lipca 07, 2021

"Śmierć Pani Westaway" Ruth Ware

 

Autor: Ruth Ware
Tytuł: Śmierć Pani Westaway
Tłumaczenie: Anna Tomczyk
Data premiery: 02.06.2021
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 480
Gatunek: thriller / kryminał
 
Ruth Ware to brytyjska autorka thrillerów psychologicznych, które debiutowała w roku 2015 książką pt. „W ciemnym, mrocznym lesie”. U nas, na polskim rynku ten tytuł ukazał się dwa lata później, a kolejne jej książki były już wydawane co roku. Na ten moment Ware jest autorką sześciu thrillerów, z czego pięć ukazało się w Polsce. Moja pierwsza styczność z jej piórem miała miejsce rok temu przy okazji pierwszej jej książki wydanej pod skrzydłami Wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału pt. „Pod kluczem” (recenzja – klik!). Książka zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że kolejne jej tytuły biorę w ciemno, a i mam kiedyś w końcu zamiast nadrobić trzy wcześniejsze. „Śmierć Pani Westaway” oryginalnie na rodzimym rynku autorki pojawiała się wcześniej niż „Pod kluczem” – w 2018 roku.
 
Fabuła książki kręci się wokół postaci Hal, a dokładnie Harriet Westaway. To młoda dwudziestojednoletnia dziewczyna, która mieszka w nadmorskim miasteczku Brighton. Trzy lata temu straciła matkę w wypadku samochodowym i od tej pory żyje całkiem sama. Utrzymuje się z czytania tarota na molu, choć naprawdę trudno z tego związać koniec z końcem. Tak trudno, że jakiś czas temu zapożyczyła się u okolicznego lichwiarza i teraz jest nękana przez jego pracowników… Kiedy więc otrzymuje niespodziewany list, w którym napisane jest, że jej babcia Hester Mary Westaway mieszkająca w Kornwalii właśnie zmarła i uczyniła ją jednym ze swoich spadkobierców, to wygląda na to, że w końcu jej finansowe problemy się skończą. Jest tylko jeden problem – dziadkowie Hal zmarli wiele lat temu… Kim więc była dla niej Hester? Czy nastąpiła jakaś fatalna pomyłka? Hal po szybkim reserachu w Sieci na temat tej rodziny postanawia i tak wybrać się do Kornwalii. Może uda się jej bez wzbudzania podejrzeń dostać kilka tysięcy i zniknąć?
 
Książka składa się z 50 rozdziałów poprzetykanych fragmentami z pamiętnika tajemniczej kobiety z grudnia 1994 przebywającej w tym czasie w rezydencji Pani Westaway. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Hal w trzeciej osobie czasu przeszłego. Styl powieści jest spokojny, skupiony na obserwowaniu otoczenia, co główna bohaterka ma we krwi – jak nikt potrafi czytać ludzi, ich wyrazy twarzy i mowę ciała, a do tego jest niesamowicie zaradna i spostrzegawcza, co ułatwia jej pracę tarocistki. Oczywiście w związku z tym, że wydarzenia przedstawione są z punktu widzenia Hal, automatycznie czytelnik poznaje jej wszystkie myśli i odczucia.
„Czasem rzeczy wydarzają się bez powodu. Los jest okrutny i przypadkowy. Odpukiwanie w niemalowane drewno, amulety na szczęście… nic człowiekowi nie pomoże zobaczyć samochodu, którego się nie spodziewa, albo uniknąć nowotworu, o którym nie ma pojęcia. Wręcz przeciwnie. W tej chwili, kiedy odwraca się głowę, wypatrując drugiej sroki, z nadzieją na odmianę smutku w szczęście – właśnie wtedy odciąga się uwagę od rzeczy, które można zmienić, od świateł na przejściu, od pędzącego samochodu, od momentu, w którym należało się obejrzeć.”
Mimo że widzę w tej książce pewne podobieństwa do świetnego „Pod kluczem”, jak to, że obydwie bohaterki to młodziutkie dziewczyny szukające sposobu na zarobek, jak i fakt, że akcja rozgrywa się głównie z dala od miasta w dużym, robiącym ogromne wrażenie domu, to jednak „Śmierć Pani Westaway” jest całkiem inną powieścią. Tu autorka stawia głównie na klimat, który powoli i systematycznie buduje. Mamy stary, ogromny dom bez specjalnym udogodnień, dziwną oschłą gospodynię, która chyba wie więcej niż po sobie pokazuje i mroczną tajemnicę z przeszłości. Pokój na strychu, w którym przyszło zamieszać Hal, od razu powoduje dreszcze na plecach – kraty w oknach i zamki w drzwiach od strony zewnętrznej… Rodzina Pani Westaway też wzbudza niepokojące odczucia, od początku wiemy, że coś złego stało się w tej rodzinie, coś, co ich wszystkich mocno podzieliło… Co tam się wydarzyło? Czy ma to związek z tym mrocznym pokojem na strychu? A może umieszczono tam Hal tylko po to, by ją nastraszyć? Klimat oddany jest naprawdę dobrze, przywodzi na myśl stare gotyckie opowieści, pełne duchów przeszłości i tajemnic poukrywanych po kątach. Nie jest to może książka budząca tak duże napięcie jak wspominane „Pod kluczem”, jednak dzięki tym klasycznym nawiązaniom ma też swój urok.
 
Poza świetnym klimatem na pewno trzeba też docenić kreację głównej bohaterki. Hal to dziewczyna, która nigdy w życiu nie miała łatwo. Od zawsze była przy niej tylko matka, która sama borykała się z problemami finansowymi. To po niej Hal przejęła zawód i nauczyła się jak do niego podchodzić – Hal jest osobą twardo stąpającą po ziemi, nie wierzy w magię i duchy, a we własną siłę i możliwości.
„Bo przesądy stanowią pułapkę – tego się nauczyła przez te wszystkie lata, wykonując swoją pracę na molu. Pukanie w drewno, zaciskanie kciuków, liczenie srok – to kłamstwa, wszystko kłamstwa. Fałszywe obietnice stworzone po to, by dawać iluzję kontroli i znaczenia w świecie, w którym jedyne przeznaczenie pochodzi od nas samych. ‘Nie możesz przewidzieć przyszłości, Hal’ – przypominała jej raz po raz matka. ‘Nie możesz wpłynąć na los ani zmienić tego, co jest poza twoją kontrolą. Ale możesz wybrać, co zrobić z tymi kartami, które dostajesz.’”
Według niej świat to nie jest przyjazne miejsce, więc trzeba zrobić wszystko, by nauczyć się w nim żyć. Dlatego też, kiedy przychodzi jej wybrać czy podawać się za dziedziczkę czy powiedzieć prawdę, Hal decyduje się na to pierwsze. Nie jest to jednak osoba zła, zarówno swoich klientów traktuje po ludzku, jak i od samego początku przekrętu z babcią też męczą ją wyrzuty sumienia. Czy je zagłuszy i zdobędzie tak potrzebne jej pieniądze? Lichwiarz w Brighton już nie przebiera w środkach, więc jeśli Hal nie chce stracić zdrowia, a może i życia, to musi szybko zdobyć te pieniądze…
 
Jak wspomniałam, w tej książce najważniejszy jest spokojnie i systematycznie budowany klimat. Intryga kryminalna bardzo powoli się krystalizuje, największą ciekawość w czytelniku na pewno wzbudzają te fragmenty pamiętnika z roku 1994. Bo przecież są z aktualnymi wydarzeniami powiązane, ale jak? Ogólnie chyba można powiedzieć, że cała książka opiera się na klasycznych motywach i z powieści gotyckich i z kryminalnych, które są trochę ze sobą wymieszane, ale z rozmysłem, tworzą spójną i logiczną całość.
 
Podsumowując, muszę przyznać, że książkę czytało mi się naprawdę dobrze – lubię takie powieści z tajemnicą z przeszłości w tle, których akcja toczy się w mrocznych zakątkach wielkich domów z dala od cywilizacji. W „Śmierci Pani Westaway” znajdziemy sporo z klasycznych powieści, które budują tu aurę tajemniczości i lekkiego niepokoju. Tym razem Ruth Ware może nie dostarczyła mi aż tylu emocji co poprzednio, ale i tak cieszę się, że mogłam tę książkę przeczytać – to solidny, przemyślany i dopracowany thriller oparty na klasyce. Podtrzymuję więc moje stwierdzenie ze wstępu recenzji – książki Ruth Ware biorę w ciemno!
 
Moja ocena: 7,5/10
 
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona Kryminału!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz