Autor: Heather Morris
Tytuł: Tatuażysta
z Auschwitz
Cykl: Tatuażysta z
Auschwitz, tom 1
Tłumaczenie: Kaj
Gucio
Data premiery: 18.04.2018
Wydawnictwo:
Marginesy
Liczba stron: 336
„Tatuażysta z Auschwitz” to książka, o której swego czasu
było naprawdę bardzo głośno. Napisana została przez Heather Morris, pochodzącą
z Nowej Zelandii, zamieszkującą na stałe w Australii, która w 2003 roku poznała
i wysłuchała historii Ludwiga Eisenberga (po wojnie przyjął nazwisko Sokołow),
człowieka, który od 1942 roku pełnił rolę tatuażysty w obozie Auschwitz. Jak
autorka podkreśla, jest to powieść oparta na prawdziwych wydarzeniach, jednak
nie jest to literatura faktu, a raczej zbeletryzowana opowieść o miłości w najmroczniejszych
czasach. Wiem, że książce zarzuca się dużo niezgodności i przekłamań historycznych
i po części rozumiem te zarzuty – my Polacy historię wywózki Żydów i obozów
koncentracyjnych znamy dosyć dobrze, więc mniej więcej wiemy w co wierzyć, a w
co nie. Jednak tak książka została przetłumaczona na wiele różnych języków,
ruszyła na cały świat, gdzie nie jest tak dobrze znana, przez co dla
obcokrajowców może powstać fałszywy obraz tego miejsca. Z drugiej strony na
samym początku książki, podkreślone jest, że to fikcja literacka powstała na
podstawie relacji więźnia obozu i myślę,
że tak po prostu trzeba ją traktować. My Polacy cały czas do tematu obozów
podchodzimy w ogromnym przeczuleniem i zastanawiam się czy nie wyszło tak też i
w tym wypadku.
Książka oparta jest na wspomnieniach Lalego (tak mówiono na
Ludwiga), Słowaka i Żyda, który w 1942 roku trafił do obozu koncentracyjnego w
Auschwitz. Tam po czasie przejął funkcję tatuażysty i zakochał się w jednej z
więźniarek – Gicie. W głównej mierze to po prostu historia miłosna dwojga
ludzi, który poznali się na najgorszym momencie życia, a mimo tak ogromnej ludzkiej
tragedii, ostatecznie spędzili razem całe życie. Poznajemy jak wyglądała
codzienność Lalego w obozie, jak pomagał innym dzięki swojej pozycji tatuażysty,
jak pomógł Gicie przetrwać piekło.
Historia opowiedziana jest w narracji trzecioosobowej czasu
teraźniejszego. Styl jest surowy, prosty. Ewidentnie widać, że książka powstała
ze scenariusza, a że autorka zajmowała się wcześniej tym obszarem twórczym.
Niestety moim zdaniem te przeobrażenie ze scenariusza w powieść nie wyszło
najlepiej, tekst jest skupiony na tym, co miał przekazać film, jest mało literacki.
Książka wydana jest starannie w twardej oprawie, tekst jest
przyjemnie rozmieszczony, czyta się łatwo i szybko. Całość składa się z prologu,
28 rozdziałów i epilogu. Przed prologiem znajdziemy kilka słów o tym, ja
traktować tą powieść, a po epilogu, w którym poznajemy losy Lalego i Gity już
po ich ponownym odnalezieniu aż do ich śmierci, zamieszczone zostało postscriptum
(wrażenie autorki z pierwszego spotkania z Lalym), dodatkowe informacje o
głównych bohaterach (krótkie notki biograficzne), posłowie napisane przez syna
Lalego i Gity oraz podziękowania autorki. Całość zamyka mapka obozu w Auschwitz.
Historii takie jak ta, opartych na prawdziwych wydarzeniach,
nie ocenia się łatwo. Ja przy takiej tematyce skupiam się na jej warstwie
literackiej, na odczuciach, jakich doświadczyłam podczas lektury. Nie sposób tu
oceniać historii, bo nie ja ją przeżyłam, nie ja ją zbadałam, więc nie mnie
oceniać co tu jest faktem a co nie. Wierzę, że główny zarys oparty jest na
prawdziwej historii i to mi wystarczy.
Jeśli chodzi jednak o warstwę literacką, to nie mogę
powiedzieć, że książka mnie zadowoliła. Styl autorki nie przypadł mi do gustu,
przez co powieść nie wywołała we mnie za wielu emocji, odczucia bohaterów były
potraktowane bardzo wyrywkowo i miałam wrażenie dużego uproszczenia. Najwięcej
emocji i łzy w oczach wywołało u mnie dopiero posłowie... „Tatuażysta z
Auschwitz” to debiut literacki Morris i niestety bardzo to widać. Zabrakło mi
tu głębi, połączenia z lekturą, miałam wrażenie, że narrator opisuje wyrywkowe
fakty, który są mu obojętne i nie za bardzo go interesują. Możliwe też, że
odzywa się tutaj moja niechęć do wątków romansowych w powieściach, jednak
myślę, że głównie chodzi to o to, że zabrakło w książce wyczucia.
Jeśli chodzi o samą historię, to oczywiście jest to piękna
opowieść o miłości, która nie tylko odnalazła się w najgorszych czasach, ale i
te czasy przetrwała. To wzruszająca opowieść o sile uczucia i ludzkiej dobroci
w czasach gdy każdy najmniejszy odruch człowieczeństwa był na wagę złota.
Przez napisaniem tej recenzji szukałam trochę informacji na
temat prawdy w tej historii, jednak nigdzie nie znalazłam informacji o
kosztownościach, które według powieści gromadził Lale i za które kupował
żywność od pracujących w obozie ludzi z okolicznej wioski. W ogóle wydaje mi
się, że w porównaniu do innych powieści z literatury obozowej tutaj bohaterowie
mieli dużą swobodę poruszania się i interakcji. Nie jestem przekonana czy mogę
w to wierzyć, przez co też pewnie książkę odebrałam trochę mniej
entuzjastycznie niż inni.
Ogólnie mam mieszane odczucia co do tej powieści. Jasne,
temat jest ciężki i poważny, historia piękna, jednak pod względem literackim
czegoś mi tu zabrakło. Styl autorki do mnie nie przemówił, historię w
większości odebrałam dosyć obojętnie, co przy takiej tematyce jest naprawdę
dziwne. Dam autorce jeszcze szansę przy „Podróży Cilki”, kontynuacji „Tatuażysty...”,
zobaczymy czy udało jej się poprawić styl i warsztat literacki.
Moja ocena: 6/10
Książka dołączyła do mojej biblioteczki dzięki portalowi
czytampierwszy.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz