Autor: Sue Black
Tytuł: Co mówią
zwłoki
Tłumaczenie: Adam
Wawrzyński
Data premiery: 02.10.2019
Wydawnictwo: Feeria
Science
Liczba stron: 416
Autorka książki „Co mówią zwłoki” Sue Black jest jednym z
wiodących antropologów sądowych na świecie. Czym dokładnie zajmuje się antropolog
sądowy? W skrócie badaniem kości. Na ich podstawie może wywnioskować wiele
cech, którymi charakteryzował się żyjący człowiek, a co ważniejsze, dzięki ich
zbadaniu często jest w stanie określić jak zginął. Sue Black wywodzi się ze
Szkocji, liczy sobie niecałe 60 wiosen i na swoim koncie ma naprawdę pokaźną
sumę osiągnięć. Wydała wiele publikacji naukowych, a teraz skusiła się, by
napisać książkę o sobie, o swoim zawodzie, swoich doświadczeniach ze śmiercią.
Dlaczego ją napisała? Jak sama przyznaje w posłowiu, głównie dla swoich córek,
by pozostawić dla nich po sobie ślad, by mogły ją lepiej zrozumieć.
Książka składa się z wstępu, 13 rozdziałów oraz epilogu. Sue
Black snuje swoją opowieść stylem bardzo przyjemnym w odbiorze, nawet gdy
ucieka się do naukowych zagadnień, tłumaczy je w sposób bardzo przystępny dla
laika. Autorka ma bardzo lekkie pióro, nie szczędzi czytelnikowi humoru, czym
często udaje jej się rozładować naprawdę ciężkie tematy. Książka we mnie
wzbudziła masę emocji, prócz wspomnianego parskania śmiechem, były też łzy,
złość i niedowierzanie.
W tych trzynastu rozdziałach autorka porusza bardzo różne
tematy. Ja sięgając po lekturę spodziewałam się dokładnych opisów dotyczących
jej dnia pracy, może też kilku ciekawszych zagadnień z policyjnych śledztw.
Dostałam jednak całkiem co innego. Z początku byłam zdziwiona i, nie będę
ukrywać, lekko rozczarowana, jednak z biegiem lektury trochę oczekiwanych
zagadnień prześlizgnęło się do tekstu, a dodatek personalny, prywatne
wspomnienia i przemyślenia autorki na pewno dodały lekturze głębi. Teraz przy
pisaniu recenzji, sprawdziłam jednak jak brzmi oryginalny tytuł i wydaje mi
się, że tej rozbieżności pomiędzy oczekiwaniami co do lektury a samymi
wrażeniami z niej można było uniknąć. Po angielsku książka zatytułowana jest
„All that remains: a life in death”, czyli w wolnym tłumaczeniu „Wszystko co
zostaje: życie w śmierci”. Myślę, że ten tytuł dużo lepiej oddaje ducha całej
książki, od razu sugeruje rozważania na temat życia i śmierci oraz innych
zbliżonych tematów.
Co faktycznie dostajemy w tej książce? Wiele prywatnych
doświadczeń autorki – Sue Black opisuje jak została antropologiem, wspomina
swoje pierwsze sekcje, a głównie podkreśla jak wiele nauczył ją dawca, który
zdecydował się na przekazanie swojego ciała na cele naukowe, a na którym ciele
razem z partnerem laboratoryjnym uczyli się ludzkiej budowy przez rok. W ciągu
całej lektury Black kilka razy powraca do tematu ofiarowania ciała na cele
naukowe, podkreśla jak ważne jest, by lekarze i przyszli antropolodzy na
początku swojej kariery mieli styczność z prawdziwym ludzkim ciałem – tylko tak
są w stanie nauczyć się dokładnie zawodu, a tym samym mogą w przyszłości nie
tylko pomóc innym, ale i zmienić oblicze medycyny. Co ważne, autorka cały czas
podkreśla, że wszystkie te darowizny traktują z ogromnym szacunkiem, a po
skończonej pracy szczątki spalają i organizują im nabożeństwo żałobne.
Sue opowiada też sporo o własnych doświadczeniach śmieci – o
swoim dziadku, ojcu, matce, co wtedy czuła, czego żałuje i jakie te sytuacje wywołały przemyślenia.
Muszę powiedzieć, że autorka przez połowę książki ukrywa jak
wiele zrobiła dla rozwoju antropologii oraz w jak wielu przypadkach po prostu
pomogła bliskim odnaleźć ciała ich zmarłych. Dopiero w drugiej połowie
przyznaje się, że była w Kosowie po wojnie o tej ziemie pomiędzy Turkami a Serbami
z końca XX wieku. Pomagała w identyfikacji ofiar tsunami w Tajlandii z 2004
roku. Napisała przełomową książkę dotyczącą rozwoju kości dziecka. Pomogła w
ogromnej liczbie spraw policyjnych dotyczących morderstw. Zmusiła rząd
brytyjski do wprowadzenia procedur DVI (identyfikacja ofiar katastrofy) oraz
jako pierwsza w Anglii i Szkocji zmieniła sposób trwałego przechowywania zwłok
– już nie napełnia się ich formaliną, a specjalnym związkiem ‘solankowym’,
dzięki czemu zwłoki są bardziej podobne do prawdziwych żywych ciał. Opracowała
nowy sposób na identyfikacje pedofilów wykorzystując do tego rozkład żył w
dłoniach, co jak się okazuje, jest równie indywidualną cechą co odcisk palca
czy wygląd małżowiny usznej. Oczywiście prócz tych wszystkich i pewnie jeszcze
większej liczby zasług, o których nie wspomniała, autorka ciągle naucza na
szkockim uniwersytecie, a nauczanie ewidentnie ma we krwi. Ci, którzy mogą się
od niej uczyć, myślę że dostępują naprawdę wielkiego zaszczytu.
Dodatkowo autorka wzbogaca tą lekturę własnymi
przemyśleniami na temat życia i śmierci, z którymi jak najbardziej się zgadzam.
Podkreśla, że strach przed śmiercią jest niepotrzebny, w końcu nie ma na
świecie nic pewniejszego niż śmierć. Ważne by wykorzystać czas życia najlepiej
jak potrafimy, a śmierć potraktować po prostu jako ten ostatni, zwieńczający
wszystko etap.
Szczerze jestem z lektury zadowolona. Sporo się dowiedziałam
o budowie ciała człowieka, o pracy antropologa sądowego, o postępowaniu w
sytuacji katastrofy. Rozmyślałam razem z autorką o znaczeniu życia i śmierci,
śmiałam się i płakałam nad jej opisami własnych doświadczeń. Myślę, że wszyscy,
których choć trochę interesuje natura, człowiek i kryminologia oraz nie stronią
od rozmyślań na określające nasze życie tematy, będą zadowoleni.
Moja ocena: 7,5/10
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Feeria Science!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz