sierpnia 28, 2020

"Poparzone dziecko" Stig Dagerman


Autor: Stig Dagerman
Tytuł: Poparzone dziecko
Cykl: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Tłumaczenie: Justyna Czechowska
Data premiery: 15.07.2020
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 288
Gatunek: literatura piękna
„… najbardziej poruszającą powieścią, która teraz, po sześćdziesięciu latach, wciąż jest czytana na cały świecie, tak naprawdę jako jedyne szwedzkie dzieło lat czterdziestych.”
Stig Dagerman to pisarz niejako tragiczny. Debiutował w wieku 22 lat w 1945 roku. Do 1949 wydał cztery powieści, zbiór opowiadań, reportaż, pięć sztuk teatralnych, wiele wierszy i esejów. Później zamilkł, by w 1954 roku popełnić samobójstwo.
„Poparzone dziecko” to przedostatnia jego powieść. Jest ważna, bo jest niejako punktem zwrotnym w życiu pisarza. A może inaczej – wizyta w powojennych Niemczech, na bazie której napisał swój reportaż, a później jeszcze we Francji, o której już reportaż nie powstał, jest jego puntem przełomowym, po którym wydaje się, że stracił radość i sens życia. I wtedy właśnie powstało „Poparzone dziecko”.
„Może to ten idiotyczny rok we Francji tak mnie spustoszył. Gonienie z miejsca na miejsce z dziennikarskim dyktatem na tylnym siedzeniu i maszyną do pisania w bagażniku, która wkrótce stała się tak ciężka od niepowodzeń, że ledwo mogłem ją unieść. Gdzież ta droga, której wszędzie szukam?”
 Jak wspomina autor przedmowy, ta powieść jest jego rozliczeniem się z rozpadem rodziny, a kolejna – ostatnia o tytule „Weselne kłopoty” - z wioską dzieciństwa, potem już nic, koniec. Pisarz ten zyskał duże uznanie w świecie literatury już po swojej śmierci, teraz jest jedynym szwedzkim pisarzem publikującym w latach 40tych XX wieku, którego nadal czyta cały świat.
„Prosta opowieść o młodym zdrajcy, pełen lęku autoportret napisany przez dwudziestopięcioletniego cienkoskórnego pisarza, który nie umie sprostać rozczarowaniu sobą i światem, oczekiwaniom i uznaniu jego geniuszu – bardzo możliwe, że część tego niesłychanego napięcia w powieści wynika z faktu, że wszystko w jego życiu się załamuje.”
Historia „Poparzonego dziecka” rozpoczyna się w dniu pogrzebu matki Bengta. Jest spotkanie w domu ich rodziny z przyjaciółmi i sąsiadami, jest uroczystość w kaplicy, a później stypa. Bengt bardzo cierpi, wydaje się, że jego świat całkowicie się załamał. Szalę goryczy przelewa telefon, który odbiera w restauracji – wygląda na to, że dzwoniła kochanka ojca. Bengt teraz czuje się nie tylko załamany, ale i zdradzony, co z dnia na dzień uwiera go coraz mocniej. Emocje w nim buzują, chłopak traci poczucie sensu, a pustkę zapełnia powoli dziwną fascynacją przeplatającą się z nienawiścią do kochanki ojca. Czy Bengt da radę pozbierać się po takim ciosie? Wydaje się bardzo kruchym, niedojrzałym emocjonalne, młodym mężczyzną…
„Sam spójrz na zegar. Nie widzisz, że jest trzecia? Od kiedy matka zmarła, zawsze jest trzecia.”
Książka otwiera przedmowa szwedzkiego pisarza i publicysty Per Olov Enquist, w której krótko opisuje los Stiga Dagermana. Później zaczyna się powieść właściwa, która podzielona jest na 17 rozdziałów. Połowa z nich przedstawiona jest w narracji trzecioosobowej czasu teraźniejszego i przeplata się z drugą połową zapisaną w formie listów – najczęściej Bengta do niego samego. Styl powieści jest niesamowity. Filmowo dokładny, skupiony na każdym geście, a zarazem zachowaniu i uczuciach bohatera. Podczas lektury miałam wrażenie, że każdy gest jest ważny, każda gra świateł, każdy ruch na znaczenie. Dialogów jest mało, powieść głównie skupia się na rozterkach i zachowaniu Bengta. Wydaje mi się, że jest to lektura, którą trzeba sobie dawkować, czytać po 2-3 rozdziały dziennie. Jak tak nie zrobiłam, przeczytałam książkę w jeden dzień, ale po czasie ten uważny styl już mnie mocno zmęczył, przez co mam wrażenie, że trochę z lektury straciłam.
„Na świecie jest tylko jeden człowiek, któremu możesz zaufać, tym człowiekiem jesteś Ty. To potworna myśl, ale jeśli zatrzymać się przy niej dłużej, staje się także kojąca. Dopóki można ufać sobie, w zasadzie nic nie jest stracone. Stracone jest wszystko dopiero, kiedy zauważa się, że nawet sobie nie można ufać. Dlatego należy w każdym momencie być godnym zaufania wobec samego siebie, nie pozwolić sobie się oszukiwać.”
Książka jest ciekawym stadium radzenia sobie młodego bohatera z prawdziwym życiem. Do tej pory miał matkę i ojca, studiował, nie przejmował się niczym. Teraz matka – ostoja ich domu, umiera głupio w sklepie mięsnym, tak że aż wstyd się do tego przyznać.
„… a potem czuje, że nie da się dłużej zwlekać. Nie da się przeformułować nekrologu. Nie da się wysłać więcej zaproszeń. Nie da się nocami myśleć o wierszu, kiedy nie potrafi się zasnąć. Nie ma pociechy i nie ma schronienia, ani końca, ani początku. Tylko pusta jak grób prawda, że tu w dole leży jego matka, jest martwa, na zawsze odeszła.”
Nie dosyć jednak, że Bengt traci swoje poczucie bezpieczeństwa, traci dzieciństwo i całe dotychczasowe życie – to wszystko ze śmiercią matki odchodzi w zapomnienie, Beght staje się inną osobą, to jeszcze w tym samym czasie dowiaduje się, że ojciec nie jest tym, za kogo go miał.
„Ten, kto zdradza człowieka, powoli go zabija. Bo bez wierności człowiek tonie. Zanurza się we własnym wstydzie, który jest głębokim bagnem, i w swojej nienawiści, która jest jeszcze głębsza.”
Chłopak traci więc w jednym czasie dwie najbliższe osoby, z tym że jedna jako obca nadal z nim mieszka, utrzymuje go i też przeżywa żałobę. Chłopak nie jest na to przygotowany, psychicznie nie jest sobie w stanie z tym poradzić, przez co uczucia gniewu, frustracji i rozczarowania zaczyna przenosić na innych, a odczucia tak mocne i piekące dotyczące kochanki ojca zaczyna mylić z miłością. Jego zaplątanie trwa, chłopak nie potrafi sam siebie zrozumieć i tylko głębiej i mocniej się zatraca aż do wielkiego finału.
Muszę przyznać jednak, że tak jak na sucho wiem o co w książce chodziło, a przynajmniej po części tak mi się wydaje, to jednak gdzieś w połowie przestałam bohatera na poziomie emocjonalnym rozumieć. Moment gdy wdaje się w romans z przyszłą macochą jest dla mnie tym punktem, gdzie moje próby zrozumienia ponoszą całkowitą klęskę, dalej jest tylko gorzej. Wiem, że miało to obrazować jego zagubienie i niezrozumienie ze światem, jednak dla mnie wtedy było to za wiele. Poza tym sceny, w których bohater znęca się nad niewinnym bezbronnym psem budziły mój głęboki sprzeciw. Może w latach 40tych XX wieku prawa zwierząt nie były tak zaznaczane jak teraz, jednak to były dla mnie jedne z najgorszych, najtrudniejszych i najmniej na poziomie uczuciowym zrozumiałych scen. Bo w teorii wiem, rozumiem co bohaterem powodowało, dlaczego postąpił tak jak postąpił, jedno tak nie robi dobry człowiek. Czy Bengt jest zły? Nie, jest zagubiony, ale to niezrozumienie samego siebie budzi w nim ogromne, paskudne demony.
„Ale nie chcę go aż tak ranić, chociaż zasłużył na to, by ranić go bardzo. W końcu jest moim ojcem, a własnemu ojcu należy raczej wybaczać, także to, czego się nie wybacza innym.”
Doceniam książkę jako dzieło literackie, wyraz artystyczny. Uważność i skupienie na szczegółach powoduje, że w mojej głowie podczas lektury powstał piękny film artystyczny. Czy ktoś to kiedyś zekranizował? Chyba nie, a myślę, że mogłoby z tego powstać kolejne dzieło sztuki. Pod względem zrozumienia dla bohatera niestety trochę się to rozmijam, druga część powieści dosyć mnie zmęczyła. Myślę że właśnie przez ten brak zrozumienia uczuć bohatera, przez to, że wszystko za mocno się poplątało, odebrałam książkę w taki sposób. Może, gdybym czytała na raty, po 2-3 rozdziały codziennie mogłabym lepiej ją zrozumieć? Może. I może kiedyś spróbuję jeszcze raz.
Na razie jednak zachwycam się uważnością narracji i, jak zawsze przy tej serii, przepięknym wydaniem.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Poznańskie!


 Książka dostępna jest też w abonamencie 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz