Autor: Jennifer Hillier
Tytuł: Małe
sekrety
Tłumaczenie: Katarzyna
Bieńkowska
Data premiery: 12.11.2020
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 448
Gatunek: thriller
psychologiczny
Jennifer Hiller to kanadyjska autorka sześciu thrillerów. Na
polskim rynku do tej pory ukazały się jej dwa ostatnie tytuły, a „Małe sekrety”
było tą książką, dzięki której polscy czytelnicy mogli się z nią zapoznać po
raz pierwszy. Autorka na rynku amerykańskim pojawiała się w 2011 roku, a jej
piąta powieść „Ty będziesz następna” zdobyła Thriller Award i pojawiała się na
krótkiej liście do Anthony and Macavity Award.
Historia „Małych sekretów” rozpoczyna się pewnego
grudniowego dnia. Marin razem ze swoim 4letnim synkiem Sebastianem robią
ostatnie świąteczne zakupy na Pike Market Place, miejscu, które w dzień jak ten
jest pełen ludzi. Gdy kobieta zajęta jest odpisywaniem na wiadomość męża,
Sebastian nagle znika. Marin nie może go nigdzie znaleźć, w końcu wezwana zostaje
policja. Z nagrań wynika, że chłopczyk został porwany przez człowieka, który
był ubrany w strój Świętego Mikołaja. Świat Marin i jej męża Dereka rozbija się
na milion kawałków… Po szesnastu miesiącach chłopca nadal nie odnaleziono.
Marin, mimo rozpaczy, nie porzuca jednak nadziei. Od pewnego czasu pracuje dla
niej detektyw, który właśnie odkryła coś nowego… Niestety, nie dotyczy to
Sebastiana, a jej męża Dereka. Okazuje się, że mężczyzna od kilku miesięcy ma
romans z dużo młodszą kobietą. Czy to znaczy, że Marin straci ostatnią cząstkę
swojej rodziny? Czy pozwoli na to, by nie został jej już nikt? A może stanie do
walki o to, co jeszcze niedawno było jej całym światem? Jak daleko będzie w
stanie się posunąć, by zatrzymać Dereka przy sobie?
Książka składa się z prologu i czterech części rozdzielonych
na 34 rozdziały. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu
teraźniejszego z punktu widzenia Marin i kochankę Dereka - McKanzie, jednak to
ta pierwsza odgrywa tu najważniejszą rolę. Styl powieści jest prosty, zdania krótkie,
opisujące myśli i odczucia bohaterek, przez co czytelnik zaznajamia się z
podejściem dwóch stron.
Książkę można by podzielić na dwie części – pierwsza raczej
nie wpisuje się w gatunek thrillera, to raczej dramat rodzinny – obserwujemy
codzienne zmagania Marin, jak radzi sobie z nieobecnością syna, co robi by
przetrwać. Towarzyszymy jej przy zwyczajnych codziennych czynnościach jak praca
w jej salonie fryzjerskim czy spotkania z przyjacielem Sal i grupą wsparcia dla
rodziców dzieci zaginionych. Akcja jest niespecjalnie dynamiczna, raczej skupia
się na przedstawieniu postaci i jej przeżyć emocjonalnych. Dopiero gdzieś tam w
drugiej połowie książki wydarzenia ruszają do przodu, akcja bardziej dopasowuje
się do gatunku, do którego przypisana została książka. Robi się mocniej
zagmatwana, pojawia się jakaś zagadka kryminalna, która wzbudza w czytelniku
zaciekawienie. Sporo też jest emocji, poczynając od zaintrygowana aż po kilka
wzruszeń. Mocno więc widoczna jest różnica w rozłożeniu akcji, pierwsza część,
choć konieczna by w pełni zrozumieć bohaterkę, trochę się ciągnie, trochę
nudzi, jednak druga wynagradza to, co czytelnik odczuwał przy pierwszej, wciąga
i dostarcza dużo wrażeń.
Jeśli chodzi o bohaterki, to myślę, że postać Marin oddana
jest całkiem dobrze. To zrozpaczona matka, której dziecko zaginęło, która tkwi
w zawieszeniu, bo nie wie, czy jej synek jeszcze żyje czy nie. Codziennie czeka
na wiadomość, a każda sytuacja, która wydaje się prowadzić do nowych informacji
powoduje w niej przerażenie i maksymalny stres – w końcu Marin ciągle czeka na
najgorsze wieści, których żaden rodzic nie chciałby otrzymać. Żyje więc w
zawieszeniu, niepewna czy ma jeszcze po co żyć, czy już nie. Doprowadzona jest
na skraj wytrzymałości, skaj załamania, więc informacja o romansie męża działa
na nią jak płachta na byka – Marin w końcu ma sprecyzowane źródło swojego
gniewu i wszystkich złych, wyniszczających uczuć. Po szesnastu miesiącach
zawieszenia, kiedy jej jedynym zadaniem było czekać, teraz ma cel – wyeliminować
McKanzie z życia jej męża. Na tym skupia swoje siły, swoje myśli, to coś, co
skutecznie może odciągnąć jej uwagę i ukierunkować gniew.
Poza Marin dużą uwagę czytelnika skupia też McKanzie – to
młoda dziewczyna, studentka malarstwa, kelnerka, która ledwo wiąże koniec z
końcem – sama musi opłacać mieszkanie, studia i jeszcze dom opieki dla matki. Ewidentnie
też widać, że należy do całkiem innego pokolenia niż Marin – jej telefon
przyklejony jest do ręki, Instagram to jej drugie życie, a może i pierwsze, bo
o profil dba bardziej niż o przyjaciół. To dosyć zagadkowa postać, wydaje się
dumna, ale i zakochana, z drugiej jednak strony przecież nie może być całkiem
dobrą osobą, skoro wdała się w romans z żonatym mężczyzną, którego dziecko
zostało porwane. Narrator tej postaci nie poświęca tyle czasu co Marin, więc
dużo trudniej jest ją rozgryźć.
Oczywiście nie można zaprzeczyć, że książka wiarygodnie
oddaje uczucia matki, której dziecko zostało odebrane. To trudny temat, który
tu jest dosyć obszernie przedstawiony, widzimy z jakimi myślami, pokusami Marin
na co dzień się boryka, jak krucha jest jej psychika po tylu miesiącach
oczekiwania na wieści. Bo przecież najgorsze jest nie wiedzieć. Żyć w
zawieszeniu, czekając na coś, co nie jest w ogóle zależne od nas. Nie móc
ruszyć do przodu, zamknąć rozdziału, by rozpocząć nowy. Tu dobrze widać, że
najgorsza prawda jest lepsza od życia w niewiedzy.
Podsumowując, „Małe sekrety” to książka dosyć nierówna.
Pierwsza część trochę mnie wynudziła, wydaje mi się, że uczucia Marin można
było przedstawić trochę mniejszym nakładem stron. Druga połowa jest jednak
bardzo dobra – i wzbudza dużo emocji, i przedstawia problemy poruszane w
powieści w mądry sposób, a intryga kryminalna naprawdę zaskakuje. Finalnie więc
lektura pozostawia po sobie na tyle dobre wrażenia, że z pewnością sięgnę po
polską kwietniową premierę wcześniejszej książki autorki pt. „Ty będziesz
następna”.
Moja ocena: 7/10
Za możliwość zapoznania się z lekturą dziękuję Wydawnictwu
Muza!
Książka dostępna jest też w abonamencie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz