Autor: Maciej Siembieda
Tytuł: Wotum
Cykl: Jakub Kania,
tom 3
Data premiery: 11.03.2020
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 392
Gatunek: powieść
sensacyjna/thriller
Maciej Siembieda zalicza się do grona moich ulubionych
polskich pisarzy. Na każdą jego powieść czekam z ogromną niecierpliwością,
wypatruję nowych wpisów autora w mediach społecznościowych, a teraz czekam na każde
kolejne opowiadanie z serii #setkadokawy – opowiadanie na sto słów, krótka
forma literacka w dobie koronawirusa.
Siembieda przez przeszło 30 lat prowadził dziennikarskie śledztwa
historyczne. To szanowany dziennikarz, który kilka razy został nagrodzony tak
zwanym polskim Pulitzerem, czyli nagrodą Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w
kategorii reportaż. Teraz, niejako na emeryturze, przerabia swoje najciekawsze
śledztwa na powieści – nikt tak jak on nie łączy prawdy z fikcją, w jego
powieściach te dwie płaszczyzny przenikają się nieustannie.
Na mnie jak na razie największe wrażenie z beletrystycznego
dorobku autora zrobił zeszłoroczny „Gambit” – to historia wielowymiarowa, pełna,
piękna i wzruszająca. (recenzja – klik!). Książki z cyklu o Jakubie Kani,
detektywie z IPN-u są trochę inne – bardziej sensacyjne, z większym humorem,
powiedziałabym, że trochę lżejsze. Nie znaczy to, że są gorsze – nie, po prostu
są inne.
„Wotum” skupia się na wątku najsłynniejszego polskiego
sakralnego obrazu – Czarnej Madonny. W grudniu 2012 na obraz przeprowadzony
zostaje zamach – gdyby nie szyba pancerna, zainstalowana przed obrazem na
chwilę przed tym wydarzeniem (przypadek?) to zostałby zniszczony na zawsze.
Definitor zakonu paulinów jest przekonany, że za tym wszystkim stoi tajna
sekta, sięgająca czasów potopu szwedzkiego, która nie uznaje dewocjonaliów. Ze
swoimi podejrzeniami zgłasza się do Jakuba Kani, prosi go o pomoc w rozwiązaniu
zagadki. Kuba początkowo niechętny w końcu ulega definitorowi i jak zawsze w
pełni poświęca się śledztwu. Gdzie go ono zaprowadzi? Czy tajna sekta faktycznie
istnieje? I co do tego wszystkiego ma kopia obrazu Matki Boskiej
Częstochowskiej z pewnej wsi na Opolszczyźnie, która objęta jest ścisłą
tajemnicą?
„Jeśli rzeczywiście ludzie pochodzą od małpy, to prokurator Jakub Kania pochodził od beagle’a, a raczej – biorąc pod uwagę skłonność do nadwagi – od basseta. Kiedy trafił na ślad, nie dało się go zatrzymać, a że nikt jeszcze nie wymyślił sposobu, jak przekonać rasowego psa gończego, by usiadł spokojnie i podjął trop za cztery dni, Kuba musiał pojechać w Wigilię do biblioteki. Nawet kosztem złamania przyrzeczenia. Po prostu musiał.”
Książka składa się z prologu, pięciu części i epilogu. Każdy
z rozdziałów podzielony jest na rozdziały opatrzone datą i miejscem wydarzeń.
Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, głównie skupia się
na postaci Kuby, bacznie obserwuje jego zachowania i myśli, jest
wszystkowiedząca.
O stylu autora mogłabym napisać prawdziwą epopeję. Nikt nie
pisze z takim pazurem, z takim zamiłowaniem a zarazem zrozumieniem słowa.
Siembieda bawi się językiem, nie stroniąc od humoru. To prawdziwa przyjemność
czytać jego powieści, z „Wotum” nie było inaczej. Mogłabym się założyć, że
nawet o najnudniejszej czynności na świecie, autor potrafił by napisać tak, że
czytałoby się z zapartym tchem. Z gracją sięga po morze środków stylistycznych,
nie boi się ożywiać takie przedmioty jak ekspres do kawy czy drukarkę. Przede
wszystkim widać, że pisanie to dla autora niesamowita frajda, czuć to na każdej
stornie, a czytelnik dzięki temu razem z autorem bawi się znakomicie.
Co do samej fabuły, to, jak zawsze u autora w cyklu o Kani,
jest dużo wątków sensacyjnych, które wydają się wręcz nieprawdopodobne, ale podszyte
są prawdziwymi wydarzeniami. Pełno to spisków, intrygi i tajemnic, nie sposób
się nudzić, a każdą stronę czyta się w pełnym skupieniu, by nie uronić ani
jednego szczegółu.
Nie byłabym też sobą, gdybym nie wspomniała o bohaterach.
Jakub Kania to całkowite przeciwieństwo znanych nam detektywów. Nie pije (a
przynajmniej nie w nadmiernych ilościach), wiedzie spokojne rodzinne życie z
uroczą partnerką i dwoma córkami przy boku, nie ma większych problemów egzystencjalnych,
a jego środowiskiem naturalnym jest kuchnia i restauracja. Jak sam twierdzi, jego
mózg działa na cukier, więc nie odmawia sobie serniczka czy innych słodkości.
Chodzi w czerwonym swetrze, który wcale nie skrywa jego brzuszka. To bohater,
którego chyba nie da się nie polubić, a ja lubię go tym bardziej, bo podzielam
jego kulinarno-degustacyjne pasje 😊
„Doznania kulinarne u większość ludzi budzą błogą beztroskę, u niego natomiast wywoływały produkt uboczny: niezwykła jasność myślenia. Logika Kuby współgrała z jego przewodem pokarmowym. Po kotlecikach jagnięcych z rozmarynem, jakie zjadł przed kwadransem, mógłby wytłumaczyć teorię względności swojej młodszej córce.”
W tym tomie znajdziemy też mocno rozwinięty wątek relacji
Kuby z jego ojcem, zrozumiemy jego przeszłość i podejście do rodziny. Z
wszystkich trzech opowieści o tym bohaterze, ta chyba najmocniej zagłębia się w
jego prywatną historię.
Ostatnią sprawą, o której koniecznie muszę tu wspomnieć,
jest temat dzieł sztuki, ich kradzieży, podróbek i innych tajemnic z nimi
związanych. To wdzięczny temat, dla mnie każda książka, która w jakikolwiek
nawiązuje do sztuki, a szczególnie do malarstwa, jest fascynująca, z tą nie
było inaczej. Tu poznajemy historię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, a
także ogólnie losy sztuki sakralnej – temat, który raczej nieczęsto przewija
się w literaturze. Tym mocniej go tutaj doceniam, bo oczywiście większość tylko
opowieści oparta jest na prawdzie.
O książce mogłabym jeszcze długo pisać, ale myślę, że najważniejsze
punkty udało mi się już przytoczyć. Nie przedłużając – „Wotum” to świetna
powieść sensacyjna, którą czyta się z ogromną przyjemnością. Historia wciąga
tym mocniej, iż swoje fundamenty zawdzięcza faktom, prawdziwym historiom, które
autor odkrywał lata temu w czasach swojej kariery dziennikarza śledczego. Do
tego dokładamy dobry humor i umiłowanie słowa pisanego i mamy książkę, która na
rynku literatury rozrywkowej zajmie naprawdę wysokie miejsce. Ja oczywiście już
teraz czekam na kolejną powieść autora, chociaż wiem, że na stworzenie tak
dobrej, przemyślanej i dopracowanej w każdym calu historii na pewno przyjdzie
nam jeszcze trochę poczekać. Niemniej jednak – warto!
Moja ocena: 8/10
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu
Agora!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz