Jaką kuchnię świata Anna Potyra lubi najbardziej, jaki talent, gdy mogła, by sobie zażyczyła, dlaczego zazdrościła autorom, który na swoim koncie mają już rozpoczęty cykl kryminalny i oczywiście kiedy możemy się spodziewać kolejnego tomu przygód komisarza Lorenza?
Zapraszam na rozmowę z autorką!
Anna Potyra notka biograficzna:
Urodzona w 1982 roku w Warszawie. Z wykształcenia anglistka. Pasjonatka jeździectwa. Jej debiutancka powieść "Pchła" zdobyła wyróżnienie Komendanta Szkoły Policji w Pile w konkursie dla Najlepszej Polskiej Miejskiej Powieści Kryminalnej roku 2019.
Kryminał na talerzu: Po ponad rocznym oczekiwaniu na tom drugi cyklu o komisarzu
Adamie Lorenzie w końcu na rynku ukazały się „Potwory”! Mnie przeogromnie
cieszy ta premiera, nawet sama nie zdawałam sobie sprawy jak mocno na nią
czekałam. A jak Pani się z tym czuje? Teraz już Pani wie, że „Pchła”
czytelnikom się spodobała, więc „Potwory” oddaje nam Pani z pewnością czy z
lekkim niepokojem? 😊
Anna Potyra: Myślę,
że trzeba mieć w sobie sporo buty, by oddawać książkę w ręce
Czytelników bez choćby cienia niepokoju. Rzeczywiście „Pchła” została przyjęta tak pozytywnie, że przerosło to moje najśmielsze oczekiwania, jednak to w żaden sposób nie zmniejsza mojego stresu
przed premierą „Potworów”.
„Potwory” to Pani drugi kryminał – jak go się pisało w porównaniu z „Pchłą”?
Sprawił trudności czy może pisało się
go dużo łatwiej?
Gdy pisałam „Pchłę” i zmagałam się z bieżącymi trudnościami
pracy nad tekstem, myślałam z zazdrością o autorach, którzy mają już serie i po
prostu wymyślają nowe intrygi w obrębie raz wymyślonego świata. Sądziłam, że to
bardzo ułatwia pracę. Otóż nic bardziej mylnego. Pisząc „Potwory” namęczyłam
się dużo bardziej niż przy „Pchle”. Mam nadzieję, że ten trend nie utrzyma się
przy kolejnym tomie. ;)
W książce znowu porusza Pani poważne, trudne tematy. Tym
razem między innymi jest to wykorzystywanie seksualne dzieci. Dlaczego
zdecydowała się Pani poruszyć taki wątek?
Staram się, aby moje książki były czymś więcej, niż tylko
kryminalną historyjką, którą zapomina się dwie minuty po tym, gdy wyjaśni się,
kto zabił. Staram się stworzyć czytelnikowi przestrzeń do refleksji, a temu
najlepiej służą trudne tematy. W ostatnim czasie dużo mówi się o pedofilii. Nie
chciałam budować swojej opinii na ten temat wyłącznie w oparciu o sensacyjne doniesienia medialne.
Zaczęłam dużo czytać i muszę przyznać, że to były bardzo trudne, ale i
pouczające lektury. Zrozumiałam, że to nie jest problem, zarezerwowany jedynie
dla pewnych grup społecznych. W „Potworach” starałam się podzielić zdobytą
wiedzą i uświadomić Czytelnikowi, że nie wystarczy powiedzieć dziecku, by nie
rozmawiało z nieznajomymi i nie brało cukierków od obcych, aby uchronić je
przed krzywdą.
Skoro już zaczęłam wypytywać o wątki, to proszę też nam
zdradzić skąd wziął się pomysł, by poruszyć kwestię związku poliamorycznego?
Kilka lat temu czytałam reportaż o poliamorii i od tamtej
pory trzymałam to wśród pomysłów do wykorzystania w książce. To dlatego, że
podczas lektury bardzo dużo czułam, a to oznacza, że było to dla mnie nie tylko
ciekawe na poziomie poznawczym, ale też mocno podziałało na poziomie
emocjonalnym. A to jest dokładnie coś, co daje czytelniczą przyjemność.
A opera? Nie ukrywam, że uwielbiam kiedy fabuła toczy się w
środowisku artystycznym – zawsze jest tam wiele indywidualności, ambicji i
upartego dążenia do celu.
Zawsze mówiłam, że gdybym mogła sobie wybrać talent, to
wybrałabym operowy głos. To taka moja skryta fantazja, żeby wyjść na scenę w
niesamowitym kostiumie i zaśpiewać arię. Nie wiem, skąd mi się to bierze, bo
naprawdę nie jestem osobą, która pchałaby się w światło reflektorów. Czuję się stremowana nawet, gdy mam się
odezwać na zebraniu klasowym. Może ta operowa fantazja to jakieś odreagowanie
:) A tak bardziej na poważnie, wydaje mi się, że opera ma w sobie coś ponadczasowego,
towarzyszy jej przepych i rozmach, przez to wydała mi się ciekawym tłem dla
mojej opowieści.
To teraz spójrzmy
na książkę od strony pisarza. Jak długo zajęła Pani praca nad tą powieścią?
Ruszyła Pani od razu po premierze „Pchły” czy dała sobie Pani chwilę
wytchnienia?
„Potwory” pisałam 9 miesięcy, dokładnie tyle samo, co
„Pchłę”. Zrobiłam sobie między nimi chwilę przerwy, co wynikało głównie z tego,
że nie chciałam zaczynać pracy nad drugim tomem serii, dopóki nie miałam
pewności, że jakieś wydawnictwo zdecyduje się opublikować tom pierwszy.
Muszę przyznać, że stosuje Pani dosyć nieszablonowe jak na
kryminał rozwiązania, zarówno
w strefie prywatnej bohaterów
jak i intrygi kryminalnej. Ma już Pani wszystko dokładnie obmyślone gdy zasiada
do pisania powieści czy część z tym pomysłów wpada dopiero podczas tworzenia?
Zanim zacznę pisać muszę mieć szkielet książki. Ustalam całą
chronologię i wszystkie związki przyczynowo skutkowe. To musi być spójne i
zamknięte, w innym razie na pewno wkradłyby się błędy, nieścisłości, albo
trzeba by zmieniać już gotowe fragmenty, żeby wszystko się zgadzało. Jednak w
czasie pisania dochodzi masa szczegółów. To wtedy bohaterowie dostają prawdziwą
tożsamość i osobowość i trochę zaczynają mnie prowadzić. Niektóre wątki robią
się dużo bardziej rozbudowane, niż początkowo planowałam, albo zachodzi
potrzeba dodania jakiegoś tematu po to, by nadać wydarzeniom odpowiednią
perspektywę.
Co sprawiło Pani największą trudność podczas pisania tej
powieści?
W „Potworach” cała intryga ma dość misterną konstrukcję i
miałam trochę bólu głowy z tym, żeby to wszystko odpowiednio pokazać.
Wprowadzić wszystkie elementy w odpowiedniej kolejności. Pisać tak, żeby
historia była tajemnicza i wielopoziomowa, ale jednocześnie zrozumiała. Mam
nadzieję, że to się udało.
I pytanie, na które chyba wszyscy czekają: kiedy możemy się spodziewać tomu
kolejnego o Adamie Lorenzie? Muszę przyznać, że już zdążyłam się naprawdę mocno
związać z bohaterami Pani powieści i nie mogę się doczekać, kiedy poznam ich
dalsze losy!
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i
książka, nad którą obecnie pracuję ukaże się w przyszłym roku.
A teraz kilka pytań, których nie zadałam Pani podczas naszego pierwszego wywiadu, a które od tego czasu stały
się obowiązkowe w moich rozmowach z autorami. Chcielibyśmy dowiedzieć się o
Pani czegoś więcej, szczególnie
że jest Pani pisarką bardzo skrytą – nie znajdziemy Pani w mediach
społecznościowych, więc te pytania są jeszcze bardziej cenne niż u innych autorów. Zatem proszę nam
zdradzić jakie jest Pani ulubione miejsce do pisania?
Każde ciche się nada :) Przy czwórce małych dzieci wcale o
takie nie jest łatwo. Najczęściej piszę w swojej sypialni, gdzie mam wygodny
szezlong. Jednak w praktyce często jest tak, że migruję po domu z laptopem, w
zależności od tego, jak przesuwa się front hałasu.
Co lubi Pani robić w wolnym czasie? Jak Pani odpoczywa?
Najbardziej odpoczywam przy koniach. Mam trzy w przydomowej
stajni, to są moje pieszczoszki i mają w sobie absolutnie magiczną moc, żeby
mnie zresetować. Nieważne, czy biorę swoją starą klacz i jadę na spacer do
lasu, sprzątam stajnię, trenuję na placu z młodym, czy po prostu idę na
pastwisko trochę się z nimi poprzytulać, zawsze wracam w dobrym humorze. Konie
to jest moja przestrzeń, kiedy nikt nic ode mnie nie chce, a ja nie myślę o
niczym innym niż to co tu i teraz.
Teraz pytanie mola książkowego – jak wygląda Pani
biblioteczka? Jakich gatunków,
autorów jest w niej
najwięcej, które
pozycje ceni Pani najmocniej?
Kiedy przestałam już czytać na zmianę „Anię z Zielonego
Wzgórza”, „Dzieci z Bullerbyn” i „Pannę z mokrą głową”, zapałałam miłością do
kryminałów. Oczywiście obudziła ją we mnie Agatha Christie. Potem było wielu
innych autorów, spośród których największe wrażenie zrobili na mnie Stieg
Larsson, Jo Nesbo i Zygmunt Miłoszewski. Od kilku lat mam bardziej urozmaiconą
listę lektur, jednak nigdy nie czytam science-fiction, a i romanse znalazłyby
się daleko, daleko w kolejce książek do przeczytania. Często sięgam po nowości
wydawnicze polskich autorów, a największym odkryciem ostatnich lat jest dla
mnie Jakub Małecki.
I ostatnie pytanie ściśle związane z pierwszym członem
podtytułu mojego bloga: co najbardziej lubi Pani jeść? 😊
Bardzo
lubię smaki kuchni azjatyckiej. W mojej spiżarni zawsze można znaleźć
chilli, czosnek, imbir, limonkę, kolendrę,
sos sojowy i oczywiście mleko kokosowe.
Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych
sukcesów
literackich!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz