września 29, 2020

"Grząska ziemia" Ann Cleeves

"Grząska ziemia" Ann Cleeves

Autor: Ann Cleeves
Tytuł: Grząska ziemia
Cykl: Szetlandzki, tom 7
Tłumaczenie: Sławomir Kędzierski
Data premiery: 20.05.2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 464
Gatunek: kryminał

Ann Cleeves to jedno z najbardziej poważanych brytyjskich nazwisk na scenie kryminalnej. Autorka debiutowała w latach 80tych XX wieku. Wydała kilka popularnych cykli kryminalnych, jest tłumaczona na kilkanaście języków, doczekała się również paru ekranizacji swoich powieści. Jej książki były kilka razy nagradzane, długo utrzymywały się też na listach bestsellerów. Cykl Szetlandzki o Jimmy’m Perezie liczy sobie 8 tomów, jutro 30 września swoją polską premierę ma tom ostatni pt. „Dziki ogień”. Oryginalnie w Wielkiej Brytanii cykl ukazywał się w latach 2006 – 2018. Na naszym polskim rynku prócz cyklu szetlandzkiego ukazało się też sześć tomów cyklu o Verze Stanhope pod skrzydłami wydawnictwa Amer. Mam nadzieję, że Czwarta Strona, która odpowiedzialna jest z polskie wydanie cyklu szetlandzkiego na nim nie poprzestanie – autorka już w 2019 rozpoczęła nowy cykl pt. Dwie rzeki. Mam nadzieję, że szybko doczekamy się jego tłumaczenia.
Na wstępie muszę też zaznaczyć, że dla mnie „Grząska ziemia” to było pierwsze spotkanie z piórem pisarki, więc osobiście sprawdziłam, że tomy cyklu spokojnie można czytać bez zachowania kolejności. Niemniej jednak jestem pewna, że wcześniejsze 6 tomów wcześniej czy później nadrobię!

Luty, Szetlandy. Na głównej wyspie podczas pogrzebu jednego ze starszych członków społeczności dochodzi do osunięcia się ziemi. Na szczęście nikomu nic się nie dzieje, a i lawina na swojej drodze nie spotkała wielu budynków – zniszczony został praktycznie tylko jeden mały domek, w którym raczej nikt teraz nie mieszkał. Jimmy Perez był świadkiem tego zdarzenia, więc jako szef tutejszej policji poszedł dla pewności zobaczyć okolice domku – znajduje tam ciało. To piękna kobieta w czerwonej sukience zmasakrowana przez ogromną siłę pędzącej ziemi. Nikt jej nie zna, nikt nie wie, że tam mieszkała, a przy ciele nie ma żadnych dokumentów. Kim jest kobieta? Czy umarła wskutek osunięcia? Szybko wychodzi na jaw, że przed lawiną kobieta już była martwa…

Książka składa się z 48 rozdziałów. Narracja prowadzona jest trzeciej osobie czasu przeszłego, podąża za trójką postaci: Jimmy’m, jego młodszym współpracownikiem Sandy’m i Jane, sąsiadce Jimmy’ego i zamordowanej. Styl powieści jest przyjemny, akcja toczy się niespiesznie, skupia się na urokach życia na Szetlandach, co dodaje książce niesamowitego klimatu.
Warto też dodać, że książka wydana jest ładnie, czcionka jest bardzo wygodna w czytaniu.

Skoro już wspomniałam o klimacie, to od razu musze podkreślić, że szetlandzka wyspa to rewelacyjne miejsce na umieszczenie akcji kryminału. Mała społeczność niejako zamknięta od świata zewnętrznego (wydostać można się promem lub samolotem) gdzie pozornie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, a jednak każdy ma swoje tajemnice… Bardzo lubię kryminały toczące się w takich społecznościach ze względu na to, że skupiają się one na ludzkich zależnościach, na zachowaniach i poznaniu człowieka. Tutaj jednak nie tylko społeczność jest dużym atutem powieści – są też nim same Szetlandy. Pola, woda, zimny wiatr, deszcz, owce pasące się na łąkach, rybacy i nafciarze. Gdzieniegdzie domki, jakieś małe miasteczko z kinem i pubem, ale poza tym wolne wielkie zielone przestrzenie. Ach, jestem tym miejscem oczarowana! Zdecydowanie choćby ze względu na miejsce chcę pozostać z tym cyklem dłużej.

Jako że lekturę zaczęłam do siódmego tomu, to o postaciach na pewno nie wiem tyle, co mogłabym znając tomy wcześniejsze. Jednak wydaje mi się, że i dla mnie wszystko było zrozumiałe, autorka krótko, ale zwięźle przypomina jakie zależności panują pomiędzy bohaterami. Jimmy, główny bohater, policjant, wychowuje córkę swojej zmarłej narzeczonej. Jest człowiekiem spokojny, powściągliwym, który przejmuje się tym co myślą i jak odbierają go inni ludzie. W tym tomie na pomoc w śledztwie wzywa policjantkę ze Szkocji – Willow. Para ewidentnie ma się ku sobie, widać że wcześniej coś już między nimi musiało być. Jednak obydwoje są ostrożni, nie chcą zostać odebrani jako nachalni, nie chcą też psuć sobie swojego zwyczajnego życia. Myślę, że ten prywatny wątek na pewno będzie kontynuowany w tomie kolejnym, chętnie też poznałabym ich wcześniejsze losy.
Co do bohaterów, jak podejrzewam, tego tomu, to mamy tu polityka, nauczycielkę (a tym samym jego córkę), małżeństwo wynajmujące turystom luksusowe domki i małżeństwo rolników. Z tymi ostatnimi historia jest mocno związana, kobieta to wspomniana już Jane, za którą częściowo podąża narrator. Poznajemy jej życie, jej rodzinę i małżeństwo, a również problemy aktualne i dawne… To ciekawa postać pełna dylematów.

Nie przedłużając, muszę na koniec wspomnieć jeszcze o samej intrydze kryminalnej i akcji powieści. Jak wspomniałam na początku wydarzenia toczą się niespiesznie, a osadzenie akcji na wyspie i osunięcie ziemi dodatkowo postęp akcji utrudniają. Jimmy z zespołem musi odkryć jak to się stało, że nikt nic o kobiecie nie wie, kim była i kto miał motyw by ją zabić. Głowna część fabuły skupia się na szukaniu świadków i dedukcji, co zdecydowanie nasuwa skojarzenia z klasycznym kryminałem. Może niewiele tu się dzieje, ale wydarzenia i postacie są opisane tak dokładnie, tak ciekawe, że książkę bardzo ciężko jest odłożyć.

Podsumowując, mimo że lekturę zaczęłam od przedostatniego tomu cyklu, to nie miałam problemu, żeby połapać się w zależnościach pomiędzy bohaterami. Oczarowało mnie miejsce osadzenia akcji, duszny klimat małego miasteczka i intrygujący, acz spokojni bohaterowie. Surowa zima, mocny wiatr i deszcz na pewno też dodają książce klimatu. Ja jestem z lektury zadowolona, mimo że akcja toczy się niespiesznie, to fabuła jest tak ciekawie opisana, że ciężko książkę odłożyć. Powieść ma cudowny surowy klimat i zdecydowanie będę chciała do tego świata jeszcze wrócić!

Moja ocena: 7,5/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona Kryminału!


Książka dostępna jest też w abonamencie 

września 23, 2020

"Gra w morderstwo" Rachel Abbott

"Gra w morderstwo" Rachel Abbott

 

Autor: Rachel Abbott
Tytuł: Gra w morderstwo
Cykl: Stephanie King, tom 2
Tłumaczenie: Adrian Napieralski
Data premiery: 15.07.2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 416
Gatunek: thriller psychologiczny

Rachel Abbott to jedna z najbardziej znanych brytyjskich pisarek w gatunku thriller/kryminał. Debiutowała w 2011 roku pierwszym tomem cyklu o detektywie Tomie Douglasie, który od razu zyskał sobie przychylność czytelników. Teraz cykl liczy już dziewięć tomów, dokładnie tydzień temu była polska premiera najnowszego pt. „Zamknij drzwi”. W międzyczasie aktorka zaczęła też pisać nowy cykl o sierżant Stephanie King. W styczniu miałam przyjemność zrecenzować pierwszy tom przedpremierowo (recenzja – klik!) i, mimo że była to moja pierwsza styczność z książkami autorki, to byłam zachwycona. Teraz latem na polskim rynku ukazał się tom drugi serii pt. „Gra w morderstwo”. Liczyłam od początku, że będzie równie wciągający jak poprzedni – i wcale się nie pomyliłam!

Rok temu w dniu ślubu Lucasa i Niny w ich rezydencji w Kornwalii doszło do tragedii. Teraz Lucas zaprosił wszystkich uczestników tamtych wydarzeń, swoich przyjaciół z dzieciństwa z partnerami, by świętowali z nimi rocznicę. Po przyjeździe okazuje się, że mężczyzna przyszykował dla wszystkich grę – każdy z nich otrzymał czarną kopertę z instrukcjami, a jego żona Nina przygotowała dla nich specjalne kostiumy. Szybko okazuje się, że gra, znana dobrze ze spotkań towarzyskich, tutaj zahacza o elementy makabry… Co Lucas chce tym osiągnąć? Dlaczego każdy z nich musi wciąć w grze udział? I czym grozi wycofanie się? Gdzieś w tym wszystkim musi się przecież też znaleźć dla sierżant Stephanie King…

Książka składa się z prologu, dwóch części i epilogu. Obydwie części podzielone są na krótkie rozdziały, łącznie jest ich 77. Narracja prowadzona jest z punktu widzenia 4 bohaterek – Jemmy i Alex w pierwszej osobie czasu teraźniejszego oraz Stephanie i Niny w trzeciej osobie czasu przeszłego. Narracja prowadzona jest naprzemiennie bez żadnego konkretnego klucza – przez większą część lektury najwięcej rozdziałów przedstawionych jest oczami Jemmy, końcówka - Stephanie. Styl powieści jest przyjemny, akcja toczy się niespiesznie, ale napięcie utrzymuje się już od pierwszych stron książki. Warto też zaznaczyć, że wydarzenia w części pierwszej toczą się rok temu, gdy przyjaciele Lucasa przyjeżdżają na ślub i ta część zajmuje około stu stron, reszta to część druga, w której wydarzenia toczą się aktualnie.

Abbott wykorzystała w tej powieści kilka ciekawych elementów. Mamy tu niejako nawiązanie do klasyki kryminału – od początku mamy zamknięte grono podejrzanych, złoczyńcą na pewno jest jeden z przyjaciół. Zamknięta rezydencja, zatoka, w której nikt inny nie mieszka i bogaty dziedzic fortuny nadają książce dosyć mroczny, ale i fascynujący klimat. Większa część książki opiera się na motywie gry towarzyskiej – my w Polsce znamy ją w dosyć uproszczonej wersji jako gra w mafię, w Brytanii jest nieco bardziej rozwinięta i nosi nazwę gry w morderstwo. Zasady są podobne, ktoś pada ofiarą morderstwa, a uczestnicy muszą odgadnąć który z nich jest sprawcą. W oparciu o tę grę Abbott zbudowała całą fabułę swoją książki, dostosowała jej zasady do swojego pomysłu i wyszło jej to naprawdę rewelacyjnie! Ja jestem pod wrażeniem – zarówno samego pomysłu, jak i świetnego wykonania.

W powieści mamy dosyć duże grono bohaterów – przyjaciół w rezydencji jest dziewięcioro, do tego dochodzi obsługa oraz śledczy, których znamy już z tomu poprzedniego. Bardzo lubię, kiedy historia toczy się w zamkniętym gronie bohaterów, gdzie wszyscy wszystkich znają (tu mniej więcej, z dziewiątki trzy kobiety są spoza kręgu przyjaciół z młodości), a jednak każdy z nich skrywa jakąś tajemnicę. Dobrym zabiegiem było tu powierzenie części narracji Jemmie, żonie jednego z przyjaciół – ona obserwuje wszystkich z boku, świeżym okiem, nie zna ich i nie zna ich zależności, które ewidentnie w jakiś pokrętny sposób ich wszystkich łączą. Przez to razem z nią możemy odkrywać powoli każdego bohatera z osobna, co jest zajęciem bardzo ekscytującym – każda z postaci jest wiarygodna psychologicznie.

Muszę przyznać, że z początku w ogóle zastanawiałam się czy jest to faktycznie książka z cyklu o Stephanie King. Tak jak w tomie wcześniejszym, tak i tu jej postać jest jakby z boku – przynajmniej przez pierwszą połowę powieści, później faktycznie jest jej więcej. Przez to o King ciągle wiemy niewiele, znamy tylko podstawowe informacje z jej życia. To dosyć niebanalne podejście do detektywa, który spina cykl w całość, co tym mocniej mnie intryguje. Jestem ogromnie ciekawa jak ta postać się rozwinie w dalszych tomach cyklu!

Pisałam już kilka słów o napięciu jakie towarzyszy czytelnikowi podczas lektury. Jak to znamy z klasyki kryminału, akcja toczy się niespiesznie, narracja zwraca uwagę na otoczenie i wszystko to, co się dzieje dookoła. Ja ogromnie lubię taki klimat, a tutaj jeszcze położenie, miejsce akcji dodatkowo go umacnia, przez co mam uczucie odosobnienia, zamknięcia i groźnej tajemnicy wiszącej w powietrzu. Wszyscy są podejrzani, a my ciągle nie wiemy o co chodzi, co się może wydarzyć i co się wydarzyło w przeszłości, przez co cały czas siedzimy jak na szpilkach. Oczywiście zakończenie i tak zaskakuje, moim zdaniem raczej ciężko je przewidzieć.

Podsumowując, „Gra w morderstwo” zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Autorka sięgnęła po motywy z klasyki kryminału i wymieszała je z zasadami gry towarzyskiej doprawiając to wszystko wyczuwalnym na każdej stronie powieści widmem unoszącej się w powietrzu tajemnicy i mrożącej krew w żyłach zagadki. Książkę przeczytałam w sumie na jeden raz, fabuła wciągnęła mnie ogromnie, a zakończenie zaskoczyło. Wygląda na to, że faktycznie Abbott zna się na rzeczy i jeśli i ta druga seria okaże się tak dobra, to prawdopodobnie dołączy do grona moich ulubionych autorów. Na ten moment mogę powiedzieć, że nie mogę doczekać się tomu kolejnego serii o sierżant Stephanie King!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji i piękną talię kart dziękuję Wydawnictwu Filia Mroczna Strona!


Zestaw książka + karty kupicie tu - klik!

Książka dostępna jest też w abonamencie 

września 23, 2020

#CzytamGalbraitha - maraton czytelniczy

#CzytamGalbraitha - maraton czytelniczy


Już 25 listopada swoją premierę będzie miał piąty tom cyklu o Cormoranie Strike autorstwa Roberta Galbraitha. Nie wiem czy wiecie, ale jest to pseudonim J.K. Rowling, autorki nieśmiertelnego Harry'ego Pottera! Ja książki o czarodzieju uwielbiam, zawdzięczam im moją miłość do książek w ogóle, ale jakoś z tym kryminalnym obliczem autorki nie miałam okazji się zapoznać. Teraz, dzięki świetnej akcji organizowanej przez Wydawnictwo Dolnośląskie, będę miała okazję to nadrobić, do czego też Was serdecznie zachęcam! Wydawnictwo przygotowało dla nas z tej okazji promocje na każdym z tomów serii oraz, na zachętę, jeśli po lekturze książek podzielicie się ze światem jej recenzją, możecie zdobyć jeden z 10 egzemplarzy najnowszego piątego tomu! To chyba dobra zachęta, prawda? :)

Co trzeba zrobić, aby wziąć udział w wyzwaniu czytelniczym?

Akcja podzielona jest na 4 etapy, po jednym na każdą książkę:
  • 23.09 - 7.10 - Wołanie kukułki
  • 7.10 - 21. 10 - Jedwabnik
  • 21.10 - 3. 11 - Żniwa zła
  • 3.11 – 24.11 - Zabójcza biel

W tych okresach na czytelników czekają specjalne promocje w sklepach internetowych na daną książkę. Obecnie trwa promocja na Wołanie kukułki w księgarni internetowej Bonito: https://bonito.pl/k-1063325-wolanie-kukulki

 

Zadaniem uczestnika wyzwania jest przeczytanie konkretnego tomu w podanym przedziale czasowym i opublikowanie recenzji na swoim blogu/Instagramie/facebooku i/oraz lubimyczytać.pl. Ważne jest, aby wpis oznaczyć hasztagami #robertgalbraithpolska #czytamgalbraitha, a także oznaczyć Wydawnictwo Dolnośląskie/publicat_sa (IG) oraz  patronów maratonu, wypisanych pod koniec postu.


Po przeczytaniu i opublikowaniu recenzji wszystkich tomów (w przeznaczonych do tego terminach), linki do tych recenzji należy przesłać na adres recenzje@publicat.pl, w tytule wpisując "#CzytamGalbraitha”. Z nadesłanych wiadomości Wydawnictwo Dolnośląskie wyłoni 10 uczestników, którzy otrzymają najnowszy tom serii!



📚Patroni akcji:
Kawiarenka Kryminalna
Lubimyczytac.pl
Kryminał na talerzu
Books.cat.tea
Strefa Czytacza
Ola_lifestyle
rudy_lisek_czyta


Na moim profilu na IG w wyróżnionych relacjach znajdziecie też planszę, na której możecie zaznaczać swój udział. Serdecznie zachęcam do obserwowania profilu wydawnictwa i wszystkich patronów, a ja obiecuję, że na moim na bieżąco będę Wam o etapach maratonu przypominać, a także podzielę się z Wami moimi recenzjami. 


To co, będziemy czytać razem Galbraitha? :)




Każdym z tomów serii znajdziecie też na legimi.pl zarówno w formie ebooka jak i audiobooka.



września 22, 2020

"Kto chce ich śmierci?" Cara Hunter

"Kto chce ich śmierci?" Cara Hunter

Autor: Cara Hunter
Tytuł: Kto chce ich śmierci?
Cykl: detektyw Adam Fawley, tom 3
Tłumaczenie: Joanna Grabarek
Data premiery: 22.07.2020
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 392
Gatunek: kryminał / thriller

Cara Hunter to brytyjska pisarka, która sprawnie łączy elementy kryminału i thrillera w swoich powieściach. Debiutowała dwa lata temu pierwszym tomem serii o detektywie Adamie Falwey’u pt. „Kto porwał Daisy Maison?” (recenzja – klik!). Do tej pory w cyklu ukazały się jeszcze dwie książki – „Kto mieszka za ścianą?” (recenzja – klik!) i „Kto chce ich śmierci?”. Na 14 października zapowiedziana jest już polska premiera tomu czwartego pt. „Kto je porwał?”, a na marzec roku przyszłego angielska tomu piątego. Wszystkie tomy cyklu opierają się na podobnym schemacie – wydarzenia aktualne przeplatają się z wydarzeniami z przeszłości, a fabuła poprzetykana jest fragmentami artykułów prasowych, internetowych i przesłuchaniami świadków. Każda z tych trzech dostępnych książek porusza jednak nieco inny temat, choć wszystkie kręcą się wokół pojęcia rodziny, a każdy z nich jest równie mocno wciągający!

„Kto chce ich śmierci?” zaczyna się pożarem domu, w wyniku którego ginie małe dziecko, a nieco starsze zostaje przewiezione w ciężkim stanie do szpitala. Rodziców nigdzie nie ma, nie wiadomo czy byli wtedy w domu czy zostawili dzieci na noc bez opieki… Możliwe jest też, że nie był to nieszczęśliwy wypadek, a podpalenie. Detektyw Adam Fawley, mimo prywatnych problemów, razem ze swoim zespołem musi znowu zgłębić się w życie rodziny, która padła ofiarą pożaru i odkryć co doprowadziło do tak fatalnego finału…

Książka nie ma podziału na rozdziały – podzielona jest na oddzielane gwiazdkami scenki poprzetykane wspomnianymi zapisami rozmów, przesłuchań, maili i artykułów prasowych. Czas akcji rozdzielony jest na dwa: główna oś fabularna toczy się w czasie aktualnym, po pożarze, druga, pojawiająca się bardziej okazyjnie, na wiele dni przed tragedią. Narracja prowadzona jest w czasie teraźniejszym zarówno jeśli chodzi o wydarzenia aktualne jak i te z przeszłości. Obserwuje wszystkich głównych bohaterów – członków zespołu Fawleya i jego samego, a także rodzinę poszkodowanych – wszystkich prócz Adama przedstawia w narracji trzecioosobowej, Adama w pierwszej. Styl jest uważny, narrator jest dobrym obserwatorem wydarzeń i ludzi ze śledztwem związanych.

Tak naprawdę ciężko o tej książce napisać coś nie zdradzając nic z fabuły. Główny nacisk, jak już wspomniałam, nałożony jest tu na śledztwo – obserwujemy uważnie każdego członka zespołu, których znamy już z poprzednich tomów, ich decyzje i poczynania. W związku tym poznajemy ich dosyć dokładnie, w końcu przy tak bliskiej obserwacji, nawet przy staraniach oddzielenia życia zawodowego od prywatnego zawsze coś się przez tę granicę przemknie. Trochę inaczej jest tu z Fawleyem, którego życie prywatne, jako że jest on tu tą jedyną postacią obserwowaną w narracji pierwszoosobowej, znamy dosyć dokładnie – aktualnie przechodzi dosyć ciężkie chwile, jego żona zamieszkała ze swoją siostrą i stara się przemyśleć, czy w ogóle ich małżeństwo ma jeszcze sens. Każdego z tych bohaterów poznajemy dokładnie, każdego na swój sposób czytelnik jest w stanie polubić – każdy z nich jest bardzo ludzki, niesie jakiś tam swój bagaż doświadczeń, który wpływa na jego zachowanie.

Na szybko też wspomnę o kilku tematach, które wydają się dosyć ważne pod względem społecznym – jest tu mowa o depresji poporodowej, niebezpiecznym świecie wirtualnych gier internetowych, problemie akceptacji młodszego rodzeństwa i różnicy pomiędzy życiem wolnym, nieskrępowanym zobowiązaniami do zwyczajnego życia rodzinnego. Podoba mi się, gdy w kryminałach i thrillerach wątki zahaczają o tematy społecznie ważne, uświadamiające, więc i tu byłam zadowolona.

Akcja powieści toczy się niespiesznie, z dużym naciskiem na wątek obyczajowy – powoli poznajemy rodzinę, która padła ofiarą tragedii. Niemniej jednak przez całą lekturę odczuwamy lekkie napięcie – co faktycznie tam się wydarzyło? Czy sprawa faktycznie jest tak prosta, ale tak przerażająca na jaką wygląda? Muszę przyznać, że o ile podczas lektury towarzyszyło mi nieco mniejsze napięcie niż przy wcześniejszych dwóch tomach, to zakończenie nadrobiło wszystkie wcześniejsze braki – nie zdradzę nic więcej, naprawdę warto zapoznać się z książką samemu. Nawet bez znajomości tomów poprzednich nie będzie to problemem.

Podsumowując, Cara Hunter znowu udowadnia, że jest pisarką wartą uwagi w gatunku kryminał/thriller. Fabułę prowadzi niebanalnie, akcja toczy się powoli, a jednak nie daje się czytelnikowi nudzić. Porusza kilka ważnych tematów, a jej postacie wydają się mieć gdzieś tam swoje życie, które toczy się niezależnie od śledztwa. Ja jak zawsze u Hunter jestem naprawdę zadowolona i z niecierpliwością wyczekuję tomu czwartego!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Filia Mroczna Strona!


Książka dostępna jest też w abonamencie 

września 18, 2020

"Odmęt" Jacek Łukawski

"Odmęt" Jacek Łukawski

Autor: Jacek Łukawski
Tytuł: Odmęt
Cykl: Krąg Painera, tom 1
Data premiery: 17.06.2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 496
Gatunek: kryminał

„Odmęt” to debiut Jacka Łukawskiego w gatunku kryminał. Wcześniej pisał fantastykę, wydał kilka książek w tym gatunku, publikował też opowiadania w różnych magazynach fantastycznych i motocyklowych. Mieszka niedaleko zamku w Chęcinach, czyta książki w tych gatunkach co pisze, lubi też jeździć na motocyklu.

„Odmęt” zaczyna się dniem, który dla dziennikarza Damiana Wolczuka można określić jako jeden wielki pech. Przegrał w sądzie proces o zniesławienie, wyleciał z pracy, a po powrocie do domu znalazł we własnym łóżku swoją dziewczynę z jej szefem… Nie pozostało mu nic innego jak ruszyć do Krakowa, gdzie prawdopodobnie będzie mógł znaleźć pracę. Jednak w drodze pech go nie opuszcza – w okolicy Chęcin ma wypadek samochodowy – jakiś większy SUV zahacza o jego auto spychając go z drogi i przy okazji wbijając w słupek. Na szczęście chwilę po wypadku drogą przejeżdża Alicja, która oferuje Damianowi pomoc – zawodzi go do okolicznego zakonu połączonego z ośrodkiem leczenia uzależnień – pracuje tam jej znajomy, mają tam pokój dla gości. Damian chętnie korzysta z oferty, rano ma w planach zajęcie się samochodem i ruszeniem w dalszą drogę. Niestety sytuacja się komplikuje –nad okolicznym jeziorem znalezione zostają cztery ciała. Policja szybko odkrywa, że to właśnie oni mieli wcześniej stłuczkę z Damianem. Mężczyzna zatem musi trochę tu zostać, co w sumie nie jest specjalnie problemem – wcale mu się nie spieszy, a poczwórne morderstwo to dobry temat do rozpoczęcia nowej pracy. Postanawia zatem przeprowadzić własne dziennikarskie śledztwo. Równocześnie policja i prokurator Painer prowadzą własne dochodzenie. Kto zamordował tą czwórkę? I kto szybciej odkryje sprawcę – policja czy dziennikarz?

Książka składa się z 13 rozdziałów podzielonych na dni śledztwa. Te składają się na 128 krótkich podrozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, podąża za Damianem, prokuratorem Painerem i policjantem Kryńskim. Styl jest niespieszny, duża uwaga poświęcona jest na szczegóły otoczenia, sporo jest też dialogów. Książkę czyta się dobrze, fabuła wciąga.

Tradycyjnie zacznijmy od postaci, które tutaj są naprawdę dużym plusem tej książki. Każda z nich oddana jest bardzo dokładnie, nikt nie jest kryształowo czysty, ale każdy wzbudza w czytelniku sympatię. Damian, mimo wielu niepowodzeń, nastawiony jest cały czas na sukces, nie zniechęca się, a dziennikarz śledczy jest z niego faktycznie dobry – wie gdzie szukać, wie kogo pytać, przez co jego śledztwo jest ciekawe i zajmujące. Prokurator Painer to też ciekawa osobowość – ubiera się rodem z PRLu, w wolnych chwilach ściga się na motorze, a swoją pracę traktuje bardzo serio – utworzył tak zwany Krąg Painera, gdzie dwie grupy sprawdzają własne hipotezy, przez co wnioski przez nie wyciągnięte są pewniejsze. Do drugiej grupy tego kręgu należy, a raczej został zaproszony, policjant Dariusz Kryński i technik Dorota, z którą Kryński prywatnie ma romans. W trójkę razem z Painerem spotykają się w jego domu i podejmują znaczące kroki w sprawie morderstw. Ich narady są naprawdę zajmujące!

Oczywiście, jak to w małym miasteczku bywa, wszyscy się tam znają, jedynym obcym jest Damian, do którego większość z nich podchodzi nieufnie. Małe miasteczka zawsze mają swoje tajemnice, szczególnie te pokroju Chęcin, w którym znajduje się nie tylko zakon i zamek, ale też ośrodek leczenia uzależnień… Ta okolica też kryje w sobie dosyć niepokojące wydarzenia z przeszłości, z wojny, a nawet jeszcze dalej… To naprawdę dobry wybór na osadzenie akcji kryminału.

Co do zagadki kryminalnej to jest faktycznie ciekawa. Mamy to jakieś powiązania z kościołem, jakieś nawiązania do dawnych, strasznych legend. Mamy też niejasną, tragiczną przeszłość Damiana, przez którą ma duży uraz do policji i prokuratury. Zło gdzieś tam czai się w Chęcinach, od dawien dawna… W kim teraz się osadziło? Czy można wierzyć w dawne legendy? Jak te historie mają się do tego, co dzieje się teraz? Na pewno podobało mi się też rozdzielenie akcji na śledztwo dziennikarskie i policyjne – w książce dużo się dzieje, bohaterowie nie mają czasu na oddech. Co do zakończenia to z początku może nie było do przewidzenia, domyślałam się raczej dopiero pod koniec, ale nie było ono specjalnie odkrywcze – szczerze w tym miesiącu to była już trzecia książka z tym motywem - wszystkie są z tego roku. Nie wiem skąd ta nagła popularność tego motywu, nie mogę też tego uznać za minus książki, bo historia jest naprawdę dobrze i rzetelnie zbudowana, a sięganie do znanym motywów jest przecież dozwolone. Jednak przez to zabrakło mi tu tego mocnego zakończenia, oryginalności, która wyróżniałaby ten tytuł na tle innych. Szkoda, ale to raczej wina przypadku – wszystkie te trzy książki zostały wydane w podobnym czasie, więc raczej nie ma mowy o zgapianiu 😊

Podsumowując, „Odmęt” to dobry debiut kryminalny. To taki rasowy kryminał – główna uwaga skierowana jest na śledztwo, nie zabraknie też prywatnych wypadów w życie i romanse bohaterów. Intryga zbudowana jest ciekawie, fabuła wciąga, dużo się dzieje, od książki ciężko się oderwać. Zakończenie może nie jest specjalnie oryginalne, ale dobrze spina wszystko w całość. Na pewno będę chciała sięgnąć po jej kontynuację.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona Kryminału!


Książka dostępna jest też w abonamencie 

września 17, 2020

"To nie jest mój mąż" Olga Rudnicka

"To nie jest mój mąż" Olga Rudnicka

Autor: Olga Rudnicka
Tytuł: To nie jest mój mąż
Cykl: Matylda Dominiczak, tom 2
Data premiery: 01.09.2020
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 408
Gatunek: komedia kryminalna

Olga Rudnicka to jedno z najważniejszych nazwisk w polskiej komedii kryminalnej. Powtarzając za Alkiem Rogozińskim, to właśnie ona, po śmierci Joanny Chmielewskiej, utrzymywała ten gatunek przy życiu. I robiła to naprawdę dobrze! Teraz ma już dużo kolegów po fachu, jednak jak dla mnie, nadal nikt nie robi tego tak dobrze jak ona! Jej komedie są specyficzne i odróżniają się od wszystkich pozostałych dostępnych na rynku. Olga nie robi dygresji w kierunku wytknięcia wad ludzi, systemu czy innych organizacji – dla niej ważna jest przede wszystkim intryga kryminalna i tylko i wyłącznie na niej skupia się cała fabuła powieści.
„To nie jest mój mąż” to druga książka w całości poświęcona detektyw Matyldzie Dominiczak. Pierwszy raz z tą postacią spotkaliśmy się w „Byle do przodu” z 2018 roku, ale tam grała ona postać poboczną. Jej debiut jako bohatera pierwszoplanowego był wiosną tego roku w powieści „Oddaj albo giń!”, gdzie poznaliśmy co przyczyniło się do podjęcia decyzji Matyldy o zmianie zawodu z bibliotekarki na detektywa – recenzja – klik! W „To nie jest mój mąż” dostajemy pierwszą poważna sprawę Matyldy w nowym zawodzie, a już teraz, zapowiedziana jest kolejna książka z serii pt. „Mój sssskarb” – już nie mogę się doczekać!

Matylda Dominiczak pracuje dorywczo w agencji detektywistycznej. Jej szefowa, Salomea Gwint służy jej codziennie irytującymi pogadankami o roli kobiety w tym zawodzie oraz zleca jakieś mało znaczące, drobne kawałki spraw. Teraz jednak sytuacja się zmienia – Matylda dostaje prawdziwe zlecenie! I to ona jest prowadzi! Towarzyszy jej Mareczek, technik pełniący funkcję asystenta – jako ten bardziej doświadczony ma służyć pomocą. Matylda ma za zadanie zdobyć dowody na niewierności męża klientki. I ma to zrobić tego wieczoru! Zadanie dosyć skomplikowane, o ile mąż nie jest nałogowym seksoholikiem, komplikuje się jeszcze bardziej gdy do akcji wkracza Matylda! Kolejnego dnia policja znajduje nad rzeką trupa… Kim on jest? Jak zginął? I jak te odkrycie wiąże się ze sprawą Matyldy?

Książka podzielona jest na dni śledztwa – zaczyna się 22 września 2010 roku, kończy 1 października. Całość zamyka epilog. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, skupia się na Matyldzie, komisarzu Mareckim i podkomisarzu Tomczyku. Narrator, mimo że trzecioosobowy, wkrada się w głów bohaterów i dokładnie przedstawia nam ich myśli, co przy postaci Matyldy daje często komiczne efekty. Język powieści jest przyjemny, bardzo pozytywny, unikający wulgaryzmów. I to, między innymi, u Olgi bardzo cenię – nie ucieka się do negatywnie nacechowanych słów, z jej książki tchnie bardzo pozytywna energia, są, w porównaniu do pozostałych współczesnych komedii kryminalnych, bardzo niewinne, choć przecież opowiadają o tym samym. To zdecydowanie zasługa języka, jakim posługuje się w swoich powieściach Rudnicka.

Jeśli chodzi o postacie to oczywiście prym wiedzie tu Matylda. Z pozoru stateczna żona Romana, matka 10letniej Moniki, pani bibliotekarka, tak naprawdę pokłada w sobie masę niespożytej energii. Najlepiej jej się myśli prowadząc dialog z samą sobą, co z boku wygląda naprawdę komicznie. Gdy się nakręci, zaaferuje, jej wypowiedź zlewa się w ogromny potok słów, które łączą się szybko i dosyć niezrozumiale dla innych osób. Swoją drogę jej monologi to naprawdę pisarskie mistrzostwo! Matylda jednak ma coś, czego inni nie mają – niesamowitą intuicję! Jakoś tak sama z siebie łączy fakty, z pozoru pokrętnie, jednak zawsze gdzieś tam dochodzi do wniosków, które okazują się zgodne z prawdą… Naprawdę świetny z niej detektyw! No i nie można nie wspomnieć, że jest to osoba tak pozytywna, że nikt nie ma oporów, by się przed nią otworzyć, co na pewno jest dużym plusem w tego typu zawodzie.

O Matyldzie można by jeszcze długo pisać, jednak zostawię Wam tę przyjemność, by odkryć ją samodzielnie. Teraz wspomnę jeszcze tylko na szybko o postaciach policjantów – zarówno Tomczak, jak i Marecki znani już nam są z tomu poprzedniego. Tomczak to leniwy, stary gbur, który został jedną nogą w PRLu. Ciągle miesza w sprawach, do tego cały czas marudzi. Ogólnie dosyć denerwująca postać, ciężko mi było się z niego śmiać. Niemniej jednak w tym tomie pokazuje się nam z innej strony, a i w końcu podejmuje pewną ważną decyzję – na pewno jeszcze go spotkamy w kolejnym tomie, ale już w nieco innej formie.
Co do Mareckiego to zdecydowanie jest to pozytywna postać. Skupiony na swojej pracy, dobry detektyw, który wie, że gdzie Matylda, tam kłopoty. Jednak ewidentnie i on polubił naszą główną bohaterkę. Jestem bardzo ciekawa jak ich relacja się rozwinie.

Co do intrygi kryminalnej, to jak wspomniałam, historia skupia się wyłącznie na niej. Nie ma tu żadnych dygresji, wątków pobocznych (no, prócz małych wstawek z życia rodzinnego Matyldy) czy innych przerywników. Historia jest rozbudowana i poprowadzona dosyć klasycznie, na tyle zagmatwana, że naprawdę podczas lektury sama nie miałam prawie żadnych hipotez. Naprawdę dobrze wymyślony i poprowadzony wątek. Oczywiście finalnie mocno zaskakuje!

Na koniec trochę o humorze – w końcu jest to komedia kryminalna! Muszę przyznać, że najwięcej znajdziemy go gdzieś w drugiej połowie książki – miałam tam zdecydowanie kilka groźnych napadów śmiechu! Głównie jest to humor sytuacyjny, zawarty w dialogach i monologach. Po lekturze tej książki na pewno pytanie „Opowiesz mi bajkę?” na pewno już nigdy nie będzie takie samo jak przedtem 😉 Dawno nie miałam tak, że przy książce naprawdę niekontrolowanie śmiałam się w głos, co najwyżej zdarzały mi się parsknięcia, ale takie napady prócz Olgi potrafi wzbudzić we mnie tylko Chmielewska.

Nie będę już więcej przedłużać – przejdźmy do podsumowania. „To nie jest mój mąż” to po pierwsze dobry kryminał w starym stylu, powiedziałabym nawet, że to dobra powieść detektywistyczna. Język też jakby do niego nawiązuje – jest przyjemny i łagodny, nie znajdziemy tu agresji czy przesadnych wulgaryzmów. Nie ma tu wątków pobocznych – cała uwaga skupiona jest tylko i wyłącznie na intrydze kryminalnej. Postacie są pozytywne, pełne humoru. Książkę czyta się świetnie, mocno wciąga i zostawia czytelnika z naprawdę dobrym humorem. Nikt nie pisze tak jak Olga, a ja już teraz z niecierpliwością czekam na jej kolejną książkę!

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka!

września 16, 2020

"Precedens" Remigiusz Mróz - recenzja premierowa

"Precedens" Remigiusz Mróz - recenzja premierowa

Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: Precedens
Cykl: Joanna Chyłka, tom 12
Data premiery: 16.09.2020
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 512
Gatunek: thriller prawniczy

Remigiusz Mróz, polski autor kryminałów i thrillerów piszący w tempie ekspresowym, z wykształcenia jest prawnikiem. Ma doktorat z prawa konstytucyjnego, a wiedzę z niego wyniesioną skrzętnie wykorzystuje w swoim najpopularniejszym cyklu – cyklu o prawniczce Joannie Chyłce i jej partnerze Kordianie Oryńskim. „Precedens” to już 12 tom tej serii i wcale nie zapowiada się, by przygody tej pary zbliżały się do końca – wręcz przeciwnie, w posłowiu autor roztacza przed nami wizję jeszcze wielu, wielu lat w towarzystwie tej dwójki. Cykl ten jako pierwszy z wszystkich powieści Mroza doczekał się ekranizacji – właśnie teraz na małych ekranach można oglądać drugi sezon serialu, który powstał na podstawie tej serii.

Akcja „Precedensu” rozpoczyna się, gdy Chyłka zostaje wyrwana ze swojego urlopu rekonwalescencyjnego – odzywa się do niej znana polska aktorka, Alina Karaś, która twierdzi, że odkryła pewnie kruczek w polskim prawie karnym, który pozwoli jej popełnić zbrodnię doskonałą. Prosi Chyłkę o to, by ta podjęła się jej obrony prawnej, po czym publikuje filmik na Facebooku, na którym na żywo kogoś brutalnie morduje. Chwilę później zostaje aresztowała, a Chyłka czuje się na tyle zaintrygowana, że sprawę przyjmuje. Nie wie tylko jak poważne konsekwencje niesie ta decyzja. Konsekwencje, które wpłyną na całe jej dotychczasowe życie…

Książka składa się z trzech tytułowanych rozdziałów i epilogu. Każdy z rozdziałów podzielony jest na numerowane krótkie podrozdziały opatrzone miejscem wydarzeń. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, skupia się na postaci Chyłki i Kordiana. Styl powieści jest specyficzny, zdominowany przez postać głównej bohaterki, która nie stroni od ironii, sarkazmu i słów potocznych. Książkę, jak zawsze u Mroza, czyta się w tempie ekspresowym, historia dziwnie mocno wciąga.

Tym razem mam wrażenie, że autor skupił się głównie na zagadnieniu natury prawnej – przez całą powieść zastanawiamy się o co chodzi z tą zbrodnią doskonałą, sama Chyłka nie jest w stanie się domyśleć o co aktorce może chodzić, a ta ciągle nie zdradza swoim prawnikom na czym jej obrona ma polegać. Przez to zastanawiamy się nad istotną prawa, czym jest, kto je ustanowił i czy faktycznie należy go bezwzględnie przestrzegać. To ciekawe zagadnienie i mam wrażenie, że dawno tak mocno Mróz nie skupiał się po prostu na prawie, zasadach obowiązujących i spinających nasze społeczeństwo.

Oczywiście prócz tego jest też sprawa, która nadaje książce wątek niejako sensacyjny – Chyłka z Kordianem odkrywają, że istnieje takie coś jak Konsorcjum – zbiór najbogatszych, najpotężniejszych w kraju ludzi, którzy gdzieś poza wymiarem sprawiedliwości robią co chcą i rządzą krajem, jego prawem i wydarzeniami z ukrycia. To tajne stowarzyszenie, które nie życzy sobie, by ktokolwiek o nim wiedział, a już na pewno nie całe społeczeństwo… Jak zawsze Chyłka i Zordon mają potężnych przeciwników, tym razem jednak nie mają pojęcia komu tak naprawdę mogą ufać – w końcu i policja i wymiar sprawiedliwości mogą być w tę sprawę zamieszani…
„ – Czy oni się zajmują? – zapytał.- A jak myślisz?- Bogaceniem się?Podkomisarz znów cicho się zaśmiał.- Mają w dupie kasę, chodzi im o władzę i poczucie wyższości nad szarymi masami. Chcą być ponad wszystko. Robić, co im się żywnie podoba. Czuć, że prawo ich nie obowiązuje, i…”
Książka lekko zahacza też o wątek #metoo. Alina w pewnym momencie głośno mówi o wyzyskiwaniu i wykorzystywaniu kobiet w branży rozrywkowej, czym nakręca całą medialną machinę. Do jej wyznań dołączają się inne kobiety, aktorki równie, a i czasem bardziej poszkodowane przez wysoko postawionych mężczyzn, zmieniając niejako podejście społeczeństwa do aktorki podejrzanej o morderstwo.

Co do samych naszych głównych bohaterów z radością muszę przyznać, że Mróz w końcu przestał sięgać po przesadny melodramatyzm. Jasne, tu też jest pewna wielka scena, ale nie jest ona porównywalna do tych z wcześniejszych tomów. Mam wrażenie, że w końcu ta dwójka na stopie prywatnej może trochę odpocząć i nabrać stabilizacji, co w końcu sprawia, że stają się normalniejsi, bliżsi czytelnikowi.

Podsumowując, „Paradoks” to naprawdę dobry tom tej serii. Książka porusza ciekawe zagadnienia władzy i systemu sprawiedliwości, istoty prawa, która przecież doskonała nie jest. Znajdziemy tu też to, za co lubimy tę serię – czyli cięty język Chyłki, dużo zabawnych dialogów, trochę szybkiej akcji i rozgrywkę na sali sądowej. Ja jestem usatysfakcjonowana i czekam na tom kolejny – oby był tak dobry jak ten!
„ – Będą nas zawalać beznadziejnymi sprawami, Zordon.- Przywykniemy – odparł spokojnie. – Będzie jak z kroplami.- Z czym niby?- Kiedy jedna po drugiej kapie z kranu, doprowadza cię do wściekłości. Jak pada deszcz, tworzą razem kojący dźwięk.”
Parasol "Z deszczu pod Chyłkę" można kupić tu - klik!

Moja ocena: 7,5/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona Kryminału!



Książka dostępna jest też w abonamencie 

września 15, 2020

"Zagubieni w Neapolu" Heddi Goodrich

"Zagubieni w Neapolu" Heddi Goodrich

Autor: Heddi Goodrich
Tytuł: Zagubieni w Neapolu
Tłumaczenie: Iwona Banach
Data premiery: 07.07.2020
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 416
Gatunek: literatura piękna / obyczajowa

„Zagubieni w Neapolu” Heddi Goodrich to debiut literacki autorki, amerykanki, która w czasach licealnych przeniosła się do Włoch, po kilku latach wyjechała do Nowej Zelandii. Książka porównywana jest do prozy Eleny Ferrante – ja tego porównania uniknę, gdyż tej drugiej jeszcze nie udało mi się przeczytać.

„Zagubieni w Neapolu” to opowieść głównej bohaterki – Heddi, studentki języków wschodnich, która od kilka lat mieszka w Neapolu. Na jednej z imprez poznaje Pietro – chłopak przygotował dla niej kasetę z miksem piosenek – dziewczyna go w ogóle nie kojarzy. Kasetę jednak przyjmuje i przesłuchuje i od tego momentu jej sympatia do nieznajomego rośnie. Niedługo później spotykają się znowu, później on zaprasza na kawę i tak rozpoczyna się ich romans, pierwsza miłość i szaleńcze zakochanie. Jednak czy taki związek, tak różnych od siebie ludzi, ma szansę przetrwać? Wszystko to rozgrywa się gdzieś pod koniec lat 90tych XX wieku w słonecznym, gęsto zaludnionym Neapolu…

Książka składa się z 33 rozdziałów poprzetykanych wiadomościami mailowymi Heddi i Pietro. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Heddi. Styl powieści jest ciekawy, warty uwagi – powiedziałabym, że jest dosyć poetycki – autorka często sięga po wymyślne porównania, posługuje się metaforami, przenośniami i innymi środkami literackimi. Przez to opowieść płynie dosyć powoli – z początku nie odczuwałam specjalnego zainteresowania książką, jednak diametralnie zmieniło się to po 100-150 stronach – język stosowany przez autorkę w końcu do mnie przemówił, przyzwyczaiłam się do stylu narracji, a historia oczarowała, by później wywołać masę innych emocji.

„Zagubieni w Neapolu” to historia pierwszej poważnej miłości. Na przykładzie związku Heddi i Pietro możemy obserwować wszystkie jego fazy – od początkowego nienasycenia cielesnego, fascynacji ciałem i psychiką drugiego człowieka, po wyciszenie, przyzwyczajenie, aż po wygaszenie, a raczej wybuch niezgodności charakterów i niemożliwość dopasowania swoich priorytetów. Nie wiem czy nie przesadzę, ale miałam wrażenie, że ich związek okazał się tak naprawdę toksyczny – Heddi kochała na tyle mocno, że chciała walczyć o ten związek, kiedy Pietro raczej pozostawał bierny, a może i wręcz w cichej opozycji. W każdym razie obraz tego związku jest oddany bardzo realnie, opis ich wszystkich uczuć, emocji nimi targającymi jest niesamowicie trafny, myślę, że każdy z czytelników w pewnym momencie powie – tak, ja też to przeżyłem. Uroku i finezji całej tej opowieści dodaje na pewno piękny język, którym całość zgrabnie opisuje autorka.

Oprócz głównego tematu związku, warto też zwrócić uwagę na życie studentów w Neapolu – w książce jest ono bardzo szczegółowo opisane i nierozerwalnie wiąże się z kolejnym bohaterem powieści za jakiego można uznać sam Neapol. Miasto w tej powieści odgrywa ogromną rolę – wpływa na nastrój bohaterki, górujący nad nim Wezuwiusz nawiedza ją w snach zapowiadając wybuch. Czy to metafora jej związku? Neapol jest ciasny, brudny, pełny ludzi i nielegalnych dobudówek. Pełen dźwięków, zapachów i słońca. Bohaterka prowadzi nas przez tradycyjne zachowania mieszkańców miasta, zabiera nas na wycieczki po kilku atrakcjach okolicy, a także, razem z Pietro na wieś – która kontrastowo od miasta się różni. Tam też zaznajamiamy się ze zwyczajami tam panującymi, z mentalnością starszych Sycylijczyków, którzy świetnie oddani są przez postacie rodziców Pietro. Okolica zarówno miasta jak i wsi oddana jest z wielką starannością, wciąga nas w wąskie uliczki Neapolu, w upał, ale i osobliwe piękno. Ja niestety Neapolu nie znam, ale podejrzewam, że dla osób, które kiedyś te tereny odwiedziły, książka będzie wręcz ponowną wizytą w tym miejscu. Naprawdę całość oddana jest z niesamowitą uwagą.

Ciekawym zabiegiem jest też rozdzielenie rozdziałów przez wiadomości mailowe – to wymiana Heddi i Pietro po latach, przez co od początku wiemy, że w pewnym momencie ich związek się rozpadł. Wymiana mailowa jednak uświadamia, że miłość w tej czy innej formie nigdy nie wygasa, zawsze coś z niej zostaje. Heddi na nowo wydaje się wciągać w wir tej znajomości, Pietro nadal pozostał ten sam – niby kocha, ale jednak nie jest skory do poświęceń. Na tym przykładzie jeszcze mocniej widzimy różnicę pomiędzy światopoglądem tych dwojga – ich światy, ich podejście do życia nie może różnić się bardziej. Heddi jest skłonna by pójść na kompromis, Pietro już takich chęci nie okazuje…

Podsumowując, „Zagubieni w Neapolu” to pięknie przedstawiona historia. Język jest bardzo poetycki, zaskakuje ciekawymi porównaniami i przenośniami. Nim opowiedziana jest historia miłości dwóch bardzo różnych od siebie ludzi – Heddi, amerykanki, trochę nomadki, wolnego ducha i Pietro, który został wychowany przez tradycyjną sycylijską rodzinę, przywiązany do ziemi i swojej rodziny. To bardzo życiowy obraz związku, przechodzimy przez wszystkie jego fazy, a autorka oddaje je z niesamowitym wyczuciem – tak że czujemy wszystkie emocje targające bohaterką, razem z nią wszystko przeżywamy. To była naprawdę dobra lektura – momentami niełatwa, ale na pewno warta uwagi.

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!

 Książka dostępna jest też w abonamencie 

września 13, 2020

"Głodnemu trup na myśli" Iwona Banach

"Głodnemu trup na myśli" Iwona Banach

Autor: Iwona Banach
Tytuł: Głodnemu trup na myśli
Cykl: Magda i Emilia, tom 2
Data premiery: 17.06.2020
Wydawnictwo: Dragon
Liczba stron: 352
Gatunek: komedia kryminalna

Książki Iwony Banach na mojej półce pojawiły się niedawno, po prawdzie to „Głodnemu trup na myśli” to dopiero moja druga styczność z piórem autorki, ale muszę przyznać, że komedie kryminalne jej zdecydowanie wychodzą! Na swoim koncie ma już 10 książek, nie wszystkie w tym samym gatunku literackim, więc i raczej nie będę deklarować, że zamierzam je nadrabiać, ale spokojnie mogę się ogłosić fanką cyklu o przygodach Magdy i Emilii Gałązki! Recenzję pierwszego tomu znajdziecie tu – klik!, a dzisiaj zapraszam Was na szybkie omówienie tomu drugiego!

Magda marzy o własnej agencji detektywistycznej. Nie zamierza jednak wracać do Warszawy, do czego namawia ją matka i jej były chłopak – Paweł. Woli mieszkać z ciotką na wsi, razem z nowym chłopakiem Mikołajem, tutejszym policjantem. Kiedy przy okazji wizyty u znajomych programistów - pogromców chomików natyka się na zwłoki nieznajomej kobiety od razu uznaje, że jest to rewelacyjny zbieg okoliczności – Magda sama rozwiąże zagadkę, a przynajmniej przyczyni się do złapania mordercy, za co komendant tutejszego posterunku wystawi jej pozytywną opinię, co będzie pierwszym krokiem do otworzenia agencji! Tak, to jest plan! Tylko kim jest denatka? I dlaczego jest tak kolorowo ubrana i… gruba?! Nowo otwarty ośrodek dla pragnących pozbyć się zbędnych kilogramów zaczyna bić rekordy popularności… Pewnie denatka była właśnie jedną z tamtych kuracjuszy… Co zatem robiła na klatce schodowej w środku miasta?

Książka składa się z nienumerowanych rozdziałów, a może nawet ‘scenka’ to będzie ich lepsze określenie. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, obserwuje bohaterów powieści w miarę po równo. Styl powieści, jak na komedię przystało, jest dosyć przesadzony, pełny wyolbrzymień i przekoloryzowania, które jednak mają w sobie ziarnko (a nawet i więcej) celnych spostrzeżeń i, bądź co bądź, prawdy. Humor autorki jest bardzo cięty, mocno ironiczny, skory do krytyki, ale w sposób bardzo zabawny – tu prawda jest, ale w oczy nie kole 😉 Ja przy tej książce bawiłam się doskonale, absurd goni absurd, a sytuacji do parskania śmiechem jest naprawdę sporo!

Warto zwrócić uwagę na bohaterów – tych znanych z pierwszego tomu i tych całkiem nowych. Po pierwsze jak zawsze Emilia Gałązka, starsza pani, preppers, gotowa na kolejne apokalipsy. Jej siostra bliźniaczka, Amelia, matka Magdy jest jej kompletnym przeciwieństwem, mimo że wygląda tak samo, co w tym tomie jest punktem zapalnym kilku ciekawych sytuacji.
Ze znanych postaci warto tu też wspomnieć o Pawle, byłym chłopaku Magdy, który w tym tomie pokazuje się z nieco innej strony… Więcej nie zdradzę! 😉

Co do bohaterów nowych to po pierwsze Myszka – dziewczynka w wieku wczesnonastolatkowym, która wbrew zainteresowaniom swoich rówieśniczek, nie fascynuje się księżniczkami i jednorożcami, a kryminalistyką i komputerami. A także duchami, których w tym tomie nie zabraknie! 😊 Myszka w ramach rozwoju swoich zainteresowań odkrywa, że łazienka w jej mieszkaniu kiedyś cała była zlana krwią, przez co przypadkowo trafia pod opiekę Magdy i chwilowo zatrzymuje się w domu Emilii. To raj dla tego dziecka, pełen wynalazków i dziwnych osób!
Świetnymi postaciami są też Amerykanki o polskich korzeniach, które wracają do Polski w ramach programu odchudzającego – są bardzo zabawne i przedstawiają sobą Amerykanów w bardzo krzywym zwierciadle 😊
Na koniec och i achów w kierunku postaci wspomnę tylko o programistach, właścicielach firmy deratyzacyjnej, którzy zajmują się ubijaniem chomików… To świetna pretekst, by nawiązać do problemu, o którym ostatnio w mediach jest dosyć głośno, czyli poszanowaniu własności literackiej i nielegalnym pobieraniu plików.

Co do kryminalnej fabuły to, mimo iż można by powiedzieć, że jest na nieco dalszym planie, znowu według mnie jest nie do odgadnięcia! Wiemy że na pewno wiąże się z Amerykankami i z którymś z mieszkańców bloku, ale to w sumie tyle. Bohaterowie, szczególnie Magda, starają się odkryć o co chodzi, głównie pakując się w problematyczne i zabawne sytuacje. Koniec mocno zaskakuje i spina wszystko w zgrabną całość.

Ogólnie książka bardzo mi się podobała. Mamy tu dużo celnych uwag o polskiej mentalności, polskich Amerykanach i internecie. Oczywiście po demonach z tomu pierwszego tutaj dostajemy duchy, jest fajny pomysł z eterycznym ośrodkiem odchudzania, który w okolicy ma pełno restauracji z tłustym jedzeniem, na czym zyskują taksówkarze i właściciele biznesów gastronomicznych 😊 Są kolejne apokalipsy, dużo śmiechu, absurdów i ironii. Ja książki słuchałam tym razem w formie audiobooka z rewelacyjną lektorką Magdaleną Szybińską, która swoją interpretacją w punkt uchwyciła wszystkie plusy i całą esencję książki. Czekam na tom trzeci, bo z zakończenia wnioskuję, że możemy się go spodziewać 😉

Moja ocena: 7,5/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Dragon!


 Książka dostępna jest też w abonamencie 

września 12, 2020

"Kształt nocy" Tess Gerritsen

"Kształt nocy" Tess Gerritsen

Autor: Tess Gerritsen
Tytuł: Kształt nocy
Tłumaczenie: Jerzy Żebrowski
Data premiery: 16.10.2019
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 352
Gatunek: thriller

Nazwiska Tess Gerritsen chyba nie trzeba nikomu przedstawiać – to jedna z najbardziej znanych amerykańskich pisarek thrillerów medycznych na świecie. Jej książki tłumaczone są na 35 języków, a światowy ich nakład przekroczył już 30 milionów. Nie wszyscy jednak wiedzą, że Tess zaczynała od nieco innego gatunku – pierwsze jej osiem książek to romanse kryminalne. Teraz znowu postanowiła nieco zboczyć z jej najbardziej rozpoznawalnego gatunku – tym razem napisała thriller o duchach… Tylko czy na pewno było to thriller?

Ava jest autorką książek kulinarnych, na co dzień żyje w Bostonie. W te wakacje jednak postanawia uciec z miasta – musi dokończyć książkę, a nie umie tego zrobić w mieście – ściągają ją demony tragedii, która wydarzyła się w Sylwestra. Wynajmuje zatem dom, dużą rezydencję w Maine przy samej plaży – miała ogromne szczęście, gdyż czynsz jest śmiesznie niski z powodu remontu wieżyczki rezydencji, a poprzednia lokatorka wymówiła lokum przed ustalonym terminem. Wygląda na to, że tym razem wszechświat Avie sprzyja. Jednak czy na pewno? Po przekroczeniu progu domu kobieta wyczuwa jakąś wrogą siłę, która zmienia się po jakimś czasie… Czy możliwe by w domu ciągle mieszkał duch jego prawowitego, pierwszego właściciela - kapitana Brodiego, który zginął 150 lat temu na morzu? Kiedy Ava próbuje się skontaktować z poprzednią lokatorką, okazuje się to niemożliwe. Niedługo później z morza wyłowione zostają zwłoki… Czy to przypadek? A może coś jest na rzeczy? Czy kobiety, których wygląd jest zadziwiająco podobny, są bezpieczne w Strażnicy Brodiego?

Książka składa się z prologu i 31 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego przez Avie. Co za tym idzie mocno skupiamy się na jej postaci, poznajemy jej uczucia, emocje, wspomnienia i skojarzenia, widzimy świat tak jak ona. Jednak czy można jej ufać? Styl powieści jest poprawny, lektura nie stwarza problemów.

Nie mogę jednak powiedzieć, że przy książce dobrze się bawiłam. Mam wrażenie, że została ona źle skategoryzowana – gdyby była reklamowana jak paranormalny romans z wątkami kryminalnymi myślę, że wtedy trafiłaby do innego odbiorców i mogłaby zostać oceniona lepiej. Ja, jako przeciwniczka banalnych wątków romansowych w thrillerach i kryminałach, nie mogę powiedzieć, że to była lektura dla mnie. Dlaczego?

Po pierwsze bohaterka – Ava od początku nosi w sobie jakąś tajemnicę. Jakieś wydarzenia z przeszłości, dokładnie z nocy sylwestrowej, ją męczą, wręcz miażdżą. Odczuwa ogromne poczucie winy, coś bardzo złego przez nią się wydarzyło. Dlatego też musi uciec z miasta, chowa się przed swoją siostrą. Przez tamte wydarzenia stała się alkoholiczką, wygląda na to, że od dawna była też seksoholiczką, teraz kompletnie niezaspokojoną, gdyż od nocy sylwestrowej nie odważyła się na podrywki. Co więcej, kręci ją seksualna przemoc. Dużo się w niej przez te pół roku nagromadziło i teraz, na wakacjach daje temu ujście. Alkohol przełamuje jej granice i Ava dąży do zaspokojenia, zarówno fizycznego jak i psychicznego, związanego z poczuciem winy. No cóż, musicie przyznać, że nie brzmi to jak thriller, prawda? Dużo jest tu scen seksu sado-maso, wiązania, bicia i poniżania. Rozumiem, że jest to wyraz poczucia Avy, która wierzy, że zasługuje na karę, ale kompletnie ten sposób do mnie nie trafia.

Po drugie – wątek ducha. I to nie tylko ducha, ale przenoszenia się w przeszłość. Cała ta część książki dotycząca tych tematów jest dla mnie nieco absurdalna. Może byłabym ją w stanie zaakceptować, gdyby okazało się, że było na to jakieś logiczne wyjaśnienie – niestety tak się nie stało. Mamy tu łowczynię duchów, co jest ciekawym nawiązaniem do popkultury, jednak dla mnie to nie wystarcza, ten wątek w thrillerze się nie broni.

Po trzecie – wątek kryminalny. Niestety jest mocno przewidywalny, ja, co nie zdarza mi się często, zagadkę rozwiązałam już na wstępie i, gdy bohaterka powoli dochodziła do prawdy, kompletnie nie kojarząc ze sobą faktów, miałam ochotę nią potrząsnąć – no przepraszam, ale ogólnie kreowała się na osobę inteligentną, a to jak próbowała rozwiązać tę zagadkę kompletnie na to nie wskazywało.

Czy książka to same minusy? Nie, oczywiście, że nie. Podobał mi się sam pomysł na mroczny, owiany tajemnicą, stary dom. Maine, jak mała nadmorska miejscowość, prywatna plaża, przy której mieszka bohaterka na pewno dodają lekturze uroku. Zagadka ma potencjał, który, gdyby tylko nie zostało wszystko od razu wyłożone czytelnikowi na tacy, mogłaby być naprawdę ciekawa. Oczywiście wątek jedzenia, przygotowywania posiłków przez główną bohaterkę, które testuje do swojej nowej książki, również zyskał moją aprobatę.

Wydaje mi się, że gdyby książkę potraktować jako, tak jak wspomniałam na początku, paranormalny romans z wątkami kryminalnymi, miała by szansę na ciepłe przyjęcie. Podejrzewam, że dla fanów serialu Outlander będzie to nie lada gratka. Podejrzewam, bo serialu nie oglądałam, jako że od początku założyłam, że nie jest to rozrywka dla mnie. Z książką powinno być tak samo, ja po prostu nie powinnam na nią trafić, bo kompletnie nie trafia w moje gusta czytelnicze. Nie mam jednak uwag co do stylu, pomysł jestem w stanie docenić – gatunek romansu kojarzy mi się właśnie z pewnymi uproszczeniami i czasami banalnymi wątkami, więc „Kształt nocy” idealnie się w niego wpisuje, przez co zakładam, że książka innym odbiorcom może się spodobać.

Moja ocena: 5/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros!

 Książka dostępna jest też w abonamencie