Autor: Sarah Moss
Tytuł: Mur duchów
Tłumaczenie: Paulina
Surniak
Data premiery: 29.07.2020
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 160
Gatunek: literatura
piękna
„Mur duchów” to trzecia powieść Sarah Moss, która ukazała
się w Polsce. Autorka na swoim koncie w oryginale ma już siedem powieści plus
jedną książkę non – fiction. Jest docenianą i nagradzaną pisarką, pochodzi z
Anglii, uczy kreatywnego pisania na jednej z angielskich uczelni. W swoich
powieściach często porusza temat rodziny, roli kobiety i podziału obowiązków w
XXI wieku. Dla mnie „Mur duchów” to było pierwsze spotkanie z jej twórczością –
od razu mogę też zaznaczyć, że nie ostatnie. Pozostałe dwie książki w polskim
wydaniu „Nocne czuwanie” i „Między falami” już czekają na półce w Legimi.
Historia zawarta w „Murze duchów” rozgrywa się pewnego
ciepłego lata w Wielkiej Brytanii prawdopodobnie gdzieś pod koniec XX wieku.
Silvie, a raczej Sulevia razem z ojcem i matką dołączają do obozu
antropologicznego, eksperymentu, w którym udział bierze trójka studentów i ich
profesor. Osiedlają się na terenie starożytnych Brytów i zamierzają przez
kilkanaście dni żyć tak jak oni w epoce żelaza – bez współczesnych wygód.
Podział ról jest z góry ustalony – kobiety zajmują się obozem i zbieractwem,
mężczyźni polowaniem. Eksperyment z początku spokojny w końcu nabiera tempa,
wydarzenia wymykają się spod kontroli, a ojciec Silvie, prowodyr i tyran
przekracza granice, które nawet dla kobiet żyjących w tak przemocowej rodzinie,
są nie do pomyślenia…
Książka składa się z kilku nienumerowanych rozdziałów.
Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, przedstawiona
jest z punktu widzenia Silvie. Styl powieści przypomina niejako strumień
świadomości – wszystko co się dzieje, mówi, a także myśli i wspomnienia
dziewczyny przedstawione są jednym ciągiem, jako opowieść bohaterki. Nie ma
jednak tu chaosu, styl powieści jest uporządkowany i dosyć oszczędny – Silvie
nie jest skora do zwierzeń, dużo trzeba wywnioskować samemu na podstawie jej
półsłówek.
„Jasne, o to właśnie chodzi w odtwarzaniu dawnego życia, sami mamy zostać duchami, nauczyć się chodzić tak, jak oni chodzili dwa tysiące lat temu, podtrzymywać ogień tak jak oni i liczyć na to, że w ślad za tańcem mięśni i kości przyjdą też niektóre z ich myśli, ich pojmowanie świata. Pomyślałam, że to się może udać, tylko jeśli prawie całkiem zapomnimy o sobie i wszystkie czynności, całe to odgrywanie poświęcimy tym, których już tu nie ma. Kto właściwej jest duchem, my czy nasi zmarli? Może to my powstaliśmy w ich wyobraźni, może jesteśmy wytworem umysłów z odległej przeszłości.”
Mimo że książka liczy niewiele ponad 150 stron, niesie sobą
bardzo dużo. Głównym jej tematem jest przemoc w rodzinie – życie Silvie i jej
matki jest całkowicie podporządkowane pod jej ojca. To on decyduje gdzie i jak
spędzają wakacje, co jedzą, jak żyją, jak się ubierają. Ojciec trzyma żelazną
dyscyplinę, a gdy tylko coś idzie nie po jego myśli, karze. Fizycznie i
brutalnie. Uderzenia skórzanym pasem, bicie, to coś co Silvie i jej matka
dobrze znają, czego niby ciągle się boją, ale są już do tego przyzwyczajone. Dziewczyna
nie zna innego życia, ale wstydzi się swojego, ma dosyć i chce się z niego
wyrwać. Jako już prawie dorosła kobieta chce sama o sobie decydować, ale z
drugiej strony nie jest w stanie zrobić nic, co z premedytacją ojciec mógłby
uznać za sprzeciwianie się. To świetny, bardzo szczegółowy obraz psychiki osoby
krzywdzonej, wieloletniej ofiary, która nigdy nie miała żadnego wyjścia – w
takiej rodzinie się urodziła, to rodzice za nią podejmowali większość
dotychczasowych decyzji. Jest to też obraz osoby, która wie, że może żyć
inaczej, która ma marzenia i pragnienia, choć tak naprawdę nie wydaje jej się,
by mogła je zrealizować. Żyje głównie tu i teraz podporządkowując się temu, co
chce i żąda ojciec. To smutne, bo ewidentnie dziewczyna również kocha swojego
ojca, wiele ją nauczył i spędzali razem wiele fajnych chwil. Kiedy robili to,
czego on chciał oczywiście. Moss świetnie uchwyciła te ambiwalentne uczucia,
jakie ofiara uczuje do swojego oprawcy / osoby, którą kocha.
„Może jesteś zazdrosna, bo twój tata cię zostawił, bo cię nie kocha, bo nie dna o ciebie na tyle, by ci dać nauczkę. Nie słuchałaś. Jak ktoś się kimś przejmuje na tyle, żeby go skrzywdzić, to znaczy, że go kocha. Że się poświęca.”
Dobrze, acz oszczędnie przedstawiona jest też postać matki
dziewczyny. To kobieta zrezygnowana, która dla Silvie nie odgrywa takiej roli
jaką matka powinna. Jej prawie nie ma – żyje w ciągłym strachu przed mężem, nie
ma swoich zainteresowań, gdy nie pracuje, to po prostu siedzi. Przestrzega cały
czas córkę przed nieodpowiednim zachowaniem, byle tylko nie rozzłościć męża.
Osobiście wiem, że ta kobieta to również ofiara, jednak czuję na nią złość –
jak mogła dopuścić, by jej córka żyła w taki sposób? Jak mogła pozwolić, by ją
zastraszano, bito i pozbawiano poczucia własnej wartości? To kobieta
zniszczona, zgnieciona przez swojego męża, której celem jest się nie wychylać i
robić tylko to, co on karze. Okropnie smutny obraz.
Nie bez znaczenia jest tu też fascynacja ojca życiem
starożytnych Brytów. Wtedy życie wyglądało inaczej, podział ról był inny, w
inne rzeczy wierzono. Mężczyzna ewidentnie wolałby żyć w tamtych czasach,
bardziej interesuje się tym, co było niż jest teraz. Rolą kobiety było wtedy
służyć mężczyźnie, była traktowana jako własność męża, niezdolna stanowić sama
o sobie. I tego chce ojciec. Podporządkowania, ślepego posłuszeństwa. Tą
ideologią przykrywa własną nieudolność, własne niedostosowanie do życia
współczesnego, własną życiową porażkę. W końcu do czego w życiu doszedł?
Zawodowo jest kierowcą autobusu, prywatnie katem i tyranem. To człowiek słaby,
który maskuje swój strach siłą. Przemoc to dla niego jedyne rozwiązanie, a że
nikt mu się nie sprzeciwia, to uważa, że jest to słuszne. Przecież robi to w imię
wyższego dobra, prawda?
„Dlaczego ja? – spytałam, chociaż znałam odpowiedź. Bo byłam kimś, kogo można skrzywdzić. Bo byłam kimś do bicia, ofiarą, czymś, co tato chciałby zatrzymać.”
Podsumowując, mimo iż książka liczy naprawdę niewiele stron,
można ją przeczytać w dwie – trzy godziny i czyta się ją szybko i dobrze, to
niesie w sobie dużo bólu. To obraz ofiary, która nie zna życia bez swojego
kata, to obraz dysfunkcyjnej rodziny, w którą nikt z zewnątrz nie interweniuje.
Przez to, że całość przedstawiona jest oczami 17letniej dziewczyny, która z
jednej strony chce się zbuntować, a z drugiej nie potrafi, bo kocha i jest
przyzwyczajona, tym mocniej porusza i trafia w serce. Dlaczego przez 17 lat
nikt jej nie pomógł? Dlaczego matka, dlaczego sąsiedzi, dlaczego nauczyciele
nie interweniowali? To smutne jak pozwalamy na krzywdy innych o ile nie dotyczy
to nas bezpośrednio. A nawet nie wtedy, biorąc za przykład matkę dziewczyny.
Niewiele jest osób odważnych na tyle, na tyle empatycznych by stanąć po stronie
ofiary. A może po prostu wszyscy dookoła są tak zajęci sobą, że tego nie widzą?
Chcę myśleć, że taki stan rzeczy ulega zmianie, że teraz, gdy tak dużo się o
tych problemach mówi, jest więcej ludzi chcących pomóc, dostrzegających, jednak
nie wiem czy to nie tylko moje pobożne, naiwne życzenia. W końcu wszystko
dobrze i prosto wygląda tylko na papierze, prawda?
Pomijając to wszystko, „Mur duchów” to mocna, bardzo dobra
pozycja, z którą na pewno warto się zapoznać. Polecam.
Moja ocena: 8/10
Za egzemplarz książki do recenzji oraz piękny bookbox dziękuję
Wydawnictwu Poznańskie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz