czerwca 21, 2021

"Topieliska" Ewa Przydryga

 

Autor: Ewa Przydryga
Tytuł: Topieliska
Data premiery: 19.05.2021
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 320
Gatunek: thriller psychologiczny
 
Ewa Przydryga od dobrych dwóch lat podbija serca polskich czytelników. Szum wokół jej nazwiska zaczął się w roku 2019 z okazji premiery jej drugiej książki pt. „Zatrutka” (recenzja – klik!). W roku 2020 okazały się jej dwa thrillery pt. Miała umrzeć” i „Bliżej, niż myślisz”, w tym na razie jeden pt. „Topieliska”. Ja z jej książkami spotkałam się raz, przy „Zatrutce”, która rozczarowała mnie naprawdę ogromnie. To było jednak półtora roku temu i muszę przyznać, że te wszystkie zachwyty innych czytelników, skłoniły mnie, by dać autorce jeszcze jedną szansę. Chwyciłam więc za najnowsze „Topieliska” i choć faktycznie nie było tak źle jak przy wcześniejszym tytule, to jednak zachwytów podzielić nie potrafię. Dlaczego? O tym za chwilę.
 
Fabuła powieści zaczyna się 3 stycznia 2020 roku. Pola budzi się wczesnym rankiem z wysoką gorączką, przez co prosi męża, by to on zawiózł ich 3letniego syna do przychodni na umówioną wizytę. Kuba trochę marudzi, jednak ostatecznie odśnieża auto i razem z Jasiem wyruszają na wizytę. Po kilku godzinach Polę budzi telefon – dzwonią z przychodni z pytaniem czy przełożyć wizytę w związku z tym, że dzisiaj się na niej nie pojawili. Pola wyrwana ze snu najpierw nie rozumie o co chodzi, kiedy jednak do niej dociera, że Kuba i Jaś nie dotarli na miejsce, przerażona wsiada w samochód i rusza na poszukiwania. Niedaleko od ich domu na moście trafia na wypadek – jakieś auto przebiło barierkę i spadło do wody… Nie, nie ‘jakieś’, to auto Kuby. Ciało mężczyzny zostaje szybko wyłowione, jednak Jaś nadal pozostaje nieodnaleziony. Czy też umarł? I co się stało, że zjechali z drogi? Już na pogrzebie Kuby wychodzi na jaw, że nie był tak prawdomówny, jak się Poli wydawało… Czy jednak jego kłamstwa mają coś wspólnego z tym wypadkiem?
 
Książka składa się 25 rozdziałów. Narracja prowadzona jest pierwszej osobie czasu teraźniejszego przez Polę, przez co automatycznie skupia się w równym stopniu zarówno na wydarzeniach, jak i przeżyciach bohaterki, a wszystko to obserwujemy tylko i wyłącznie z jej punktu widzenia. Styl powieści jest dużo lepszy niż w „Zatrutce”, nie jest już na siłę udziwniany, nie sili się na poetyckość – jest prosto i zrozumiale, bez specjalnych ozdobników. Językowo i stylistycznie jest więc całkiem w porządku, nie mam tutaj specjalnych zastrzeżeń.
 
Fabularnie początek też zapowiada się całkiem dobrze. Dziwny wypadek, tajemnice Kuby takie jak zmarła siostra, o której kobieta nie miała pojęcia czy pieniądze, które miały zostać przekazane na rehabilitację kuzynki, która tak naprawdę nie miała żadnego wypadku, to dopiero początek góry lodowej. Jednak tu znowu autorka przekombinowała, wydaje się, że chciała za dużo tematów, za dużo wątków zmieścić w jednej niewielkiej powieści. Przez te nagromadzenie wydawałoby się, że niezwiązanych ze sobą tematów, uleciał mi gdzieś w ogóle klimat powieści, w ogóle nie wczułam się w tę historię. Najmocniej zaś irytowała mnie siostra bliźniaczka bohaterki, która od pogrzebu wspiera Polę. Jej historia, która chwilę po pogrzebie nagle wybucha, wydaje się przedstawiona mało realistycznie – ja w ten wybuch i jej zagmatwanie kompletnie nie uwierzyłam, więc przez to jakby cała fabuła od razu straciła na wiarygodności.
 
Z plusów mamy więc dobry początek i łatwy i prosty styl. Do nich na pewno muszę jeszcze dodać wątek świadomych snów. Widać, że autorka tutaj postarała się o szeroki reasearch, a same wrażenia bohaterki z tych doświadczeń kojarzyły mi się mocno z książką Sarah Pinborough pt. „Co kryją jej oczy”, a raczej z serialem, który powstał na jej podstawie. I mimo że pomysł by faktycznie dobry, to znowu wykonanie nie całkiem mnie przekonało, miałam wrażenie, że opisy tych snów na siłę mają wprowadzić jakąś tajemniczość i niejasność. Nie odczułam ich za naturalne, a wymuszone, co raczej nie przyczyniło się do pozytywnego odbioru powieści.
 
Ogólnie nie chcę za bardzo narzekać na tę książkę, bo widzę poprawę w stosunku do „Zatrutki” z 2019 roku. Styl bym przyjemny, pomysł na historię naprawdę dobry, tylko wykonanie trochę przekombinowane. Szkoda, że nie dałam rady wczuć się w klimat, szkoda, że za wiele trudnych tematów autorka wrzuciła do jednej historii, bo gdyby nad tym trochę popracować, trochę to tematycznie uprościć, to na pewno byłabym z lektury zadowolona. A tak to mogę tylko powiedzieć, że nie jest to książka zła, jednak mam za dużo uwag, by ocenić ją jako dobrą.
 
Moja ocena: 6/10
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz