tylko odkryje, że jego tarcza zaginęła, na pewno bardzo się
na ludzi zdenerwuje. Tak więc kat Zamir zostaje wysłany na misję, by tę tarczę
odnaleźć… Wkrótce na swojej drodze napotyka Strzebora i towarzyszącą mu
dziewczynę. Czeka ich daleka podróż przez Królestwo pełne groźnych boginek,
strzyg, utopców i stolemów. Jak zakończy się ich wędrówka? Co czeka na końcu
tej drogi?
Na początku chcę wspomnieć o samym wydaniu książki. W jej
środku na wewnętrznej stronie okładki mamy mapę, która trochę kojarzy mi się z
tą z Władcy Pierścieni. Każda część książki opatrzona jest rysunkiem, a i w
środku wszystkie odnośniki są ładnie zaznaczone. Już więc samo wydanie jest
bardzo przyjemne, staranne, widać, że przyłożono się do tego, by książka dobrze
wyglądała.
Cała historia podzielona jest na gawędy, które rozpisane są
na sześć części, oraz na anegdoty. I tak w trakcie czytania gawęd nagle
dostajemy tak zwany drogowskaz, czyli punkt w książce odnoszący nas do
znajdujących się na jej końcu anegdot. Te są uzupełnieniem głównej historii,
nie są koniecznie do tego, by zrozumieć całą opowieść, a jedynie rozwinięciem
wątków, które w książce się pojawiają. To bardzo ciekawa budowa, przez którą
czytelnik jest jakby bardziej zaangażowany w całą historię.
Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego,
naprzemiennie obserwuje bohaterów w drodze i w grodzisku.
Książka mocno oparta jest na mitologii słowiańskiej, czy jak
to określa Piotr W. Cholewa na okładce powieści ‘fantasy w stylu starosłowiańskim’.
Występuje tu cały szereg magicznych postaci z tym powiązanych, nie tylko
bogowie, odpowiedzialni choćby za pory roku czy strzegący lasów, ale i te mroczniejsze,
o słabszej mocy magicznej stwory jak właśnie strzygi czy rusałki. W tekst
wplecionych jest też wiele wierzeń i historii z nimi związanych, jak np.
opowieści o południcach. Są też stolemy, olbrzymy, które powstają z głazów,
które mocno przywodziły mi na myśl trole z Władcy Pierścieni, te jednak są dużo
inteligentniejsze. Ilość postaci znanych ze starych wierzeń, ich zakresy mocy i
działania, są tu szeroko opisane, co jest całkiem imponujące – autorka musi
mieć ogromną wiedzę na ten temat. Ciekawie przenika się tu świat boski ze
światem ludzki, wszyscy żyją tu obok siebie, akceptując inność pozostałych.
Fajnym akcentem starosłowiańskim są też imiona postaci – nie
znajdziemy tu normalnych, współczesnych imion, a tylko te dawne jak Rosława,
Ciechomir czy Dobrowoja.
Na pewno warto też wspomnieć o samym miejscu akcji. Już samo
Królestwo i grodzisko bez nazwy mocno intrygują. Wartość posiadania imienia
jest w książce mocno podkreślana. Poza tym historia toczy się nad jeziorem
Bachotek, w czasach, gdy Pokrzydowo jeszcze nie istniało, o czym gdzieś tam
przy okazji wspomniane jest w książce. Tak więc tereny te są znane fanom
Lipowa, za to teraz przedstawione są tu całkiem inaczej, co nadaje temu miejscu
wielowymiarowości.
Bohaterowie książki są od siebie naprawdę różni – Strzebor to
młody chłopak, nieśmiały, ale i ciekawski, który cały czas podkreśla, że nie jest
fanem przygód. Jest Zamir, stary kat z drewnianą nogą, dla którego liczą się
tylko pieniądze. Jest też boginka, która wydaje się całkiem ludzka, a i matka
Strzebora, która jest tu niesamowitym obrazem siły miłości matczynej. Oczywiście
jest tu też trochę i złych charakterów, jak to w każdej baśni bywa.
W powieściach fantasy wydaje mi się, że zawsze jest jakiś
temat, który odnosi się do naszej codzienności. Tu może niespecjalnie jest to
widoczne, choć oczywiście trochę uniwersalnych tematów jest, jak właśnie wspomniana
siła matczynej miłości czy tolerancja wobec inności innych, a także upływ czasu
i powtarzalność historii.
Na koniec oczywiście nie można nie wspomnieć o tytule
książki. Autorka znana jest z tego, że lubuje się w tytułach, słowach, których
teraz się już raczej nie spotyka. Chąśba to jedno z nich, a znaczy po prostu
kłamstwo.
Podsumowując, „Chąśba” to taka bajka dla dorosłych pełna
magicznych stworzeń, które w jakiś sposób oddziałują na życie ludzi. To
historia drogi, ciekawie zbudowana, wzbudzająca zaangażowanie czytelnika. Nie
jest to może powieść, która zostanie ze mną na dłużej, ale na pewno nie mogę
jej odmówić tego, że spędziłam z nią miło czas, a świadomość, że przyniosła ona
autorce tyle frajdy, tylko sprawiła, że i dla mnie historia była
przyjemniejsza.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu
Prószyński i S-ka!
Książka dostępna jest też w abonamencie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz