Autor: Margaret Atwood
Tytuł: Opowieść
podręcznej
Cykl: Opowieść
podręcznej, tom 1
Tłumaczenie: Zofia
Uhrynowska - Hanasz
Data premiery: 17.04.2017
Wydawnictwo: Wielka
Litera
Liczba stron: 368
Gatunek: literatura
piękna - antyutopia
Wszyscy dobrze wiemy, że Margaret Atwood wielką pisarką
jest. Pochodzi z Kanady, często sięga po tematykę feministyczną. Jest również poetką,
krytyczką literacką oraz aktywistką ekologiczną i społeczną. Bez dwóch zdań jej
najbardziej znaną powieścią jest „Opowieść podręcznej”. Oryginalnie wydana
została w 1985, rok później została jej przyznana nagroda Bookera. W 1990 roku
książka została zekranizowana, a dwa lata później po raz pierwszy ukazała się w
Polsce. Wznawiana kilka razy, ostatnio zrobiło się o niej głośno ponownie w
2017 roku przy okazji premiery serialu powstałego na jej podstawie. Teraz w
2020 roku książka została wznowiona ponownie przy okazji premiery drugiego tomu
opowieści pt. „Testamenty”.
Ja „Opowieść podręcznej” poznałam 3 lata temu właśnie dzięki
serialowi. Od razu wskoczył na listę moich ulubionych ekranizacji na małym
ekranie, uważam go za jeden z najlepiej zrealizowanych seriali ostatnich lat. W
sumie od końca pierwszego sezonu chciałam zapoznać się również z książką – w końcu
to oryginał historii. Jednak dopiero teraz, gdy przez pandemię premiera
kolejnego sezonu została przesunięta, moja tęsknota za tym światem była tak
duża, że zmusiła mnie do nadrobienia czytelniczych zaległości. Cieszę się, że w
końcu udało mi się z książką zapoznać, chociaż od razu muszę przyznać, że
podczas lektury czułam naprawdę ogromny smutek – ponurość tego świata stworzonego
przez Marwood w serialu jakoś mniej jest odczuwalna. To jednak świadczy o tym,
jak bardzo jest to dobra literatura, jak świetnie, ale i przerażająco zbudowana
wizja świata.
„Opowieść podręcznej” to antyutopia. Rzecz dzieje się chyba
gdzieś w latach 90tych XX wieku, może trochę później, nie jest to dokładnie
określone, na terenie USA – teraz, po krwawym przewrocie władzy, powstała tam
Republika Gileadu – miejsce, w którym opacznie rozumie się Biblię, miejsce
fanatyków religijnych, gdzie pozycja życiowa kobiety została zdegradowana –
teraz kobiety nie mają żadnej władzy, są podległe mężczyznom, mężom. Nie mogą
czytać, nie mogą pisać, nie mogą działać społecznie czy pracować zawodowo – ich
funkcja ogranicza się do utrzymywaniu domu, wspieraniu męża i wychowywaniu
potomstwa. Dla tych, którzy nie są w stanie tego zrobić, a mają wysoką pozycję
społeczną, powstał osobny gatunek człowieka – Podręczna – kobieta, która nie
zasłużyła na miano kobiety, jej jedynym zadaniem jest rozmnażanie. Pozbawiona wszelkich
praw, co miesiąc gwałcona przez swojego właściciela, co jest oczywiście zgodne
z prawem – w końcu Podręczna ma urodzić dziecko dla Komendanta i jego Żony. Są
to kobiety, które w dawnym życiu żyły bez ślubu, lub w drugim małżeństwie,
które miały już dzieci, więc są zdolne do poczęcia i utrzymania ciąży. Najpierw
są szkolone w Czerwonym Centrum, później trafiają na dwa lata do domu któregoś
z Komendantów, by później znowu przenieść się do kolejnego. Pozbawione
wszystkiego, nawet własnego imienia. Jedyne co im pozostało to wspomnienia i
nadzieja, że kiedyś rządy tych fanatyków zostaną obalone… Jednak czy wydarzy
się to za ich życia? Czy to w ogóle jeszcze możliwe?
„Już teraz nie istnieje nic takiego jak bezpłodny mężczyzna, w każdym razie oficjalnie. Płodne i bezpłodne mogą być tylko kobiety, tak stanowią przepisy.”
Książka podzielona jest na kilka tytułowanych części. W
całości składa się z 46 rozdziałów. Całość zamyka ‘komentarz historyczny do Opowieści
podręcznej’ toczący się w 2195 roku podczas sympozjum zjazdu historycznego.
Historia przedstawiona jest z punktu widzenia Podręcznej, Fredy (imię powstałe
od imienia jej ówczesnego Komendanta).
Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu teraźniejszego,
aktualne wydarzenia jej życia przeplatają się ze wspomnieniami z życia przed
powstaniem Gileadu oraz z czasów szkolenia w Czerwonym Centrum. Poznajemy dokładnie
myśli kobiety, to bardzo osobisty pamiętnik.
Ogromne wrażenie zrobił na mnie świat wymyślony przez pisarkę.
Jest pełny, kompletny, każda dziedzina życia została nim objęta, każda kwestia
dokładnie przemyślana. Każdy człowiek w tym świecie ma nową funkcję, granice w
których może się poruszać. Ich funkcjonowanie zostało dokładnie określone i każde
ma swoje uzasadnienie i skądś pochodzi. Już sam pomysł, by pozycję kobiet
wyróżniać kolorem stroju jest niby prosty, ale jednak oryginalny - a to dopiero
sam początek.
„… będziemy to robić powoli, ostrożnie.
Gdybym sobie pomyślałam, że to się już nigdy nie powtórzy, tobym chyba umarła.Ale to właściwie bez sensu, nikt nie umiera z braku seksu. Umiera się z braku miłości. Tu nie ma nikogo, kogo mogłabym kochać – wszyscy albo nie żyją, albo są gdzieś daleko. Kto wie, gdzie są albo jak się teraz nazywają? Mogą być równie dobrze nigdzie, tak jak ja dla nich. I ja należę do osób zaginionych.”
Wizja świata przedstawionego w książce jest przerażająca. To
świat stworzony przez fanatyków religijnych, którzy nastawieni tylko na jeden
cel dążą do niego po przysłowiowych trupach. Każdy fanatyzm nieprzystopowany w
porę prowadzi do tragedii, mamy tego przykłady w historii. Tu sprawa poszła o
wiele dalej, jednak jeśli dłużej się nad tym zastanowić, nie jest to takie
nieprawdopodobne. Są społeczności, sekty żyjące w taki czy inny sposób, więc
dlaczego nie rozciągnąć tego na całe państwo? Szczególnie jeśli warstwa
militarna i policyjna jest dobrze, solidnie zbudowana.
„Powrót do wartości tradycyjnych. Nie marnotraw, nie pożądaj. Ja się nie marnuję; dlaczego jeszcze czegoś pożądam?”
To co najbardziej uderzyło mnie w tej książce, to przestroga
jaką ze sobą niesie – trzeba reagować w porę, nie można być obojętnym, myśleć,
że to co dzieje się na świecie nas nie dotyczy. Każde słowo, wypowiedziane w
odpowiednio wczesnym momencie coś znaczy, nie wolno godzić się na
niesprawiedliwość i akceptować czy przymykać oko na chore argumenty. Te
przesłanie uderza we mnie teraz tym mocniej, że w naszym państwie aktualnie też
nie dzieje się dobrze, rząd, partia rządząca pozwala sobie na coraz więcej i więcej,
momentami łamiąc konstytucję. Jak długo mamy to znosić? Czy nie jest już za
późno na reakcję? Tylko komu się chce? Nie lepiej poczekać, przecież to nie
dotyczy nas bezpośrednio? Może samo przejdzie? No cóż, w Gileadzie nie
przeszło. Może warto wyciągnąć wnioski?
Jak wspomniałam, w książce panuje poczucie przeogromnego smutku.
Narratorka, Freda pamięta swoje życie przed Gilead, ma porównanie. Teraz jej
dzień polega na istnieniu, największa atrakcja to spacer na zakupy. Wszystko,
prócz możliwości istnienia zostało je odebrane. Jak żyć w takiej formie? Część
kobiet nie wytrzymuje, popełnia samobójstwo. Fredę utrzymują przy życiu wspomnienia,
nadzieja, że jej rodzina gdzieś jednak żyje i że przecież takie pogwałcenia
praw ludzkich musi się kiedyś skończyć.
„Zdarzają mi się te nawroty przeszłości, jak omdlenia, jak fala przelewająca się przez moją głowę. Czasem jest to trudne do zniesienia. Co robić, co robić – zastanawiałam się. Nic się nie do zrobić. Czekać i stać, przecie to też służba.”
Sama jednak boi się dokonać istotnych zmian, woli się
dostosować, przeczekać. Przecież może samo kiedyś coś się zmieni, lepiej nie ryzykować.
Swoja drogą Freda miała dużo przykładów jak ryzyko się kończy, więc to też nie
jest jednoznacznie tchórzliwe zachowanie. Ciężko oceniać, ale jeszcze ciężej
obserwować jej egzystowanie, życie sprowadzone do jednej funkcji.
„Nie wszystko, w co wierzę, może być prawdą, choć z pewnością jedna z tych rzeczy musi. Ale ja wierzę we wszystkie trzy wersje losu Łukasza jednocześnie. Ta metoda wierzenia w wykluczające się nawzajem możliwości wydaje mi się, właśnie teraz, jedynym sposobem na to, żeby uwierzyć w cokolwiek. Obojętne, jaka okaże się prawda jestem na nią przygotowana.To też jedno z tych moich wierzeń. Ale i ono może się nie potwierdzić.”
Ogólnie książka robi naprawdę duże wrażenie. Podziwiam
autorkę za ogrom pracy jaki musiała włożyć w wymyślenie całego świata. Wszystko
jest tu dokładnie przemyślane, wszystko ma swoje miejsce, funkcję i
uzasadnienie. Przemyślenia Fredy są wstrząsające, przepełnione przeogromnym
smutkiem. Przesłanie książki jest mocne, dające do myślenia, budzi chęć i
motywację do działania, do niezgadzania się na najmniejsze przejawy ograniczeń
wolności. Co zadziwiające, książka powstała w 80 latach XX wieku, a nadal jest przerażająco
aktualna.
Moja ocena: 8,5/10
Książkę odebrałam za punkty w portalu czytampierwszy.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz