Autor: Wojciech Chmielarz
Tytuł: Wyrwa
Data premiery: 06.05.2020
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 384
Gatunek: thriller
psychologiczny
Wojciech Chmielarz to ostatnimi laty chyba jedno z
najgłośniejszym nazwisk polskiej sceny kryminalnej. Autor debiutował w 2012
roku „Podpalaczem” – pierwszym tomem bardzo entuzjastycznie przyjętym cyklu o
komisarzu Mortce. Na ten moment cykl ten liczy 5 części, powstał też cykl gliwicki
liczący 2 tomy (ciągle czekamy na obiecany tom trzeci!). Są to klasyczne
kryminały. Dwa lata temu pisarz zaskoczył swoich czytelników „Żmijowiskiem”,
które wymykało się tej kategorii. Przez wydawnictwo określone zostało jaki
thriller psychologiczny, chociaż ja najchętniej określałabym je kategorią
filmową – dramat psychologiczny. I tu
zaczął się mały rozłam fanów pisarza – część była rozczarowana, bo oczekiwali
kryminału, w których tak świetnie się autor wcześniej sprawdził, a część była
zachwycona głębią psychologiczną i dosadnym stylem autora - ja zaliczam się do
tej drugiej grupy. Później, rok temu, przyszła pora na „Ranę”, wpisaną w ten
sam gatunek literacki. I tu znowu zadania były podzielone, ja jednak uznałam tę
książkę za najlepszą w dorobku autora. Poprzeczka więc była postawiona teraz
naprawdę, naprawdę wysoko. Czy „Wyrwa” – trzeci thriller psychologiczny, dał
radę ją przeskoczyć? Albo choćby dorównać?
Akcja powieści zaczyna się w momencie, gdy Maciek stoi przed
przedszkolem – przyszedł odebrać swoją 4letnią córkę Iwonkę. Chwilę temu wrócił
z Mrągowa, gdzie dowiedział się, że jego żona zginęła w wypadku samochodowym.
Mężczyzna jest załamany, bije się z myślami jak powiedzieć o tym córkom – ma jeszcze
12letnią Basię. Nie wie jak ma dalej żyć, jak sobie poradzić z poczuciem
straty, której kompletnie nie rozumie – Janina, jego żona, przecież miała być
pod Krakowem, więc jak to możliwe, że zginęła po drugiej stronie Polski? Co ona
tam robiła? Czy możliwe żeby go okłamała? Dlaczego? To jeszcze gorsze niż sama
jej śmierć, tak niewiedza, niezrozumienie… Gdy z biegiem czasu śledztwo policji
wykazuje jeszcze kilka innych niepokojących spraw, Maciek postanawia, że musi
rozwiązać zagadkę śmierci żony – dopiero później może zacząć spróbować na nowo
ułożyć sobie życie sam z dziewczynkami…
„Ból jest uczuciem subiektywnym. Nie da się go zmierzyć. Wszystkie opracowane przez medycynę skale są tylko przybliżone. Ja teraz czułem się tak, jakby ktoś wyciął mi kawałek serca.”
Książka podzielona jest na kilka tytułowanych części
odnoszących się do wydarzeń lub miejsca, w którym się toczą. Każda część składa
się z kilku krótkich rozdziałów. Narracja prowadzona jest przez Maćka w
pierwszej osobie czasu przeszłego, jedynie jedna z dalszych części prowadzona
jest przez innego bohatera w trzeciej osobie. Styl powieści jest rewelacyjny.
Jestem zachwycona tym, jak autor pisze, jak posługuje się słowami, ile potrafi
nimi wyrazić. Niby język jest zwyczajny, nic takiego niespotykanego, ale jakoś
tak trafia idealnie w punkt – wszystkie uczucia, myśli opisane są nad wyraz
trafnie, pisarz wyciska z nich esencję, chwyta w idealnym kadrze. To bardzo dojrzały
język, dojrzałe spostrzeżenia. Właśnie tym stylem autor przypomniał mi, dlaczego
cały czas mówię, że Chmielarz to mój polski pisarz numer jeden.
„Chciałem umrzeć, ale nie mogłem, bo w domu czekały na mnie dwie córeczki, dlatego chciałem się zabić chociaż na chwilę. Alkohol wydawał się najlepszym rozwiązaniem.”
Historia powieści rozpoczyna się od rozpaczy bohatera. To
jak autor opisał tu emocje, jak głęboko uchwycił prawdziwość tych przeżyć, jest
dla mnie wręcz niepojęta. Naprawdę, gdybym nie wiedziałam, że autor i jego
rodzina mają się dobrze, byłabym naprawdę święcie przekonana, że pisze to z
doświadczenia. To jest po prostu niemożliwe, żeby dało się tak uchwycić rozpacz
po stracie najbliższej osoby, partnera życiowego, bez faktycznego tego
doświadczenia. A jednak Chmielarz potrafi. Te bodajże 1/3 książki wzbudziło we
mnie tyle smutku, tylko bolesnych emocji jak chyba jeszcze żadna z książek.
Pierwszy raz miałam tak, że tak bardzo odczuwałam to co bohater, że aż z bólu
nie mogłam czytać dalej. Musiałam zrobić sobie przerwę w lekturze, trochę się
uspokoić. Naprawdę nigdy tak jeszcze nie miałam, żadna z książek tak bardzo
mnie nie bolała. Owszem, mam kilka tytułów, podczas, których lektury moje emocje,
wzruszenia sięgały zenitu, jednak tak, by odczuwać wręcz fizyczny ból, nie
miałam nigdy. Naprawdę nie wiem jak Chmielarz to zrobił, ale gdybym miała
ocenić ten kawałek książki dałabym 10/10.
„Tak bardzo chcieliśmy być dorośli i odpowiedzialni, że zapomnieliśmy o tym, czego kiedyś pragnęliśmy. A kiedyś pragnęliśmy przede wszystkim być szczęśliwi.”
Później, po pogrzebie Janiny, jest już trochę spokojniej,
przynajmniej jeśli chodzi o emocje, bo akcja dopiero się zaczyna. Bohater
przystępuje do prywatnego śledztwa. Podąża kilkami trapami, które prowadzą go w
miejsca, o których nigdy by nie pomyślał. Nie chcę zdradzać za dużo, jednak tą część
książki również oceniam pozytywnie, historia była ciekawa, prawdopodobna i
opisana z wyczuciem.
„Tak łatwo stać się kimś innym z kimś innym. (…) Może wcale nie chodziło o to, że przestaliśmy się kochać, bo ja ją przecież kochałem, a ona, pomimo wszystko, chyba mnie też, tylko nie mogliśmy znieść ludzi, którymi sami się staliśmy.”
Sprawa komplikuje się gdzieś w ostatniej 1/3 książki. Kiedy
pojawia się Ułan i Anka, dokładnie w tym miejscu historia jakoś mi się sypie.
Miałam wrażenie, że ten fragment jest za bardzo oderwany od realności, za dużo
autor nawymyślał, za dużo nakombinował. Rozumiem dlaczego – porusza tu dwa ważne
tematy, pierwszego zdradzać nie mogę dla dobra fabuły, drugim jest zemsta –
opisał je oczywiście tym swoim świetnym stylem, odczucia bohatera są zrozumiałe
i bardzo realne, jednak niestety sytuacja dla mnie taka już nie była. Miałam
wrażenie jakbym zaczęła po prostu czytać całkiem inną historię. Nie zgrało mi
się to w całość.
„Oboje pragnęliśmy być kimś innym, kimś lepszym. Obojgu nam się to nie udało. Tkwiliśmy na swoich stanowiskach. Trzymaliśmy się ich desperacko, niczym boi ratunkowej na rozszalałym morzu. Zupełni jak nasi znajomi. Wszyscy w podobnej sytuacji, uwiązani pętlą kredytów, przygnieceni tonami zawodowych zobowiązań. Całe pokolenie ludzi, które żyje w przekonaniu, że bycie nieszczęśliwym to ich obowiązek.”
Co do tematów, to prócz tych oczywistych jak trauma po
stracie najbliższej osoby, chęć zemsty czy zagubienie i rozpacz, wiele jest tu
też o rozczarowaniu życiem. Życiem dorosłym, w roli ojca, męża, partnera, żywiciela
rodziny. Dużo tu gorzkich słów, ale jakże prawdziwych. Autor poprzez swojego bohatera
przygląda się zwyczajnym ludziom, gdzieś w okolicach trzydziestki - czterdziestki,
mających rodziny, stałą pracę, próbujących żyć z dnia na dzień. Ludzi
obciążonych problemami życia codziennego, przez które gdzieś tracą całą radość
życia, poczucie bycia szczęśliwym. To smutne spostrzeżenia, ale podobno
zauważyć problem to już jest krok do poprawy, prawda? Może właśnie to autor
chce nam uświadomić.
Podsumowując, „Wyrwa” to pierwsza książka tego autora, z
którą mam ogromny problem w ocenie. Z jeden strony uwielbiam styl Chmielarza, a
pierwsze 150 stron książki zrobiło na mnie wrażenie piorunujące. Z drugiej strony
ostatnie 100-150 stron jakoś kompletnie nie zgrało mi się z całą historią, co
bardzo mnie zaskoczyło, niestety nie w pozytywnym sensie. Może autor zaczął po
prostu z za wysokiego punktu, by całość utrzymać na równie wysokim poziomie?
Nie wiem, ale myślę, że przy tak dobrej literaturze, jaką tworzy Chmielarz,
można wybaczyć te jedno niedociągnięcie, każdemu przecież może podwinąć się
noga. Ja i tak dalej uznaję go za mojego pisarza numer jeden i z
niecierpliwością czekam na kolejną powieść.
Moja ocena: 7,5/10
Książkę odebrałam za punkty w portalu czytampierwszy.pl
Numer akredytacji 04/05/2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz