stycznia 31, 2020

"Berdo" Anna Cieślar - recenzja przedpremierowa


Autor: Anna Cieślar
Tytuł: Berdo
Data premiery: 26.02.2020
Wydawnictwo: Znak Literanova
Liczba stron: 352

Od czasu założenia bloga większą uwagę przykładam do tego kim jest autor, ile książek ma na swoim koncie i w jakim wydawnictwie je wydaje. Przy debiutach informacji przeważnie jest niewiele, dlatego w takim przypadku często sugeruję się wydawnictwem. Tutaj debiut pisarski Anny Cieślar pt. „Berdo” wydany zostanie nakładem Wydawnictwa Znak, które należy do moich ulubionych. Ufam im, że nie wypuszczą na rynek czegoś, co nie jest co najmniej dobre. Dlatego bez wahania zdecydowałam się na przedpremierową lekturę, która na redakcji wydawnictwa zrobiła ogromne wrażenie. Czy również podzielam ich zachwyty? O tym za chwilę.

Bieszczady, lato. W małej chatce na odludziu żyje 38letni ojciec z 6letnim synem. Ojciec – Berdo, to kłusownik, od jego powodzenia w łowach zależy dalsze funkcjonowanie ich małej rodziny. Chłopiec, Radek, praktycznie cały swój czas spędza z ‘najbliższym sąsiadem’, z Millionen Jahren, który jest dla niego jak dziadek. Z ojcem chłopiec się nie dogaduje, nie rozumie, jak Berdo może mordować zwierzęta, jego ukochane wilki. Berdo też nie zabiega o miłość syna, woli odsyłać go do Millionen Jahrena. Jednak wszystko zmienia się pod wpływem kilku niefortunnych zdarzeń. Berdo z Radkiem ruszają w wędrówkę, która już na zawsze zmieni ich życie, ich wzajemnie postrzeganie.

Książka składa się z 15 rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego. Styl powieści jest niesamowity. Niby prosty, bez specjalnych ozdobników, czy rozbudowanych zdań, ale w tej prostocie piękny. Autorka z gracją łączy słowa, z których wyłaniają się surowe, lecz zachwycające obrazy. Dokładnie takie jak krajobraz, na którym rozgrywa się większa część powieści. Naprawdę czytając tą książkę ciężko mi było uwierzyć, że jest to debiut. Piękny język, trafił prosto w moje serce.

W pierwszej połowie książka akcja toczy się nieśpiesznie. Poznajemy dokładnie jak wygląda codzienne życie dwóch bohaterów, przyglądamy się z oddali im poczynaniom. Tak, z oddali, bo autorka nie jest skora do mówienia wprost, co bohaterowie czują. Oddaje ich tęsknoty, czasem wspomnienia, ale uczuć musimy domyślać się sami. Co nie jest trudne przy tak świetnej narracji. W drugiej połowie ojciec i syn ruszają w drogę i dopiero tu dochodzi do pewnych zmian w ich myśleniu i zachowaniu.
„Czasem przypominał sobie, że w jego bieszczadzkim życiu bywały inne dni; kiedy włóczył się od rana do wieczora tak po prostu, bo las i droga wzywały go, a on chciał odpowiedzieć na wezwanie. Kiedy powracała tęsknota za dzikością i budził się zew. Odzywała się w nim niespokojna część duszy, ta, która nie pozwala mu siedzieć w chacie, kazała ruszać na szlak. Bywało, że wracał po dwóch lub trzech dniach, jakby nigdy nic, na zgrzanym koniu, spocony, ze zmierzwionymi przez wiatr włosami, zmęczony i brudny. Ale szczęśliwy.”
To piękna, ale trudna opowieść. Mówi o mężczyźnie i dziecku, którzy kompletnie nie potrafią się ze sobą porozumieć. Chłopczyk wręcz boi się ojca, a Berdo wygląda na w ogóle niezainteresowanego, raczej nie jest to materiał na ojca. Czego potrzeba by jeden zrozumiał drugiego? Czy w ogóle po 6 latach takiego traktowania da się jeszcze coś w takiej relacji zmienić? Czy w najważniejszej chwili ojciec będzie potrafił podjąć właściwą decyzję?

Przyznam, że przez pierwszą połową trochę nie byłam pewna o co chodzi. Niewiele się działo, ot, dzień jak co dzień dla bohaterów, bez większych emocji i przemyśleń. Druga część powieści jednak wszystko to wyjaśniła, uzasadniła dlaczego początek był taki, a nie inny. Ostatecznie wszystko zgrało się w jedną spójną w pełni uzasadnioną całość.

Nie chcę za wiele zdradzać o bohaterach i ich relacji, by nie odbierać Wam przyjemności z lektury. Na koniec zachwycę się jeszcze tylko pięknem przyrody, oddanej w tej powieści. Większość historii toczy się w dzikich Bieszczadach, gdzie nikt z turystów się nie zapuszcza. Lasy, łąki, góry, wiatr, słońce i dziki zew. Uwielbiam takie klimaty, a to jak autorka je w tej powieści odwzorowała, to naprawdę majstersztyk. Czułam się jakbym tam była, stała na wzgórzu razem z Berdo i delektowała się roztaczającym się zapierającym dech w piersi widokiem. Po prostu piękne.
„Wiatr pochylał ku ziemi trawy połyskujące złotem w promieniach zachodzącego słońca. Targał włosy i wzdymał koszulę na piersi, a Berdo stał i patrzył. Ciągnący się ku wschodowi trawiasty garb połoniny w gasnącym z wolna świetle dnia, wydał mu się litą, brązowozłotą skałą. Las poniżej przywodził na myśl mech, wytrwale i niepostrzeżenie pochłaniający ów kamień, by wreszcie w swoim czasie zamknąć się nad nim zupełnie zielonym kożuchem. On sam stał na wierzchołku, myci niczym mrówka faraona. Pomyślał, że właściwie nie jest niczym więcej.”
Podsumowując, „Berdo” to rewelacyjny debiut literacki. Naprawdę trudno jest mi w ogóle uwierzyć, że jest to pierwsza książka Anny Cieślar. To jak autorka posługuje się słowem, jakie pod jej piórem robi się plastyczne, mądre, acz surowe i proste, jak trafia w serce, tak dokładnie, że nawet się tego nie zauważa, a później nagle orientuje się, że po policzkach płyną łzy, to po prostu jest nie do opisania. Może Anna Cieślar by potrafiła, mi jednak brakuje na to słów 😊 Piękno, dzikość i surowość natury daje ukojenie, a jej mieszkańcy odkrywają przed czytelnikiem swoje małe życia. Historia o ciężkiej relacji pomiędzy tak różnym ojcem a synem jest napisana z wyczuciem, pełna niedomówień i sugestii. Po zakończeniu lektury wszystko nabiera pełni, staje się jedną, spójną i dobrze przemyślaną całością. Ja jestem oczarowana.

Moja ocena: 9/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz