Autor: Sebastian Bachniak
Tytuł: Czynności
wyjaśniające
Data premiery: 09.06.2021
Wydawnictwo: Lira
Liczba stron: 416
Gatunek: kryminał
„Czynności wyjaśniające” to debiut literacki Sebastiana
Bachniaka, częstochowianina, który na co dzień pracuje w policji. Książka ta tak
naprawdę powstała za namową żony autora, a sama sięgnęłam po nią właśnie
dlatego, że wspomnianą żonę znam z jej instagramowego profilu od samych
początków istnienia Kryminału na talerzu. Przekonana byłam więc, że debiut musi
być udany, w końcu już na początku miał styczność z wymagającą recenzentką 😊
Fabuła powieści skupia się na postaci policjanta Szymona
Hołysza, któremu rok temu zmarła żona. Mężczyzna został sam z dwójką małych
dzieci i przez cały rok próbował się pozbierać po tak ogromnym ciosie. Teraz
jednak przyszła pora wrócić do pracy. Okazuje się, że w tym czasie w wydziale
doszło do wielu zmian i jego aktualny zwierzchnik chce się go jak najszybciej
pozbyć. Szymon, po wielu bojach, zostaje więc przeniesiony do małej wioski
godzinę drogi od Częstochowy, gdzie od teraz ma być koordynatorem lokalnego Zespołu
do Spraw Wykroczeń. Pierwszą jego poważną sprawą jest wykrycie sprawcy wypadku –
potrącenia rowerzysty i podejrzanego o spowodowanie wypadku śmiertelnego
czteroosobowej rodziny. Problem w tym, że tej samej nocy Szymon wracał do domu dokładnie
tą samą trasą, a rano jego auto miało na sobie ślady jakiejś stłuczki… Czy więc
mężczyzna ściga samego siebie?
Książka składa się z prologu i 25 rozdziałów oraz epilogu,
który tak naprawdę jest krótkim wyjaśnieniem od autora. Narracja prowadzona
jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, głównie obserwuje Szymona, jednak nie
całkiem mogę powiedzieć, że przedstawiona jest z jego perspektywy, choć przez
większą część lektury tak się wydaje. Jednak od czasu do czasu nagle w tekście
są wtrącenia o odczuciach czy myślach innych osób (głównie Olgi, o której za
chwilę), co moim zdaniem wprowadzało lekki chaos i wytrącało z rytmu. Na
szczęście nie działo się tak często. Co do samego stylu powieści, to jest
prosty, dynamiczny, sporo tu dialogów, które wydawały mi się nieco sztuczne, co
jest pewnie następstwem tego, że zabrakło tu dobrej psychologii postaci.
Słownictwo jest raczej niespecjalnie wyszukane, szczególnie jeśli mowa o
dialogach.
Postać Szymona z początku zapowiada się ciekawie. Zmarła
żona, obowiązek utrzymania rodziny i zachowania dawnej perfekcji w pracy miały
potencjał stworzyć postać skomplikowaną i nieszablonową. Im dalej jednak, tym wszystko
to się rozmywało, Szymon okazał się bucem przekonanym o własnej wyższości. Jego
wybory, decyzje i działania robiły się dla mnie coraz bardziej niezrozumiałe,
przez co czułam coraz większą irytację.
Drugą postacią odgrywającą pierwsze skrzypce powieści jest
Olga, muzyczka, wokalistka, która marzy o wydaniu płyty z nową aranżacją
starych piosenek. Z Szymonem poznaje się na zamkniętej imprezie po jednym z
koncertów i od razu się w nim zakochuje. Podczas tego jednego wieczoru, jednej
rozmowy powstaje jej obsesja na punkcie Szymona. Od tego czasu próbuje go
uwieść, poderwać, rozkochać i zaciągnąć do łóżka. Szczerze, jej zachowanie
wypadło bardzo psychopatycznie, choć wydaje mi się, że miała to być po prostu
kobieta mocno pragnąca rodziny…
Wszystkie postacie, razem z wymienioną dwójka, bardzo szybo
zmieniały swoje emocje. Tu nagle ktoś krzyczy, to ktoś się bez powodu
denerwuje. Większość reakcji wydaje się przesadzona i nienaturalna, a
przynajmniej niewytłumaczona – tu znowu zarzut w stosunku do braku dobrego
umotywowania postaci.
Książka miała być kryminałem, okazała się jednak romansem z
małym wątkiem kryminalnym. Perypetie miłosne Szymona i Olgi zajęły znaczącą
część powieści, a przez brak głębszego rysu psychologicznego ich przepychanki
były po prostu żałosne i śmieszne.
Wspomniany marginalny wątek kryminalny dotyczy poszukiwanego
sprawcy wypadku i wątpliwości czy przypadkiem Szymon nie szuka samego siebie.
Nie jest on jednak znowu specjalnie skomplikowany, chwilę po samym zdarzeniu
domyśliłam się, jaki zabieg autor zastosował i od razu miałam wytypowanego sprawcę.
Na końcu nie było żadnych zaskoczeń. Nawet więc intryga kryminalna nie
wzbudziła we mnie żadnych pożądanych emocji.
Czy mamy tu jakiś plusy? Na pewno do nich chętnie zaliczę
miejsce, w którym toczy się akcja powieści. Jej większość osadzona jest w
podczęstochowskich malutkich miejscowościach, wśród lasów i rzek, więc
otoczenie jest naprawdę przyjemne. Podobały mi się też nazwiska, jakie autor
wymyślił dla członków nowego zespołu Szymona.
Podsumowując, „Czynności wyjaśniające” ciężko jest mi uznać
w ogóle za kryminał. Owszem – głównym bohaterem jest policjant, jest zbrodnia i
gdzieś tam jakieś śledztwo. Wszystko to jednak zostało zdominowane przez wątek
romansowy pomiędzy głównymi bohaterami, który okropnie działał mi na nerwy. Naprawdę
dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie tak złych emocji. Na pewno gdybym
sięgnęła po nią prywatnie, to porzuciłabym ją po jakichś 120 stronach, czyli od
razu po wypadku i pojawieniu się Olgi. Może osoby lubujące się w wątkach
romansowych i nieprzywiązujące dużej wagi do psychologii postaci nie będą aż
tak w stosunku do niej surowe.
Moja ocena: 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz