Autor: Beth O’Leary
Tytuł: Współlokatorzy
Tłumaczenie: Robert
Waliś
Data premiery: 20.05.2020
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 432
Gatunek: komedia
romantyczna
20 maja 2020 roku Wydawnictwo Albatros wprowadziło do swojej
oferty nową serię książek pt. „Mała Czarna”. To przyjemne, inteligentne i
zabawne komedie romantyczne dla kobiet w każdym wieku. Pierwszymi tytułami,
które ukazały się pod tym szyldem były: „Lista, która zmieniła moje życie”
Olivii Beirne (moja recenzja – klik!) oraz „Współlokatorzy” Beth O’Leary. Ta
druga to ponowne wydanie, pierwszy raz ukazała się w Polsce roku temu,
dokładnie 15 maja i zatrząsnęła całym światkiem czytelniczym – mnie rok temu ominęła
ta przyjemność, jednak teraz mogłam tę zaległość nadrobić. I ogromnie się z
tego cieszę, bo obydwa tytuły „Małej Czarnej” ogromnie pozytywnie mnie
zaskoczyły!
Autorka „Współlokatorów” Beth O’Leary to angielska pisarka,
która mieszka na przedmieściach Londynu. „Współlokatorzy” to jej debiut
literacki, pisała go, gdy jeszcze pracowała w wydawnictwie książek dla dzieci.
Teraz jest już pełnoetatową pisarką, na angielskim rynku ukazała się już jej
druga powieść pt. „Zamiana” – u nas jej premiera zapowiedziana jest na 12
sierpnia tego roku. Na rok przyszły szykowana jest już kolejna książka pt. „The
road trip” (pol. wycieczka). Ja po lekturze jej debiutu zdecydowanie mogę
przyznać, że na dwie kolejne czekam z niecierpliwością!
„Współlokatorzy” opowiadają historię Tiffy i Leona. Tiffy
właśnie po raz kolejny rozstała się z chłopakiem, tym razem chyba już na stałe
– musi wyprowadzić się z jego mieszkania, a przez konieczność oddania mu długu
nie stać ją na samodzielne wynajęcie miejsca, w którym dałoby się … no cóż,
mieszkać. Leon z kolei jest pielęgniarzem na oddziale paliatywnym pracującym w
trybie nocnym – ma swoje małe mieszkanie w centrum Londynu, a że potrzebuje
szybko przypływu gotówki postanawia wykorzystać swoją sytuację – chce wynająć
mieszkanie na pół doby, podczas której jest w pracy. Dla Tiffy to sytuacja
idealna – piękne mieszkanko w dobrej okolicy za naprawdę małe pieniądze
dostępne w godzinach, w których akurat jest jej potrzebne. Nie zastanawiając
się długo decyduje się na wynajem. Oprócz kilku organizacyjnych problemów
wszystko układa się idealnie, Tiffy ma współlokatora, którego nie widuje, a ich
kontakt sprowadza się do pozostawiania sobie wiadomości na małych karteczkach
samoprzylepnych… Czy na dłuższą metę mogą tak żyć? Kiedy się w końcu poznają?
Czy uda im się wplątać z kłopotów, które przyniosło im życie?
„Słowo ‘plan’ jest znacznie mniej przyjemne, gdy towarzyszą mu słowa ‘na życie’.”
Książka składa się z 74 rozdziałów i epilogu, które
naprzemiennie przedstawiane są z punktu widzenia Tiffy i Leona. Rozdziały
podzielone są na miesiące, w których toczy się akcja powieści. Narracja przez
obydwóch bohaterów prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego,
trochę jednak różni się pod względem zapisu – w rozdziałach Tiffy dialogi
prowadzone są zwyczajowo od myślników, u Leona jednak wygląda to jak podział na
role – zamiast myślników mamy imię i dwukropek. Zastanawiam się dlaczego taki
podział autorka zastosowała – myślę, że wynika z charakterów postaci – Tiffy
jest bardziej dynamiczna, u niej dużo się dzieje, Leon podchodzi do wszystkiego
ostrożniej, jest bardziej wycofany, przez co ludzi traktuje z dużo większym
dystansem.
Oczywiście w rozdziałach znajdziemy też wycinki z wiadomości
pozostawionych na karteczkach samoprzylepnych.
Styl powieści jest przyjemny, książkę czyta się
bezproblemowo, akcja wciąga. Muszę jednak przyznać, że książka dosyć mnie
zaskoczyła – spodziewałam się lekkiej, zabawnej lektury, tak jak to było przy
„Liście, która zmieniła moje życie”, a dostałam coś, wydaje mi się, głębszego.
Humor był, oczywiście, ale nie od samego początku i chyba nie on jest tu
najważniejszy.
Ważne są tematy, które porusza powieść. To tematy poważne i
trudne, więc byłam zdziwiona ich nagromadzeniem w książce wpisanej w gatunek
komedii romantycznej. Sporo miejsca autorka poświęca na wątek uwolnienia się
spod wpływu związku, w którym nagminna była przemoc psychiczna, jak i wpływu
jaki ma on na dalsze życie osoby nękanej. Równie dużo mowy jest tu o omylności
wymiaru sądownictwa, jak łatwo człowiek niewinny przez przypadek może zostać
skazany za zbrodnię, której nie popełnił i jak trudno takie coś później
odkręcić. Przez zawód Leona w książce dużo jest też o chorobie i śmierci, która
często bierze nie tylko tych, którzy już w pełni przeżyli swoje życie… Sporo
jak na lekką i zabawną komedię romantyczną, prawda?
„Mój tata lubi mawiać: ‘Życie nigdy nie jest proste’. To jedno z jego ulubionych powiedzonek.
Myślę, że to nieprawda. Życie często bywa proste, ale zauważamy to dopiero wtedy, gdy bardzo się skomplikuje.”
Trochę przyjemniejsze tematy dotyczą pracy Tiffy –
zatrudniona jest w wydawnictwie zajmującym się wydawaniem książek DIY (zrób to
sam) na stanowisku asystentki redaktora. To głównie w tej postaci i sytuacjach
ją spotykających jest zawarty element humorystyczny – Tiffy to bardzo żywa,
kolorowa osoba, która wręcz przyciąga dziwne sytuacje. Bardzo ją polubiłam, jej
ekscentryczność jest urocza.
Leon z kolei jest całkowitym przeciwieństwem Tiffy.
Spokojny, wycofany, stroniący od ludzi, większą część życia spędza w pracy,
gdzie wie, że jest potrzebny. Ma bardzo mały krąg ludzi, którym ufa, z którymi
rozmawia. Jednak jak już komuś uda się wejść w jego łaski, to Leon jest gotowy
oddać życie w jego obronie. To szlachetny, dobry człowiek.
Historia miłosna, czyli to, czego zawsze obawiam się
najbardziej, również zyskała mój entuzjazm. Wszystko przedstawione jest z
wyczuciem, napisane tak dobrze, że naprawdę nic nie budziło mojego sprzeciwu.
Takie sceny trzeba umieć pisać! Tak mało pisarzy to potrafi, a O’Leary się to udało
już w debiucie – brawo!
Ogólnie, mimo iż książka była mniej zabawna od „Listy, która
zmieniła moje życie”, to jednak wydaje mi się głębsza. Pod bardzo miłą,
przyjemną, sympatyczną historią autorka poruszyła ogrom ważnych tematów, o
których nigdy nie pomyślałabym, że można je połączyć z takim gatunkiem
literackim. To odważne i dosyć ryzykowne posunięcie, jednak tu zdecydowanie
wyszło z tego coś godnego uwagi. Książka zapewnia nie tylko poprawę humoru,
trochę śmiechu (tak, tak, mimo że piszę, że była mniej zabawna, to jednak były
momenty, w których parskałam głośnym śmiechem!) i ogólnie słodki nastrój, ale
także bardziej otwiera oczy na potrzeby i problemy innych ludzi. Ja jestem
zdecydowanie na ‘tak’ i już nie mogę doczekać się „Zamiany”!
Moja ocena: 8/10
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu
Albatros!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz