Autor: Tim Weaver
Tytuł: Zniknęli na
zawsze
Cykl: David Raker,
tom 4
Tłumaczenie: Jan
Kruk
Data premiery: 12.08.2019
Wydawnictwo:
Albatros
Liczba stron: 544
„Zniknęli na zawsze” to 4 tom o dziennikarzu/detektywie
Davidzie Rakerze, jednak dla mnie to była pierwsza styczność z prozą Tima Weavera,
z czego, od razu mogę powiedzieć, że bardzo się cieszę! Od dawno chciałam
zaznajomić się z jego twórczością, w końcu wznowienie serii o Rakerze mi to
umożliwiło.
Tim Weaver to brytyjski pisarz i dziennikarz. Jego teksty
można było znaleźć w znanych angielskich czasopismach, w 2010 roku debiutował
jako autor serii o Davidzie Rakerze. Do dnia dzisiejszego na rynku angielskim
ukazało się 10 tomów cyklu, na polskim 6. Po przeczytaniu czwartego nie
pozostaje mi nic innego jak szybko nadrobić wszystkie pozostałe książki autora!
Akcja „Zniknęli na zawsze” toczy się pomiędzy małą wioską Devon
w Anglii a Las Vegas w USA. Na plaży w Devon 13letni chłopiec podczas łowienia
krabów znajduje zwłoki człowieka. Przestraszony mówi o tym matce, ta znajomemu
rybakowi, ten z kolei zawiadamia policję, a przy okazji Healy’ego, który od
kilku miesięcy pomieszkuje w domu Rakera. W tym samym czasie do Davida
przyjeżdża Emily, jego nastoletnia miłość i prosi, by odnalazł jej siostrę
razem z całą jej rodziną (mężem i dwoma córkami), którzy 10 miesięcy wcześniej
zniknęli ze swojego domu w bardzo dziwnych okolicznościach. David obiecuje, że
zorientuje się w sprawie, mimo że jeszcze do końca nie wydobrzał po ostatnich
przejściach... Czy te dwie sprawy są połączone? Co się stało z rodziną Emily?
Czy żyją? Uciekli? Ktoś ich porwał? I jak w tym wszystkim odnajdzie się osłabiony
Raker?
Od strony kompozycji książka wygląda tak jak lubię – 5 części
i 72 krótkie rozdziały, które poprzetykane są kilkoma wycinkami z przeszłości,
kluczowymi by w pełni zrozumieć całą intrygę. Narracja prowadzona jest w
trzeciej osobie czasu przeszłego, wyłączając momenty, kiedy historię opowiada
David – robi to w pierwszej osobie, przez co czytelnik może zaznajomić się z
jego tokiem myślenia. Styl powieści jest przyjemny, często narracja skupia się
na detalach otoczenia, co nadaje książce świetnego klimatu.
Oczywiście pierwsze skrzypce w powieści odgrywa David Raker.
Jest to mężczyzna gdzieś w okolicach 40stki, który sporo już w swoim życiu
przeszedł. Kiedyś być dziennikarzem, lecz po śmierci żony zajął się
odnajdywaniem osób zaginionych. W tym tomie poznajemy go w chwili, kiedy
dochodzi do siebie po zamachu na swoje życie (podejrzewam, że to wydarzenia z
trzeciego tomu). By w pełni tego dokonać uciekł z Londynu do Devon, gdzie
spędził swoje dzieciństwo, gdzie żyli jego rodzice. David jest inteligentny,
skupiony na celu, ma też dużo znajomości, które ułatwiają mu pracę. Ogólnie
muszę przyznać, że polubiłam tego bohatera i bardzo chciałabym dowiedzieć się
więcej o jego wcześniejszych, jak i późniejszych losach.
Sprawa, którą zajmuje się David, jest bardzo dziwna. Pewnego
dnia rodzina Emily nagle zniknęła. W domu zostało wszystko tak, jakby wszyscy w
domu byli (jedzenie na kuchence, rozrzucone zabawki, pies w domu), tylko że
nagle nikogo w nim nie było. Żadnych śladów walki, żadnych śladów ucieczki,
nic. Policja jest bezradna, prześwietliła wyciągi z banku, z telefonów,
komputery i nic nie znalazła. David jednak skrupulatnie bada wszystko jeszcze
raz, licząc że właśnie on wpadnie na coś, co przegapiła policja. Czy mu się
uda? Co się stało z Lingami? To była przecież zwyczajna rodzina.
Akcja powieści przez pierwsze 200 stron toczy się spokojnym
tempem, wprowadza bardzo ciekawy nastrój małej nadmorskiej miejscowości, która
w listopadzie, kiedy toczy się główna fabuła, jest ciągle smagana wiatrem i
deszczem, a co za tym idzie jest pełna szmerów, jednostajnych, monotonnych
odgłosów. Z miasteczkiem wiąże się też dosyć tragiczna historia, która
wydarzyła się kilkanaście lat wcześniej... Muszę przyznać, że klimat tej
książki urzekł mnie już właśnie tymi pierwszymi stronami, oddany jest bardzo
obrazowo, świetnie buduje taki „szary” nastrój.
Po wspomnianych 200 stronach akcja nagle intensywnie
przyspiesza i tak naprawdę nie zwalnia już do końca powieści. Dużo się dzieje,
emocje wzrastają, szczególnie iż do końca nie sposób odgadnąć o co w historii
chodzi. W chwili kiedy już była pewna, że wiem, kto za tym wszystkim stoi,
autor zaskakiwał zwrotem akcji, tak że wszystkie moje podejrzenia okazywały się
nietrafione. Fabuła wodzi czytelnika za nos, nic nie jest tak oczywiste jak
można by przypuszczać, a kilka mocnych zwrotów akcji wręcz wbija w fotel. Nie
wspomnę już nawet o zakończeniu!
Podsumowując, „Zniknęli na zawsze” to kawał dobrego dobrego
thrillera, który początkowo urzeka nadmorskim, deszczowym klimatem malutkiej brytyjskiej
miejscowości, by w końcu wciągnąć w fabułę tak mocno, że książka staje się
wręcz nieodkładalna. Intryga zbudowana jest logicznie, ale jest na tyle
rozbudowana, że nie sposób jej przewidzieć. Narrator bawi się z czytelnikiem,
wpuszcza go w przysłowiowe maliny, a bohaterowie są równie nieoczywiści co sama
intryga. Ja jestem bardzo zadowolona z lektury i od razu wpisuję na swoją listę
do przeczytania wszystkie pozostałe tomy serii.
Moja ocena: 8/10
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz