Dlaczego wydarzenia z tomy drugiego pt. "Południca" chronologicznie toczą się przed tomem pierwszym, ile Jiříego jest w Tomášu i czy Eva pojawi się w kolejnych tomach serii, jaką podróżniczą zaległość autor koniecznie musi nadrobić, a także jaki polski kryminalny pisarz jest jego ulubionym?
Zapraszam na rozmowę z autorem!
autor powieści kryminalnych, tłumacz i copywriter. Po ukończeniu anglistyki i nauk społecznych na Uniwersytecie Karola w Pradze pracował jako urzędnik, potem zaczął tworzyć teksty na strony internetowe, czym zajmuje się do dziś. Pierwszą książkę – pasjonującą zapewne historię o łowcach pierwotnych – zaczął pisać w wieku dziesięciu lat. Do literackiego fachu powrócił dopiero dwadzieścia lat później; w 2013 ukazała się jego debiutancka powieść Na kopci (Na wzgórzu), która otrzymała wiele przychylnych recenzji oraz Nagrodę Jiřiego Marka przyznawaną co roku w Czechach za najlepszy kryminał. W 2020 Březina ponownie został jej laureatem, tym razem za sprawą powieści Vzplanutí. W 2015, 2016 i 2019 ukazały się trzy tomy serii z
policjantem Tomášem Volfem, Promlčení (Przedawnienie), Polednice (Południca) i Vzplanutí. Jiří Březina mieszka w Czeskich Budziejowicach z żoną i
dwoma synkami; podobnie jak jego bohater Tomáš Volf jest fanem black metalu.
Kryminał na talerzu: Kilka dni temu na polskim rynku pojawił się drugi tom
cyklu o Tomášu Volfie pt. „Południca” Pana autorstwa.
Czy przed zagraniczną premierą trema jest podobna jak przy tej pierwszej
rodzimej, czy może jest już Pan nieco uspokojony ciepłym przyjęciem tej książki
przez Pana rodaków?
Jiří Březina: Może to
dziwne, ale czuję o wiele mniejszą tremę, niż przed wydaniem książki po czesku.
A to dlatego, że powieść wychodzi w przekładzie. Wierzę, że tłumaczka wychwyci
moje stylistyczne braki i powieść na tym zyska.
Zamiast tremy odczuwam więc przede wszystkim radość, że książka otrzymuje drugie życie w innym języku i
może dotrzeć do szerszego grona odbiorców.
„Południca” to drugi tom cyklu,
a jednak opowiada o wydarzeniach toczących się przed tymi z „Przedawnienia” –
skąd taka kolejność? Pomysł na „Południcę” przyszedł później?
„Południcę“ zacząłem pisać dużo wcześniej, rzecz w tym, że mam problem z
systematycznością. Podczas pracy nad „Południcą”, przyszedł mi do głowy temat,
opisany w „Przedawnieniu“. Przez jakiś czas skakałem między dwoma tekstami. A
kiedy wydawca ponaglił mnie, że muszę coś wreszcie oddać, „Przedawnienie“ było
w bardziej zaawansowanym stadium rozwoju. Dlatego to tę książkę skończyłem jako
pierwszą.
Tytuł tej książki jest dosyć
znaczący – jasno nawiązuje do mitologii słowiańskiej. Skąd pomysł i na tytuł i
na samą intrygę kryminalną? Jest on całkowicie fikcyjny czy jednak jakaś
prawdziwa sprawa natchnęła Pana do oparcia o nią fabuły kryminału?
Pomysł pojawił się podczas pisania, raczej intuicyjnie.
Wydało mi się interesujące, że tabloidowi
dziennikarze nadają mordercy chwytliwy pseudonim. Ten z kolei stał się tytułem książki. Długo się wahałem, czekałem na
jakiś lepszy pomysł. Wszyscy Czesi znają na pamięć balladę „Południca“
poety i
badacza folkloru, Karla Jaromíra Erbena. Obawiałem się zarzutów, że chcę się
przewieźć na słynnym, wybitnym dziele. Ostatecznie jednak tytuł pozostał, jest
w końcu całkiem trafiony
jeśli chodzi o fabułę.
Co do inspiracji, starałem się
zrozumieć jak działa umysł seryjnych morderców i zaznajomić się z najbardziej przerażającymi
zbrodniami, jakie miały miejsce w Czechach. To nie była przyjemna lektura, ale chyba udało mi się przenieść do książki
coś z tego obcego, zimnego świata.
Od początku pracy nad powieścią miała ona taki rozkład
narracyjny – śledztwo przeplata się z opowieścią o tajemniczej Marcie, czy może
pisał Pan osobno – najpierw jedną historię, a potem drugą i na końcu łączył w
całość?
Przeważnie podczas pisania mam przemyślane główne linie
fabularne, narracyjne. Zawsze jednak
ostatecznie narzuca mi się jakaś dodatkowa, badająca świat „po drugiej stronie
lustra“. Marta pojawiła się właśnie tak, podczas pisania, i bardzo cieszę się z
tego faktu.
To teraz porozmawiajmy trochę o bohaterach. Wiem, że Tomáš odziedziczył po Panu zamiłowania muzyczne – coś
jeszcze przemycił Pan tutaj z siebie albo osób Panu najbliższych? Skąd w ogóle
pomysł na taką postać?
Z muzyką było dokładnie na odwrót. To ja zacząłem słuchać
metalu dzięki Tomášowi! Ten bohater nie jest wynikiem
chłodnej autorskiej
kalkulacji, powstał
trochę
przypadkiem, podczas pisania, a
jeśli rzeczywiście ma jakieś moje cechy, to może fakt, że jest trochę introwertyczny. Chciałem, aby rozwiązywał problemy przy
pomocy głowy, empatii i intuicji.
Volf jest
rozważny, zawsze stara się przewidywać, być krok do przodu, choć nie zawsze takie działanie jest
produktywne. Jest też
wytrwały i ma wysokie standardy etyczne.
A jak powstała Eva? To
zdecydowane przeciwieństwo Tomáša, on podchodzi do sprawy na chłodno, patrzy
bardziej realistycznie, Eva podniecona jest śledztwem i uparcie nie zważając na
nic chce ją rozwiązać. Ma też całkiem fajne hobby!
Tak, ma Pani rację, Ewa jest przeciwieństwem Tomáša i jego rozwagi. Całkiem
dobrze się bawiłem, igrając ze stereotypami, bo postać Ewy ma może więcej cech, które przypisuje się mężczyznom. Jest
impulsywna i „fizyczna”. W przeciwieństwie do Tomáša, który stanowi tę
refleksyjną drugą połowę. Nie mam konkretnego wzorca dla Ewy, to raczej
kombinacja kilku osób…
U nas w Polsce pojawiły się na
razie dwa tomu cyklu, na Pana rodzimym rynku są już trzy. Zamierza Pan
kontynuować serię? Jak wyglądają Pana dalsze pisarskie plany?
Aktualnie pracuję nad czwartą częścią serii. W
trzecim tomie (Vzplanutí) Tomáš działa sam, w czwartym bardzo możliwie, że powróci Eva.
A który tom jest Pana
ulubionym? I dlaczego?
To trudne pytanie, bo mam czuły, ojcowski
stosunek do każdej z moich książek. Lubię „Przedawnienie“
za temat opuszczonego pogranicza, chętnie tam jeżdżę i przebywam na łonie przepięknej natury, która ukrywa dawne
cierpienia. „Południca“ jest dla mnie powrotem
na blokowisko, gdzie dorastałem. Staram się osadzać każdą z książek w innym środowisku, różnicować tematy,
atmosferę, dlatego nie chcę wybierać jednej ulubionej.
To teraz pomówmy trochę o tym
jak wygląda praca nad książką. Pisze Pan w stałych godzinach czy siada do
komputera tylko gdy przyjdzie natchnienie? Wiem, że poza pisaniem książek
zajmuje się Pan także pisaniem tekstów na strony internetowe, a i ma w domu
dwójkę małych chłopców – to naprawdę sporo zajęć!
Nie mam za grosz samodyscypliny. Zanim urodziły
się nam dzieci, pisałem po nocach. Teraz już
nie daję rady, dlatego piszę sporadycznie, małymi partiami. Zawsze zaskakuje
mnie fakt, że udało mi się
ukończyć książkę. Trwa to jednak długo.
Znajduje Pan czas na relaks? Co
najbardziej lubi Pan robić, bo odpocząć od tych wszystkich obowiązków?
Najchętniej przebywam na zewnątrz, na łonie
natury. Najbardziej odpoczywam podczas długich, samotnych biegów, to swoiste
połączenie ruchu i medytacji. Lubię też jeździć
na rowerze, czasem podczas takiej wyprawy śpię pod gołym niebem w jakimś
urokliwym miejscu. Często urządzamy sobie wycieczki z rodziną i przyjaciółmi.
Aktualnie żyjemy w trochę
trudniejszych czasach niż rok temu – na świecie panoszy się koronawirus. Jak
przy pandemii żyje się w Czechach? Odczuwa Pan znaczącą różnicę w życiu na co
dzień?
Jeśli chodzi o pandemię, w Czechach jest naprawdę
źle. To duże obciążenie psychiczne – nie tylko strach o najbliższych, lecz
także lockdown w mieszkaniu, z małymi dziećmi. Nie chcę narzekać, mojej rodziny
jak na razie nie dotknęły na szczęście poważne problemy zdrowotne czy ekonomiczne.
Tylko pisanie nie bardzo mi w tej sytuacji wychodzi.
Mamy teraz mocno utrudnione
podróżowanie, podejrzewam, że w Czechach jest podobnie. Ale nie zważając na to,
gdy już wrócimy do normalności, to gdzie najbardziej chciałby Pan pojechać?
Zawsze lubiliśmy z żoną chodzić po górach, chcielibyśmy
zacząć to robić z dziećmi. Podobało się
nam na Ukrainie, Słowenii, w Czarnogórze, ale nie pogardzilibyśmy też
austriackimi Alpami. Mam też jeden istotny kierunek do nadrobienia
– nigdy nie byłem w Polsce!
Jakie jest Pana ulubione miejsce
na Ziemi?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ale jestem
całkiem zadowolony z życia na południu Czech.
Skoro pisze Pan książki, to i na pewno dużo czyta.
Zdradzi nam Pan jak wygląda Pana biblioteczka? Jakich gatunków znajdziemy tam
najwięcej, jakiego autora uznaje Pan za swojego ulubionego?
W mojej biblioteczce można trafić na wszystkie
możliwe gatunki. Studiowałem literaturę angielską i amerykańską, mam więc
klasykę, od Szekspira po Mailera czy Burgessa. Nie brak też literatury
czeskiej, z którą staram się być na bieżąco, by szlifować własny styl.
Następnie – literatura popularnonaukowa, uwielbiam prehistorię i temat ewolucji
człowieka. Plus oczywiście cały stos kryminałów, włącznie z moim polskim
ulubieńcem, Zygmuntem Miłoszewskim.
I na koniec pytanie związane z pierwszym członem mojego
bloga – w końcu Kryminał na talerzu to blog kulinarno-kryminalny. Co
najbardziej lubi Pan jeść? Lubi Pan gotować?
Przyznam, że chętniej jem. Może dlatego, że
wychodzi mi to o wiele lepiej, niż gotowanie! Lubię tradycyjną kuchnię czeską,
np. pieczeń znojemską, vepřo-knedlo-zelo [pieczeń wieprzowa z knedlikami
bułczanymi i kapustą – przyp. tłum.]. Nie mam nic przeciwko prostym daniom typu chleb ze smalcem i cebulą.
Naprawdę nie jestem wybredny, bez problemu zjem hamburgera z fast-foodowej
sieciówki.
Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych
sukcesów w pisarskiej karierze!
To ja dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz