Autor: Małgorzata Grosman
Tytuł: Mord na
Zimnych Wodach
Cykl: aspirant Andrzej
Fąferek, tom 1
Data premiery: 28.01.2020
Wydawnictwo: Zysk i
S-ka
Liczba stron: 336
Gatunek: kryminał
retro
Z gatunkiem kryminał retro oswajam się powoli. Pamiętam
swoje pierwsze podejścia do niego, które miały miejsce kilka lat temu. Nie
wypadły one pomyślnie, więc z książek w tym gatunku zrezygnowałam na dłuższy
czas. Dopiero jakiś rok temu postanowiłam spróbować ponownie. Tym razem akurat
trafiłam na tytuł, który bardzo mnie zaciekawił, a nawet zafascynował. Od tego
czasu powoli zapoznaję się z dostępnymi na naszym rynku polskimi kryminałami
retro, chociaż nie będę ukrywać, że na tym polu trudno mnie zadowolić –
niektóre książki są dla mnie za polityczne, niektórych akcja rozwija się za
wolno, by mnie zainteresować. Nie rezygnuję jednak z nowych prób, bo wiem już,
że i w tym gatunku mogą się trafić naprawdę dobre czytelnicze perełki.
„Mord na Zimnych Wodach” to debiut literacki Małgorzaty
Grosman. Autorka, rodowita bydgoszczanka, przez kilka lat związana była
zawodowo z „Gazetą Pomorską”. Jej debiutancka powieść powstała w efekcie
fascynacji okresem 20lecia międzywojennego oraz miłością do kryminałów. „Mord
na Zimnych Wodach” w dużej mierze oparty jest na faktach historycznych, spora
liczba postaci w nim występujących faktycznie żyła w tamtym okresie. Autorka w
jednym z wywiadów zdradziła też, że ma już gotowy tom drugi, a trzeci jest w
przygotowaniu.
Historia „Mordu na Zimnych Wodach” toczy się w Bydgoszczy w kwietniu
1926 roku. Na wyspie Zimne Wody znalezione zostaje ciało młodej dziewczyny –
zmarła w skutek poderżnięcia gardła, a jej ciało odziane tylko w lekką zwiewną
sukienkę otoczone zostało kręgiem z żołędzi. Obok wbity w drzewo został nóż z
listem miłosnym… Rozwiązaniem sprawy ma zająć się aspirant Fąfelek razem ze
swoim zespołem. Czy zbrodnia to wynik namiętności czy może na zimno zaplanowane
morderstwo? Czy będą kolejne ofiary? A może już były?
Książka podzielona jest na prolog zatytułowany ‘kilka dni
wcześniej’ oraz rozdziały podzielone na dni śledztwa. W sumie jest ich
trzynaście. Na końcu wydania znajdziemy również słowniczek gwary bydgoskiej
pojawiającej się w powieści, na co koniecznie należy zwrócić uwagę – ja przed
lekturą książki nie zaglądałam na koniec, więc denerwowałam się podczas
lektury, że słowa, których znaczenia nie znam, nie zostały wyjaśnione w
przypisach. Całość zamyka kilka słów od autorki zatytułowane ‘na marginesie’ wyjaśniające
co w tej historii jest prawdą historyczną – a jest tego faktycznie sporo!
Narracja powieści prowadzona jest w trzeciej osobie czasu
przeszłego, wyjątkiem są fragmenty, w których do głosu dochodzi morderca – te opisane
są w pierwszej osobie czasu teraźniejszego. Narrator nie skupia się na nikim
szczególnym, obserwuje po równo bohaterów powieści – są fragmenty dotyczące
Fąfelka, jego zespołu, a także dziewczyn zamieszanych w zabójstwo, a nawet żony
Fąfelka, która niezależnie od męża prowadzi własne osobne śledztwo.
Styl powieści nie należy do najłatwiejszych. Pomijając już
to zamieszanie, jakiego doświadczyłam z gwarą bydgoską używaną w tekście, to i
tak książki nie czytało się najłatwiej. Początek był dosyć toporny, musiałam
się do stylu przyzwyczaić – możliwe, że to też naleciałości gwary bydgoskiej,
ale często słowa w zdaniu były poprzestawiane (np. czasownik umieszczony na
końcu zdania). Później z biegiem lektury przestałam na to zwracać uwagę, jednak
cały czas brakowało mi płynności.
Jak pisałam ze wstępie, część bohaterów faktycznie żyła w
tamtych czasach. Na prawdziwych postaciach na pewno oparty jest główny bohater,
śledczy prowadzący sprawę aspirant Andrzej Fąfelek i jego żona Katarzyna. Policjant
jest bardzo oddany swojej pracy, bardzo zaangażowany w każde śledztwo.
Katarzyna jest żoną idealną dla policjanta – rozumie jego zobowiązania i nie
robi mu wyrzutów z powodu ciągłej nieobecności. Wręcz sama ma ciągotki detektywistyczne,
razem z jedną znajomą przeprowadzają własne śledztwo dotyczące rozprowadzania
narkotyków w jednym z popularnych, artystycznych klubów. Ciekawą postacią,
której nazwisko również jest prawdziwe, jest morderca. Czytelnik ma okazję podglądać
jego myśli, zwierzenia, widzi jego obsesję i przygotowania do ataku. Trochę
gorzej wypadają współpracownicy Fąfelka – jest ich kilku i szczerze muszę
przyznać, te postacie mocno mi się mieszały. Dopiero pod koniec lektury
zaczęłam ich rozróżniać, co raczej nie wpłynęło korzystnie na odbiór całości.
Ciężko mi powiedzieć dlaczego tak się stało – może dlatego, że nie byli specjalnie
charakterystyczni a wprowadzeni w powieść zostali równocześnie?
Co do akcji powieści, to na pewno smaczku dodają jej
wplecione w fabułę wyznania mordercy. Początek powieści dosyć mnie nużył,
ciężko było mi się wczuć w klimat powieści. Później było nieco lepiej kiedy
akcja zaczęła nabierać rumieńców, ale nie mogę powiedzieć, że książka wciągnęła
mnie tak, że nie mogłam jej odłożyć. Intryga z początku wydaje się ciekawa,
postać mordercy fascynuje, a końcowe wydarzenia są dosyć dynamiczne, jednak tu
też mam uwagę – wydaje mi się, że nie wszystko zostało do końca wyjaśnione,
przez co też nie jestem w pełni usatysfakcjonowana tym, jak powieść się zakończyła.
Na co na pewno warto zwrócić w tej historii uwagę? Na pewno
na tło historyczne. Autorka musiała przeprowadzić naprawdę szeroki research na
temat tamtych czasów, szczególnie jeśli chodzi o sam wygląd miasta Bydgoszczy.
Swoją akcję wplata w prawdziwe miejsca, restauracje, hotele czy choćby tytułową
wyspę. To samo tyczy się pracy policji – to dopiero pierwsze lata
daktyloskopii, pierwsze poręczne aparaty fotograficzne dostępne do użytku
mniejszych komend policji. Te fragmenty na temat tamtych czasów budzą prawdziwą
fascynację.
Podsumowując, debiut Małgorzaty Grosman nie wypada
najgorzej, jednak też daleko mi do zachwytów. Jako że lubię czytać opowieści o
dawnych czasach, to na pewno ciekawił mnie sposób przedstawiania życia
bohaterów jak i całego miasta Bydgoszczy. Historia ma spory potencjał, jednak
przez zamieszanie ze słowniczkiem gwary i nie całkiem płynny styl powieści, a
także duże nagromadzenie podobnych bohaterów, nie odebrałam jej tak pozytywnie
jak bym mogła. Nie chcę specjalnie książki krytykować, bo widać w niej ogrom
pracy, który autorka włożyła w osadzenie akcji w latach 20tych XX wieku i bardzo
to doceniam. Jednak również w samym wyjaśnieniu zagadki czegoś mi brakowało,
bym mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem zadowolona z lektury. Na
ten moment nie wiem czy sięgnę po kontynuację, możliwe, że dam jeszcze temu
cyklowi jeszcze jedną szansę – w końcu „Mord na Zimnych Wodach” to debiut, więc
pewne błędy są wybaczalne 😉
Moja ocena: 6/10
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zysk
i S-ka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz