Czy wybór miejsca akcji "Nocy na blokowisku" podyktowany był przez pandemię, w czym Gacek przypomina Gucia i czy cykl o kocimoczach naprawdę jest w planach, a także jaką umowę Marta Matyszczak zawarła sama ze sobą rozpoczynając cykl "Kryminałów pod psem"?
Zapraszam na rozmowę z autorką!
Marta Matyszczak notka biograficzna:
Chorzowianka z urodzenia, dziennikarka z wykształcenia, pasjonatka kryminałów z wyboru. Prowadzi Kawiarenkę Kryminalną, portal poświęcony literaturze kryminalnej. Autorka scenariuszy fars teatralnych i gier typu Virtual Reality. Jej "Kryminały pod psem" to cykl powieści napisanych z przymrużeniem oka.
Kryminał na talerzu: Kilka dni temu na naszym rynku ukazał się już dziewiąty tom
Pani cyklu kryminalnego ‘Kryminałów pod psem’. Tym razem bohaterowie zostają w
swojej rodzimej okolicy, która jest także Pani okolicą – oczywiście mówimy o
Śląsku. Czy wybór miejsca akcji na ten tom miała Pani już od dawna wymyślony
czy może spowodowała go pandemia i towarzyszący jej lockdown?
Marta Matyszczak: Od początku pisania „Kryminałów pod psem” umówiłam się sama ze sobą, że regularnie będę w powieściach wracać na mój rodzinny Śląsk. Lokalizacja dziewiątego tomu była więc już z góry zaplanowana. Co więcej, wiem już, gdzie będzie się działa akcja kolejnych dwóch części. A padło akurat na Mysłowice, ponieważ mój mąż pochodzi właśnie stamtąd, całe dzieciństwo spędził w dzielnicy Brzęczkowice, gdzie tym razem urzędują Gucio i spółka.
Jak w ogóle pisze się książki w czasie pandemii? Tak samo
jak wcześniej czy czuje Pani różnice? W końcu pisarstwo to dosyć samotne
zajęcie.
Ma Pani rację! To jest dość pustelniczy zawód... Kiedy więc wiele osób było początkiem lockdownu zszokowanych ograniczeniami poruszania się, ja nie widziałam większej różnicy w moim codziennym życiu. Brakuje za to spotkań na żywo z czytelnikami, targów książki, festiwali. Fajnie, że jest formuła online, jednak ona w żadnym razie nie zastąpi spotkania w cztery oczy, porozmawiania, wspólnego pośmiania się. Mam nadzieję, że już wkrótce będziemy się mogli wszyscy spotkać, może przy premierze kolejnej książki, tradycyjnie zjeść „książkowy” tort i zapomnieć o tej izolacji.
A jeśli chodzi o research, to miałam wielkie szczęście, bo już z myślą o powieści, którą właśnie skończyłam pisać, a która pojawi się pewnie jakoś latem, zdążyłam jeszcze wyjechać, zanim pozamykano hotele i ograniczono możliwość przemieszczania się. Wywęszyłam więc wszystko dokładnie, do tego miałam do pomocy niezawodny psi nos mojego Gacka, zatem detektywistyczna, pisarska robota była na medal.
Jak sama ocenia Pani ten tom na tle pozostałych? I tak w
ogóle, to czy ma Pani swój ulubiony tom serii? Jeśli tak, to proszę uzasadnić
dlaczego właśnie ten, a nie inny 😊
To
tak jakby spytała Pani matkę dzieciom, które spośród swoich latorośli lubi
najbardziej... Staram się, by każda część „Kryminałów pod psem” była nieco
inna, pokazywała nowe miejsce, przedstawiała inny problem, dlatego każdą z nich
lubię za co innego. W „Nocy na blokowisku” pojawia się wątek z lat 80., czasów
mojego dzieciństwa, więc właśnie za to spoglądam na tę część z pewnym
sentymentem.
„Noc na blokowisku” to pierwszy tom, w którym główni
bohaterowie są już małżeństwem. Zaczynają dosyć mocno – Szymon znika, Róża
zachowuje się trochę jak nie ona. Czuje Pani różnicę po zmianie ich statusu
matrymonialnego? Zmieniła Pani do nich podejście, spojrzenie na nich?
Mam pewne podejrzenia, że mimo
iż Róża Kwiatkowska (a tfu!, Solańska!) spełniła swoje największe marzenie i
została żoną Szymona, to wcale nie oznacza, że się wreszcie uspokoi... To po
prostu taki burzliwy charakter, który zawsze i wszędzie pakuje się we wszelkie
możliwe tarapaty, także nawet małżeństwo jej w tym nie przeszkodzi!
W tym tomie dużo też Barańskiego, zdecydowanie więcej niż w
poprzednich. Czy i w kolejnych będzie odgrywał znaczącą rolę czy może to była
taka jednotomowa większa rola? Może Pani zdradzić coś ze swoich dalszych planów
na tę postać?
Aspirant Barański rzeczywiście
przeszedł sporą metamorfozę od czasów „Tajemniczej śmierci Marianny Biel”, w
której pojawił się jako dość irytujący, głupawy policjant wrogo nastawiony do
Solańskiego i Róży. Z tomu na tom poprawił mu się charakter (może to kwestia
częstych kontaktów z Guciem? 😉). A i ja go polubiłam. W „Nocy na blokowisku”
jego postać okazała się jak znalazł, by stanąć u boku zrozpaczonej panny
młodej, która rusza na poszukiwania męża (bo przecież Solański nie mógł
dobrowolnie zwiać jej sprzed ołtarza, gdy się nagle zorientował, co zrobił,
prawda? 😊 ). Barański z pewnością jeszcze nie raz pojawi się na kartach
„Kryminałów pod psem”.
No i Róża i Szymon – po „Nocy na blokowisku” wnioskuję, że
tom kolejny będzie z tych moich ulubionych – wyjazdowych. Ma już Pani konkretny
plan na ten tom czy jeszcze szuka inspiracji?
Bingo! Następnym razem państwo
Solańscy udadzą się w podróż. Wiem dokąd, ale oczywiście nie mogę tego
zdradzić. Mam już też pomysł na samą zagadkę kryminalną, ale proszę mnie więcej
nie ciągnąć za język, żebym za dużo nie wygadała i nie zepsuła czytelnikom
radości z lektury! 😉
To teraz trochę inny temat – w ostatnim wywiadzie mówiła mi
Pani o tajemniczych innych projektach poza tą serią, teraz niedawno na swoich
profilach społecznościowych zamieściła Pani (a raczej kotka Burbur!) informację
o nowej serii – tym razem bohaterami mają być tak zwane kocimocze 😊
Ogłoszenie nie było dodane 1 kwietnia, więc to chyba na poważnie? Powie nam
Pani coś więcej o tych planach?
Burbur kazała mi zapytać,
dlaczego tak trudno uwierzyć, że rzeczywiście to ona zostanie protagonistką
nowej kryminalnej serii... A tak na poważnie, to potwierdzam: właśnie
skończyłam pisać pierwszy tom nowego cyklu, tym razem kociego. Ten pomysł był
niejako naturalną konsekwencją wydarzeń w moim życiu prywatnym i od dawna
planowaliśmy zrealizowanie go wraz z Wydawnictwem Dolnośląskim. W sumie już dwa
lata temu sprowadziła się do nas bezpańska ciężarna kotka, którą z powodu
wydawanych przez nią specyficznych dźwięków nazwaliśmy Burbur. Potem pojawiły
się cztery kocimoczki... Myślę, że czas najwyższy, by także koty zabrały głos w
kryminalnej sprawie... To nieco inna, pod różnymi względami, seria niż
„Kryminały pod psem”. Ale jak to u mnie, będzie sensacyjnie i z humorem.
Gucio jest, kocimocze będą – a czy Gacek też kiedyś pojawi
się w Pani książkach? Nie czuje się zazdrosny, że tylko on jeszcze nie
wylądował na kartach Pani powieści? 😊
Kto
wie! Pomysłów mam mnóstwo, tylko czasu nie za wiele. Gacuś jak na razie
dostarcza mi psich inspiracji do „Kryminałów pod psem”. Bo choć każdy czworonóg
ma inny charakter, to Gacek pod wieloma względami przypomina Gucia. Na przykład
ma takie same mądre, spoglądające z wiernością i miłością brązowe ślepia. 😉
A jakieś terminy? Przynajmniej mniej więcej kiedy możemy się
znowu spodziewać czegoś Pani pióra? Wszyscy fani na pewno z niecierpliwością
czekają na taką informację!
Dziękuję! To bardzo miłe
pytanie, zwłaszcza gdy zadaje się je autorowi w okolicach premiery jego nowej
książki. Człowiek stuka z mozołem w klawiaturę przez pół roku, czytelnik połyka
tekst w jeden – dwa wieczory i pyta, kiedy następny tom. 😊 Wraz z Wydawnictwem
Dolnośląskim mamy w planach utrzymać już tradycyjnie wydawanie dwóch książek
rocznie, zatem następna powieść pojawi się pewnie gdzieś w okolicach wakacji, a
następna za rok.
To teraz trochę bardziej osobiste pytanie, mam nadzieję, że
mogę sobie na nie pozwolić 😊 Od zawsze zastanawia mnie jak pisarz czuje
się z tym, że na swoją jedną książkę poświęca tyle miesięcy (niektórzy nawet
lata!), wkłada w nią tyle pracy, a czytelnicy przeczytają ją w ciągu kilku
godzin i tyle. I już chcą więcej! Na pewno jest to pochlebne, ale czy nie myśli
Pani czasem ‘ludzie, dopiero co napisałam jedną książkę, dajcie chwilę
odpocząć!’? 😊 Bo w końcu czytając książkę dla relaksu, nie
myśli się o tym jak długo zajęła nad nią praca, czy jak dużo osób nad nią
ostatecznie siedziało, żeby czytelnik otrzymał ją w dokładnie takiej wersji.
Mam wrażenie, że powinniśmy to trochę bardziej doceniać.
Ależ to jest właśnie największe
docenienie, gdy czytelnik „wciąga” książkę w kilkanaście godzin i woła o
jeszcze! 😊 Ale rzeczywiście, mam taki magnes z cytatem z Nathaniela
Hawthorne'a, który mówi: „Easy reading is damn hard writing”. Generalna zasada
jest taka, że im coś się łatwiej czyta, tym bardziej oznacza to, że pisarz
spędził nad tekstem długie i ciężkie godziny. Ale dla mnie to sama przyjemność.
W poprzednim wywiadzie pytałam Panią o warsztat pisarski,
marzenia podróżnicze, ulubione książki i jedzenie. Teraz też na koniec pozwolę
sobie na trochę prywaty – tym bardziej iż ciągle żyjemy w tych niespokojnych i
trudnych czasach pandemii, więc i nasza codzienność różni się od tego co było
rok temu. Proszę nam zdradzić jaki jest aktualnie Pani najlepszy sposób na
relaks i odpoczynek?
Głaskanie psa i dwóch kotów! A
do tego dobra lektura. Dzięki książkom możemy przenieść się gdziekolwiek i
zapomnieć o skrzeczącej rzeczywistości.
Ulubione miejsce na ziemi? Tak ogólnie, niekoniecznie teraz
w czasie pandemii 😊
Tam gdzie jest morze, słońce i miłe towarzystwo
ludzko – zwierzęce.
Jak wygląda Pani zwyczajny dzień? Wiem, że poświęca Pani co
najmniej kilka godzin na pisanie książek, ale prowadzi Pani też razem z mężem
Kawiarenkę Kryminalną, prawda? To też na pewno wymaga dużo pracy – sama dobrze
o tym wiem, chociaż może w dwie osoby jest łatwiej?
Oczywiście, że łatwiej. Można
się podzielić obowiązkami (a w moim przypadku często zwalić je na męża, gdy
terminy pisarskie gonią 😉). Nie mam ustalonego harmonogramu dnia. Wolny zawód
i prowadzenie własnej firmy nie jest łatwym chlebem, ale dzięki temu zyskuje
się właśnie wolność, bez której ja już bym raczej nie mogła żyć. Co,
upraszczając, polega na tym, że jeżeli mam ochotę pospać do południa, to to
robię. Najwyżej później będę musiała to odpokutować długim, nocnym siedzeniem
nad klawiaturą.
Ogląda Pani filmy, seriale? Może poleci nam Pani jakieś
ciekawe tytuły? Nie muszą być oczywiście stricte kryminalne.
Uświadomiłam sobie, że przez
pandemię ostatnio w kinie byłam jakiś rok temu... Natomiast z świetnych
seriali, które ostatnio oglądałam, mogę polecić tytuł zupełnie niekryminalny:
„Durrellowie”. To ekranizacja tak zwanej Trylogii z Korfu autorstwa Geralda
Durrella, który, gdy był chłopcem, w latach 30. zeszłego wieku, wraz z mamą,
siostrą i dwoma braćmi wyjechał na tę grecką wyspę. A przygody, które ich
spotkały, spisał w trzech powieściach. Durrell był przede wszystkim wielkim
miłośnikiem zwierząt i miał niepowtarzalne poczucie humoru. Serial świetnie
oddaje ducha jego książek. I jest idealny właśnie na te nasze szare czasy.
I na koniec – jaka jest Pani ulubiona muzyka? Rodzaj?
Wykonawca?
Mam lekką obsesję na punkcie
zespołu The Lumineers. Pandemia niestety uniemożliwiła mi udział w kolejny
koncercie tej amerykańskiej grupy folk-rockowej, na który mieliśmy się wybrać
do Bratysławy. Bardzo lubię też piosenkarkę LP (która, swoją drogą, mieszka w
Kalifornii w domu, który kiedyś zajmowała nasza polska gwiazda kina, Pola
Negri). Ostatnimi czasy wzięłam udział w kilku jej koncertach online. Dobre i
to, ale mam jednak głęboką nadzieję na szybki powrót koncertów na żywo.
Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i oczywiście życzę
dalszego rozwoju i sukcesów pisarskich!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz