Autor: Stig Dagerman
Tytuł: Poparzone
dziecko
Cykl: Seria Dzieł
Pisarzy Skandynawskich
Tłumaczenie: Justyna
Czechowska
Data premiery: 15.07.2020
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 288
Gatunek: literatura
piękna
„… najbardziej poruszającą powieścią, która teraz, po sześćdziesięciu latach, wciąż jest czytana na cały świecie, tak naprawdę jako jedyne szwedzkie dzieło lat czterdziestych.”
Stig Dagerman to pisarz niejako tragiczny. Debiutował w
wieku 22 lat w 1945 roku. Do 1949 wydał cztery powieści, zbiór opowiadań,
reportaż, pięć sztuk teatralnych, wiele wierszy i esejów. Później zamilkł, by w
1954 roku popełnić samobójstwo.
„Poparzone dziecko” to przedostatnia jego powieść. Jest
ważna, bo jest niejako punktem zwrotnym w życiu pisarza. A może inaczej –
wizyta w powojennych Niemczech, na bazie której napisał swój reportaż, a
później jeszcze we Francji, o której już reportaż nie powstał, jest jego puntem
przełomowym, po którym wydaje się, że stracił radość i sens życia. I wtedy
właśnie powstało „Poparzone dziecko”.
„Może to ten idiotyczny rok we Francji tak mnie spustoszył. Gonienie z miejsca na miejsce z dziennikarskim dyktatem na tylnym siedzeniu i maszyną do pisania w bagażniku, która wkrótce stała się tak ciężka od niepowodzeń, że ledwo mogłem ją unieść. Gdzież ta droga, której wszędzie szukam?”
Jak wspomina autor
przedmowy, ta powieść jest jego rozliczeniem się z rozpadem rodziny, a kolejna –
ostatnia o tytule „Weselne kłopoty” - z wioską dzieciństwa, potem już nic,
koniec. Pisarz ten zyskał duże uznanie w świecie literatury już po swojej śmierci,
teraz jest jedynym szwedzkim pisarzem publikującym w latach 40tych XX wieku,
którego nadal czyta cały świat.
„Prosta opowieść o młodym zdrajcy, pełen lęku autoportret napisany przez dwudziestopięcioletniego cienkoskórnego pisarza, który nie umie sprostać rozczarowaniu sobą i światem, oczekiwaniom i uznaniu jego geniuszu – bardzo możliwe, że część tego niesłychanego napięcia w powieści wynika z faktu, że wszystko w jego życiu się załamuje.”
Historia „Poparzonego dziecka” rozpoczyna się w dniu
pogrzebu matki Bengta. Jest spotkanie w domu ich rodziny z przyjaciółmi i
sąsiadami, jest uroczystość w kaplicy, a później stypa. Bengt bardzo cierpi,
wydaje się, że jego świat całkowicie się załamał. Szalę goryczy przelewa
telefon, który odbiera w restauracji – wygląda na to, że dzwoniła kochanka
ojca. Bengt teraz czuje się nie tylko załamany, ale i zdradzony, co z dnia na
dzień uwiera go coraz mocniej. Emocje w nim buzują, chłopak traci poczucie
sensu, a pustkę zapełnia powoli dziwną fascynacją przeplatającą się z
nienawiścią do kochanki ojca. Czy Bengt da radę pozbierać się po takim ciosie?
Wydaje się bardzo kruchym, niedojrzałym emocjonalne, młodym mężczyzną…
„Sam spójrz na zegar. Nie widzisz, że jest trzecia? Od kiedy matka zmarła, zawsze jest trzecia.”
Książka otwiera przedmowa szwedzkiego pisarza i publicysty
Per Olov Enquist, w której krótko opisuje los Stiga Dagermana. Później zaczyna
się powieść właściwa, która podzielona jest na 17 rozdziałów. Połowa z nich
przedstawiona jest w narracji trzecioosobowej czasu teraźniejszego i przeplata
się z drugą połową zapisaną w formie listów – najczęściej Bengta do niego
samego. Styl powieści jest niesamowity. Filmowo dokładny, skupiony na każdym
geście, a zarazem zachowaniu i uczuciach bohatera. Podczas lektury miałam
wrażenie, że każdy gest jest ważny, każda gra świateł, każdy ruch na znaczenie.
Dialogów jest mało, powieść głównie skupia się na rozterkach i zachowaniu
Bengta. Wydaje mi się, że jest to lektura, którą trzeba sobie dawkować, czytać
po 2-3 rozdziały dziennie. Jak tak nie zrobiłam, przeczytałam książkę w jeden
dzień, ale po czasie ten uważny styl już mnie mocno zmęczył, przez co mam
wrażenie, że trochę z lektury straciłam.
„Na świecie jest tylko jeden człowiek, któremu możesz zaufać, tym człowiekiem jesteś Ty. To potworna myśl, ale jeśli zatrzymać się przy niej dłużej, staje się także kojąca. Dopóki można ufać sobie, w zasadzie nic nie jest stracone. Stracone jest wszystko dopiero, kiedy zauważa się, że nawet sobie nie można ufać. Dlatego należy w każdym momencie być godnym zaufania wobec samego siebie, nie pozwolić sobie się oszukiwać.”
Książka jest ciekawym stadium radzenia sobie młodego
bohatera z prawdziwym życiem. Do tej pory miał matkę i ojca, studiował, nie
przejmował się niczym. Teraz matka – ostoja ich domu, umiera głupio w sklepie mięsnym,
tak że aż wstyd się do tego przyznać.
„… a potem czuje, że nie da się dłużej zwlekać. Nie da się przeformułować nekrologu. Nie da się wysłać więcej zaproszeń. Nie da się nocami myśleć o wierszu, kiedy nie potrafi się zasnąć. Nie ma pociechy i nie ma schronienia, ani końca, ani początku. Tylko pusta jak grób prawda, że tu w dole leży jego matka, jest martwa, na zawsze odeszła.”
Nie dosyć jednak, że Bengt traci swoje poczucie
bezpieczeństwa, traci dzieciństwo i całe dotychczasowe życie – to wszystko ze
śmiercią matki odchodzi w zapomnienie, Beght staje się inną osobą, to jeszcze w
tym samym czasie dowiaduje się, że ojciec nie jest tym, za kogo go miał.
„Ten, kto zdradza człowieka, powoli go zabija. Bo bez wierności człowiek tonie. Zanurza się we własnym wstydzie, który jest głębokim bagnem, i w swojej nienawiści, która jest jeszcze głębsza.”
Chłopak traci więc w jednym czasie dwie najbliższe osoby, z
tym że jedna jako obca nadal z nim mieszka, utrzymuje go i też przeżywa żałobę.
Chłopak nie jest na to przygotowany, psychicznie nie jest sobie w stanie z tym
poradzić, przez co uczucia gniewu, frustracji i rozczarowania zaczyna przenosić
na innych, a odczucia tak mocne i piekące dotyczące kochanki ojca zaczyna mylić
z miłością. Jego zaplątanie trwa, chłopak nie potrafi sam siebie zrozumieć i
tylko głębiej i mocniej się zatraca aż do wielkiego finału.
Muszę przyznać jednak, że tak jak na sucho wiem o co w
książce chodziło, a przynajmniej po części tak mi się wydaje, to jednak gdzieś
w połowie przestałam bohatera na poziomie emocjonalnym rozumieć. Moment gdy
wdaje się w romans z przyszłą macochą jest dla mnie tym punktem, gdzie moje
próby zrozumienia ponoszą całkowitą klęskę, dalej jest tylko gorzej. Wiem, że
miało to obrazować jego zagubienie i niezrozumienie ze światem, jednak dla mnie
wtedy było to za wiele. Poza tym sceny, w których bohater znęca się nad
niewinnym bezbronnym psem budziły mój głęboki sprzeciw. Może w latach 40tych XX
wieku prawa zwierząt nie były tak zaznaczane jak teraz, jednak to były dla mnie
jedne z najgorszych, najtrudniejszych i najmniej na poziomie uczuciowym
zrozumiałych scen. Bo w teorii wiem, rozumiem co bohaterem powodowało, dlaczego
postąpił tak jak postąpił, jedno tak nie robi dobry człowiek. Czy Bengt jest
zły? Nie, jest zagubiony, ale to niezrozumienie samego siebie budzi w nim
ogromne, paskudne demony.
„Ale nie chcę go aż tak ranić, chociaż zasłużył na to, by ranić go bardzo. W końcu jest moim ojcem, a własnemu ojcu należy raczej wybaczać, także to, czego się nie wybacza innym.”
Doceniam książkę jako dzieło literackie, wyraz artystyczny.
Uważność i skupienie na szczegółach powoduje, że w mojej głowie podczas lektury
powstał piękny film artystyczny. Czy ktoś to kiedyś zekranizował? Chyba nie, a
myślę, że mogłoby z tego powstać kolejne dzieło sztuki. Pod względem
zrozumienia dla bohatera niestety trochę się to rozmijam, druga część powieści
dosyć mnie zmęczyła. Myślę że właśnie przez ten brak zrozumienia uczuć
bohatera, przez to, że wszystko za mocno się poplątało, odebrałam książkę w
taki sposób. Może, gdybym czytała na raty, po 2-3 rozdziały codziennie mogłabym
lepiej ją zrozumieć? Może. I może kiedyś spróbuję jeszcze raz.
Na razie jednak zachwycam się uważnością narracji i, jak
zawsze przy tej serii, przepięknym wydaniem.
Moja ocena: 7/10
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu
Poznańskie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz