Autor: Olga Rudnicka
Tytuł: Rączka
rączkę myje
Cykl: detektyw
Matylda Dominiczak, tom 3
Data premiery: 04.05.2021
Wydawnictwo: Prószyński
i S-ka
Liczba stron: 392
Gatunek: komedia
kryminalna
Książki Olgi Rudnickiej odkryłam w roku 2017, dziewięć lat
po jej debiucie literackim. W tym czasie na swoim koncie miała już kilkanaście
powieści, wszystkie zahaczające o gatunek kryminału i komedii kryminalnej, a ja
tak się nimi zachwyciłam, że przeczytałam je od razu. Wtedy jeszcze nie byłam
szczęśliwą posiadaczką czytnika z Legimi, ani też nie prowadziłam bloga, więc
kursowałam kilka dobrych razy do biblioteki, by móc je przeczytać. I od tego
czasu jestem ich wielką fanką! Cykl o zwariowanej detektyw Matyldzie Dominiczak
Rudnicka zaczęła w poprzednim roku, choć chwilę wcześniej mogliśmy się spotkać
z tą bohaterką przy okazji osobnej powieści pt. „Byle do przodu”, gdzie w
aktualnych czasach funkcjonowała już jako pełnoprawny detektyw z własną
agencją. Cykl poświęcony tej bohaterce, który rozpoczyna się książką „Oddaj
albo zgiń!” przeniósł nad jednak 10 lat do tyłu i powoli opowiada nam historię
tego, jak Matylda stała się tym detektywem, którym była w „Byle do przodu”.
„Rączka rączkę myje” to trzeci tomu cyklu, a już na sierpień zapowiedziany jest
to kolejny pt. „Na własną rękę”. Szczerze – już czekam!
Historia „Rączki rączkę myje” toczy się pod koniec
października 2010. Detektyw Matylda prywatnie pomaga komisarzowi Tomczakowi
rozwiązać zagadkę chuliganów, którzy z jakiego powodu rozkopują okoliczne
działki. A przecież komisarz właśnie przechodzi na emeryturę i sam chce kupić
sobie taki własny skrawek zieleni, więc porządek koniecznie trzeba tam
zaprowadzić! W tym samym czasie Salomea Gwint, szefowa Matyldy zleca jej dosyć
skomplikowane zadanie. Mianowicie Mareczek, technik zatrudniony w agencji,
samowolnie przyjął zlecenie od klienta – miał fotografować przez kilka dni
osoby wchodzące do domu mężczyzny, gdyż podejrzewał on żonę o romans. Po
wykonanym zleceniu okazało się, że klient wcale nie był mężem tej kobiety, ba!,
podał fałszywe dane, a ludzie mieszkający pod obserwowanym adresem nic o żadnym
zleceniu nie wiedzą. Matylda ma więc za zadanie znaleźć oszusta i wymusić na nim
zapłacenie rachunku. Kto i po co zadał sobie tyle trudu dla kilku zdjęć? I jak
pogodzić prowadzenie dwóch dochodzeń jednocześnie? Dla Matyldy nie ma rzeczy
niemożliwych!
Książka składa się z prologu i ośmiu nienumerowanych
rozdziałów tytułowanych datą i dniem tygodnia. Każdy rozdział składa się z
krótkich scenek, prowadzonym naprzemiennie z punktu widzenia Matyldy, komisarza
Tomczaka, komisarza Mareckiego i szemranego biznesmena Wujka, jednak to te
opisujące losy Matyldy wiodą prym. Narracja prowadzona jest trzeciej osobie
czasu przeszłego, skupia się zarówno na wydarzeniach, jak i myślach bohaterów.
Jako że jest to komedia kryminalna, to oczywiście ważnym
punktem, o którym trzeba wspomnieć, jest humor w książce zawarty. Największy
ładunek humorystyczny niesie sobą sama postać Matyldy – niewysokiej pani
detektyw, której najbardziej charakterystyczną cechą jest to, że … mówi sama do
siebie mocno przy tym gestykulując. W sumie są to bardziej rozmowy jej, z jej
wewnętrznym głosikiem, podświadomością, która jest co nieco złośliwa 😊
Brzmi to może dosyć dziwnie, ale Rudnicka opisuje to w taki sposób, że nie jest
to drażniące, a zabawne. Matylda w ogóle to mocno zakręcona postać, jej
monologi, które rozumie tylko ona, a na pewno nie rozmówcy, porównania i
skojarzenia są tak poplątanie, tak oryginalne, że nie sposób się choćby przy
tym nie uśmiechnąć 😊
Oczywiście prócz samej postaci Matyldy, wiele humoru
znajdziemy też w dialogach i sytuacjach, które niosą ten pozytywny i czysty
rodzaj śmiechu – nie ma tu specjalnie mocnej ironii czy sarkazmu, a
najpopularniejszym przekleństwem jest ‘kurde melek’. Właśnie za te pozytywne,
nieagresywne podejście uwielbiam książki Rudnickiej!
Oczywiście prócz Matyldy, mamy tu grono równie świetnych
postaci. Są i te, które znamy już z wcześniejszych tomów, jak ciapowaty mąż
Roman, komisarz Tomczak rodem wyjęty z PRLu czy obowiązkowy, acz ludzki
komisarz Marecki. Jednak wiele pojawia się tu też nowych postaci, które
podejrzewam, że zostaną z nami na dłużej, jak komisarz Mizera, która ma przejąć
miejsce po odchodzącym na emeryturę Tomczaku czy wspominany już szemrany
biznesmen Wujek. Całkiem zabawną
postacią jest też emeryt, pan Bronek, recydywista, który organizuje warty na
ogródkach działkowych, oplata płot drutem kolczastym, a wysławia się tak, że
gdyby nie przypisy, to nikt by go chyba nie zrozumiał 😊
Każda jedna postać ma tu coś swojego, coś własnego, przez co czytelnik każdą z
nich dobrze zapamięta i oczywiście polubi.
Co do samej intrygi kryminalnej, to okładka i opis trochę
sugerują coś innego niż tu dostajemy – prym wiedzie tu sprawa z oszustem
podszywającym się pod pana Paczałkę, a sprawa ogródków jest gdzieś tam na
drugim planie i na pewno będzie jeszcze kontynuowana. Sprawa Paczałki jest
ciekawa, prowadzi Matyldę na całkiem nowe dla niej tereny, co przecież nie jest
niczym dziwnym – to przecież początkująca detektyw, dla której ta sprawa cały
czas jest jedną z pierwszych. Ogólnie historia ciekawi, a kolejne losy i
oryginalne pomysły Matyldy obserwuje się z największą przyjemnością.
Podsumowując, „Rączka rączkę myje” to bardzo przyjemna
komedia kryminalna, całkiem inna od wszystkich pozostałych jakie dostajemy
teraz na rynku. Mamy tu jeden główny wątek, małą grupkę bohaterów, w których
prym wiedzie jedna – pokręcona, gadająca do siebie Matylda. To komedia
kryminalna w starym stylu, lekka, przyjemna i zabawna, która nie musi uciekać
się do wulgaryzmów czy sarkazmu, by czytelnika w pełni zadowolić. Spędziłam z
nią naprawdę miło czas i już teraz czekam na tom kolejny!
Moja ocena: 7,5/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu
Prószyński i S-ka!
Książka dostępna jest też w abonamencie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz