Tytuł: Krew z krwi
Data premiery: 19.05.2021
Wydawnictwo: Czarna
Owca
Liczba stron: 400
Gatunek: thriller
psychologiczny / kryminał
Mimo iż Przemysław Piotrowski na polskim rynku książki
istnieje od roku 2015, to tak naprawdę zrobiło się o nim głośno dopiero w roku
poprzednim, gdy przeszedł pod skrzydła Wydawnictwa Czarna Owca i opublikował
pierwszy tom cyklu kryminalnego o komisarzu Brudnym pt. „Piętno”. W przeciągu
sześciu miesięcy ukazała się cała trylogia, która zdobyła ogromne rzesze fanów.
Mnie jeszcze nie było dane się z nią zapoznać, więc nowa książka pisarza pt.
„Krew z krwi” była dla mnie wielką niewiadomą. I jak się okazuje dla fanów
trylogii także, gdyż jest to całkiem inny rodzaj literatury niż brutalny
kryminał.
Fabuła powieści kręci się wokół postaci Daniela Adamskiego,
mało znanego pisarza, który, by związać koniec z końcem, chwyta się różnych
prac dorywczych. Przede wszystkim jednak Daniel jest ojcem. Samotnym ojcem
5letniego chorego na raka i rdzeniowy zanim mięśni (SMA) syna. Syna, który
potrzebuje 15 milionów na leki, które mogłyby go uzdrowić. Leki, których
polskie państwo nie finansuje. Adam, jako mały poczytny pisarz, zwykły
człowiek, nie ma szans uzbierać takich kwot, nawet przy pomocy tak popularnych
teraz internetowych zbiórek… I tak próbuje chemioterapią i innymi mniej
skutecznymi metodami opóźnić chorobę, spowolnić ją, by dać synowi i sobie
samemu więcej czasu. Akcja powieści zaczyna się w dniu, gdy do drzwi Daniela
puka policja. W okolicznym parku zginął jego dawny znajomy, mężczyzna, z którym
miał kiedyś na pieńku. To jednak za mało, by policja mogła się Danielem
zainteresować, więc dlaczego stoją pod jego drzwiami? Okazuje się, że mężczyzna
został zamordowany w dokładnie taki sam sposób jak pierwsza ofiara w jego
ostatnim kryminale… To sprawia, że Daniel zostaje wpisany na listę
podejrzanych. Kiedy jednak do mediów trafia list od mordercy, w którym ten domaga
się, by autor napisał kolejny tom przygód głównego bohatera, sytuacja zmienia
się o sto osiemdziesiąt stopni. Czy Daniel zdecyduje się na grę z mordercą?
Ugnie się pod jego żądaniami? I jak wpłynie to na jego sytuację prywatną, czy
to coś, co może pomóc mu zebrać pieniądze dla śmiertelnie chorego syna?
Książka składa się z 43 rozdziałów i epilogu. Narracja
prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Daniela, który często
zwraca się bezpośrednio do czytelnika – książka to niejako jego monolog
wewnętrzny, opowieść o mordercy i tego, jak jego działania wpłynęły na życie
Daniela i jego syna. Styl powieści jest charakterystyczny dla tego typu formy –
to strumień świadomości, zdania często są długie, słowa wylewają się z głowy
bohatera wprost na karty powieści. I tak jak ogólnie nie za bardzo przepadam za
tym zabiegiem, wolę częstsze kropki niż przecinki, to tu muszę przyznać, że
taka forma pasowała idealnie. Styl jest bardzo rytmiczny, przez co tekst czyta
się świetnie, czytelnik ma wrażenie, że całkowicie wchodzi w głowę bohatera i
widzi jego przepływające, kotłujące się myśli. Myśli, które cały czas wracają
do jednego tematu – jego syn, jego krew z krwi, umiera, a on na to patrzy i nie
jest w stanie mu ulżyć w cierpieniu, uratować go przed śmiercią. Nie wyobrażam
sobie, by ta książka mogła być napisana w inny sposób, ten styl, który autor to
zastosował, jest wyborem idealnym, który wszystkie te rozrywające, ogromne
emocje, tylko jeszcze bardziej podbija, bardziej je potęguje.
„(…) czas nigdy nie był naszym sprzymierzeńcem, raczej czymś, z czym należało walczyć, próbować oszukać, w pewnym sensie naszym wrogiem, bo tak sobie płynąc beztrosko dla innych, nas prowadził ku upadkowi, ku śmierci, bo śmierć syna była tak jakby moją śmiercią, bez niego nie potrafiłbym już żyć ze świadomością, że nie zrobiłem wszystkiego, aby mu pomóc, przecież zawsze można było zrobić więcej, zdobyć te pieniądze, ukraść, napaść na bank, zabić…Zawsze można było zrobić więcej…”
A emocji jest to ogromna ilość. Tych chwytających za serce,
wstrząsających człowiekiem. Emocji, które chwytają za gardło tak, że ciężko
oddychać. Ja książkę przeczytałam w ciągu trzech dni, w drugim przeczytałam
większość, jednak na sto stron przed końcem musiałam zrobić przerwę, mimo iż
fabuła naprawdę mocno wciąga. Jednak emocji było tu tak wiele i są one tak
obezwładniające, że we mnie pod koniec zgromadziło się ich za dużo – musiałam
od nich odpocząć, by się nie udusić. To jednak świadczy o tym, że książkę
czułam całą sobą, przeżywałam wszystko tak mocno jak bohater. A temat jest
naprawdę ciężki – w końcu powoli skradająca, wyniszczająca i powodująca ogromne
fizyczne cierpienie śmiertelna choroba pięcioletniego syna, na którą ojciec
może tylko bezradnie patrzeć, jest czymś niewyobrażalnie ciężkim, czymś czego
żaden człowiek doświadczać nie powinien… Biorąc na tapet tak ciężki temat,
autor jednak udowadnia jak dobrze rozumie psychikę człowieka, jak rozumie myśli
i skrajne emocje, jakie mogą targać człowiekiem. W tej sytuacji człowiek
pozostaje nagi, ujawniają się wszystkie jego lęki i obawy, a i wtedy dopiero
dostrzega to, co jest naprawdę ważne. Autor uchwycił to w punkt, aż brak mi
słów, by samej to opisać.
„Ten lęk, który mnie ogarnął, był lękiem, który sam sobie stworzyłem, który teraz krył się w najgłębszych czeluściach mojej duszy i chyba też wnętrzności, gdzieś w dolnej części mojego żołądka albo jeszcze dalej, i który nie dawał mi myśleć o niczym innym jak o tym właśnie lęku.”
Mimo wszystko w książce i kryminalny wątek odgrywa znaczącą
rolę. Jest przecież morderca, bezwzględny i brutalny, może i szalony, jest też
policja prowadząca śledztwo. Wątek ten napędza akcję, stawia głównego bohatera
coraz to w nowych sytuacjach. W końcu chcąc nie chcąc nagle Daniel staje się z
praktycznie nieznanego pisarza autorem, którego zna cała Polska. I tu autor
korzysta z własnego doświadczenia przedstawiając nam sytuację zarówno z
pisarskiego punktu widzenia jak i dziennikarskiego (sam kiedyś pracował jako
dziennikarz). Przyglądamy się więc mediom goniącym za sensacją, która może
obrócić się na korzyść bohatera – w końcu to jego chwila w świetle reflektorów,
dzięki mordercy to o nim kraj mówi. Może więc warto wykorzystać sytuację, by
przynajmniej zbliżyć się do kwoty potrzebnej na uratowanie syna?
„Krew z krwi” to tak naprawdę wielka bomba emocjonalna skryta
pod płaszczykiem kryminalnym. To książka zmuszająca do refleksji, do
zastanowienia się nad tym do czego człowiek, do czego rodzic jest zdolny, by
uratować własne dziecko. Które przecież nie padło ofiarą przestępstwa, a
bezwzględnej śmiertelnej choroby. Oczywiście, to nie tak, że książka nie ma wad
– znalazłam kilka niepotrzebnych moim zdaniem powtórzeń, jak i zakończenie
chyba nie całkiem nie usatysfakcjonowało, jednak to tylko mało znaczące
szczegóły – całościowo książka to majstersztyk kryminalno-psychologiczny, dawno
nie czytałam czegoś tak dobrego, czegoś tak wstrząsającego do głębi. Trochę
skojarzyło mi się to z ostatnim książkami Wojciecha Chmielarza, a te porównanie
mówi samo za siebie.
Moja ocena: 8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz