Autor: Ruth Ware
Tytuł: Śmierć Pani
Westaway
Tłumaczenie: Anna
Tomczyk
Data premiery: 02.06.2021
Wydawnictwo: Czwarta
Strona
Liczba stron: 480
Gatunek: thriller
/ kryminał
Ruth Ware to brytyjska autorka thrillerów psychologicznych,
które debiutowała w roku 2015 książką pt. „W ciemnym, mrocznym lesie”. U nas,
na polskim rynku ten tytuł ukazał się dwa lata później, a kolejne jej książki
były już wydawane co roku. Na ten moment Ware jest autorką sześciu thrillerów,
z czego pięć ukazało się w Polsce. Moja pierwsza styczność z jej piórem miała
miejsce rok temu przy okazji pierwszej jej książki wydanej pod skrzydłami
Wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału pt. „Pod kluczem” (recenzja – klik!). Książka
zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że kolejne jej tytuły biorę w ciemno, a i
mam kiedyś w końcu zamiast nadrobić trzy wcześniejsze. „Śmierć Pani Westaway”
oryginalnie na rodzimym rynku autorki pojawiała się wcześniej niż „Pod kluczem”
– w 2018 roku.
Fabuła książki kręci się wokół postaci Hal, a dokładnie
Harriet Westaway. To młoda dwudziestojednoletnia dziewczyna, która mieszka w
nadmorskim miasteczku Brighton. Trzy lata temu straciła matkę w wypadku
samochodowym i od tej pory żyje całkiem sama. Utrzymuje się z czytania tarota
na molu, choć naprawdę trudno z tego związać koniec z końcem. Tak trudno, że
jakiś czas temu zapożyczyła się u okolicznego lichwiarza i teraz jest nękana
przez jego pracowników… Kiedy więc otrzymuje niespodziewany list, w którym
napisane jest, że jej babcia Hester Mary Westaway mieszkająca w Kornwalii
właśnie zmarła i uczyniła ją jednym ze swoich spadkobierców, to wygląda na to,
że w końcu jej finansowe problemy się skończą. Jest tylko jeden problem –
dziadkowie Hal zmarli wiele lat temu… Kim więc była dla niej Hester? Czy
nastąpiła jakaś fatalna pomyłka? Hal po szybkim reserachu w Sieci na temat tej
rodziny postanawia i tak wybrać się do Kornwalii. Może uda się jej bez
wzbudzania podejrzeń dostać kilka tysięcy i zniknąć?
Książka składa się z 50 rozdziałów poprzetykanych
fragmentami z pamiętnika tajemniczej kobiety z grudnia 1994 przebywającej w tym
czasie w rezydencji Pani Westaway. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia
Hal w trzeciej osobie czasu przeszłego. Styl powieści jest spokojny, skupiony na
obserwowaniu otoczenia, co główna bohaterka ma we krwi – jak nikt potrafi
czytać ludzi, ich wyrazy twarzy i mowę ciała, a do tego jest niesamowicie
zaradna i spostrzegawcza, co ułatwia jej pracę tarocistki. Oczywiście w związku
z tym, że wydarzenia przedstawione są z punktu widzenia Hal, automatycznie
czytelnik poznaje jej wszystkie myśli i odczucia.
„Czasem rzeczy wydarzają się bez powodu. Los jest okrutny i przypadkowy. Odpukiwanie w niemalowane drewno, amulety na szczęście… nic człowiekowi nie pomoże zobaczyć samochodu, którego się nie spodziewa, albo uniknąć nowotworu, o którym nie ma pojęcia. Wręcz przeciwnie. W tej chwili, kiedy odwraca się głowę, wypatrując drugiej sroki, z nadzieją na odmianę smutku w szczęście – właśnie wtedy odciąga się uwagę od rzeczy, które można zmienić, od świateł na przejściu, od pędzącego samochodu, od momentu, w którym należało się obejrzeć.”
Mimo że widzę w tej książce pewne podobieństwa do świetnego
„Pod kluczem”, jak to, że obydwie bohaterki to młodziutkie dziewczyny szukające
sposobu na zarobek, jak i fakt, że akcja rozgrywa się głównie z dala od miasta
w dużym, robiącym ogromne wrażenie domu, to jednak „Śmierć Pani Westaway” jest
całkiem inną powieścią. Tu autorka stawia głównie na klimat, który powoli i
systematycznie buduje. Mamy stary, ogromny dom bez specjalnym udogodnień,
dziwną oschłą gospodynię, która chyba wie więcej niż po sobie pokazuje i
mroczną tajemnicę z przeszłości. Pokój na strychu, w którym przyszło zamieszać
Hal, od razu powoduje dreszcze na plecach – kraty w oknach i zamki w drzwiach
od strony zewnętrznej… Rodzina Pani Westaway też wzbudza niepokojące odczucia,
od początku wiemy, że coś złego stało się w tej rodzinie, coś, co ich
wszystkich mocno podzieliło… Co tam się wydarzyło? Czy ma to związek z tym mrocznym
pokojem na strychu? A może umieszczono tam Hal tylko po to, by ją nastraszyć? Klimat
oddany jest naprawdę dobrze, przywodzi na myśl stare gotyckie opowieści, pełne
duchów przeszłości i tajemnic poukrywanych po kątach. Nie jest to może książka
budząca tak duże napięcie jak wspominane „Pod kluczem”, jednak dzięki tym
klasycznym nawiązaniom ma też swój urok.
Poza świetnym klimatem na pewno trzeba też docenić kreację
głównej bohaterki. Hal to dziewczyna, która nigdy w życiu nie miała łatwo. Od
zawsze była przy niej tylko matka, która sama borykała się z problemami
finansowymi. To po niej Hal przejęła zawód i nauczyła się jak do niego
podchodzić – Hal jest osobą twardo stąpającą po ziemi, nie wierzy w magię i
duchy, a we własną siłę i możliwości.
„Bo przesądy stanowią pułapkę – tego się nauczyła przez te wszystkie lata, wykonując swoją pracę na molu. Pukanie w drewno, zaciskanie kciuków, liczenie srok – to kłamstwa, wszystko kłamstwa. Fałszywe obietnice stworzone po to, by dawać iluzję kontroli i znaczenia w świecie, w którym jedyne przeznaczenie pochodzi od nas samych. ‘Nie możesz przewidzieć przyszłości, Hal’ – przypominała jej raz po raz matka. ‘Nie możesz wpłynąć na los ani zmienić tego, co jest poza twoją kontrolą. Ale możesz wybrać, co zrobić z tymi kartami, które dostajesz.’”
Według niej świat to nie jest przyjazne miejsce, więc trzeba
zrobić wszystko, by nauczyć się w nim żyć. Dlatego też, kiedy przychodzi jej
wybrać czy podawać się za dziedziczkę czy powiedzieć prawdę, Hal decyduje się
na to pierwsze. Nie jest to jednak osoba zła, zarówno swoich klientów traktuje
po ludzku, jak i od samego początku przekrętu z babcią też męczą ją wyrzuty
sumienia. Czy je zagłuszy i zdobędzie tak potrzebne jej pieniądze? Lichwiarz w
Brighton już nie przebiera w środkach, więc jeśli Hal nie chce stracić zdrowia,
a może i życia, to musi szybko zdobyć te pieniądze…
Jak wspomniałam, w tej książce najważniejszy jest spokojnie
i systematycznie budowany klimat. Intryga kryminalna bardzo powoli się
krystalizuje, największą ciekawość w czytelniku na pewno wzbudzają te fragmenty
pamiętnika z roku 1994. Bo przecież są z aktualnymi wydarzeniami powiązane, ale
jak? Ogólnie chyba można powiedzieć, że cała książka opiera się na klasycznych
motywach i z powieści gotyckich i z kryminalnych, które są trochę ze sobą
wymieszane, ale z rozmysłem, tworzą spójną i logiczną całość.
Podsumowując, muszę przyznać, że książkę czytało mi się
naprawdę dobrze – lubię takie powieści z tajemnicą z przeszłości w tle, których
akcja toczy się w mrocznych zakątkach wielkich domów z dala od cywilizacji. W
„Śmierci Pani Westaway” znajdziemy sporo z klasycznych powieści, które budują
tu aurę tajemniczości i lekkiego niepokoju. Tym razem Ruth Ware może nie
dostarczyła mi aż tylu emocji co poprzednio, ale i tak cieszę się, że mogłam tę
książkę przeczytać – to solidny, przemyślany i dopracowany thriller oparty na
klasyce. Podtrzymuję więc moje stwierdzenie ze wstępu recenzji – książki Ruth
Ware biorę w ciemno!
Moja ocena: 7,5/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona Kryminału!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz