Tytuł: Kryminalne
przypadki Matyldy
Data premiery: 28.02.2019
Wydawnictwo: Zysk
i S-ka
Liczba stron: 396
Audiobook wydany przez Heraclon International, 14h
27min, czyta Donata Cieślik
„Kryminalne przypadki Matyldy” to trzecia książka Bożeny
Mazalik. Autorka debiutowała w 2012 roku „Babą na Safari”. Z zamiłowania
humanistka, z wykształcenia umysł ścisły. Kilka lat mieszkała z rodziną w
leśniczówce, więc wyprowadzając swoją bohaterkę w głuszę i las, wiedziała co
robi😊
Ja, jako fanka komedii kryminalnych, skusiłam się na jej
najnowszą książkę – z opisu zapowiadała się świetna lektura, ale czy była taka
w rzeczywistości?
Akcja powieści zaczyna się w momencie kiedy Matylda zostaje
porzucona przed ołtarzem. Pełna wstydu i złości wybiega z kościoła i już ma
ukraść któryś z samochodów, by jak najszybciej się stamtąd wydostać, kiedy
pomocną dłoń oferuje jej znajomy z liceum, Władek. Oferuje jej Sarni Dworek,
jego posiadłość w okolicy Tarnowskich Gór, na totalnej wsi. Władek musi
wyjechać z kraju, by zarobić na remont posiadłości, a Matylda decyduje się na
roczny pobyt na wsi, by pilnować jego dobytku. Jak się szybko okazuje dworek
nie jest w najlepszym stanie, a sama kobieta w głuszy słyszy co chwilę jakieś
dziwne odgłosy... Na ratunek przybywa jej niespodziewanie przyjaciółka Ilka,
która postanawia chwilę z Matyldą pomieszkać. Przyjaciółki plotkują i piją, aż
tu nagle pewnego wieczora ktoś wali do drzwi. Okazuje się, że to koń, głodny
jak sto diabłów. Dziewczyny nieco skonsternowane, postanawiają zobaczyć co z
innymi zwierzętami, w końcu przecież do ich opieki zatrudniony jest mężczyzna,
więc koń nie powinien chodzić głodny... Po szybkiej kontroli dziewczyny
znajdują u jałówki trupa wspomnianego parobka. Oczywiście wzywają policję, a
sytuacja po kilku dniach tym bardziej komplikuje się, kiedy ofiarą pada Ilka.
Kto uśmierca mieszkańców Sarniego Dworu? I kto zjada Matyldzie jej przyłóżkowe
suszone morele?!
Kompozycyjnie książka składa się z 18 rozdziałów. Narracja
prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego, narratorem jest Matylda, a
co za tym idzie bardzo dogłębnie poznajemy myśli i odczucia bohaterki. Styl
powieści jest raczej zwyczajny, chwilami skupia się mocno na szczegółach i
detalach otoczenia.
To teraz trochę o Matyldzie. Jest w okolicach 30stki,
pisarka kryminałów i malarka. Właśnie jest w trakcie przygotowywania wystawy, dlatego
propozycja zamieszkania w Sarnim Dworku, z dobrą malarską pracownią z dala od
cywilizacji wydaje jej się świetnym pomysłem, bo do przygotowania w krótkim
czasie ma jeszcze 5 obrazów. Matylda jest bogata, a wszystkie niepowodzenia
życiowe nagradza sobie butami. Jak już wspomniałam, kobieta została wystawiona
przed ołtarzem, więc na początku stroni od ludzi. Jednak szybko to jej mija,
zadziwiająco ekspresowo godzi się ze zdarzeniem i już rozgląda się za nowymi miłostkami....
Jej przyjaciółka Ilka, to psychiatra. Uczy zawodu na jakieś
uczelni oraz praktykuje go w przychodni. Z nieznanego powodu bierze nagle
miesiąc wolnego i przyjeżdża do Matyldy. Kobieta jest dosyć przy ciele, nie
odmawia sobie słodkości. Uwielbia szpilki, jest całkiem zabawna i wygadana.
Oczywiście nie mogło tutaj zabraknąć postaci męskiej. Jest
nią policjant komisarz Marek Mleczko. Przystojny, samotny, szybko wpada w oko
Matyldzie...
Najpierw trochę o plusach. Zaskoczeniem dla mnie było, że
akcja powieści toczy się na dobrze znanych mi terenach. Autorka wykorzystała
podziemne tunele Tarnowskich Gór, które ciągną się przez całe miasto. Dużo tutaj
znajdziemy opisów okolicznych wsi, wszystko prezentuje się świetnie. Autorka
przytacza miejscowe legendy, opowiada o kopalni srebra, widać, że dobrze
zaznajomiona jest z tymi terenami.
I to tyle z plusów... Co mi się nie podobało? Bardzo szybko
zaczęła mnie główna bohaterka, a zarazem narratorka, mocno irytować. Jej
zachowanie jest dziecinne, ewidentnie jest bogatą, rozpuszczoną panną. Szybko
się obraża, musi wszystko mieć już.
Dużym minusem był też dla mnie wątek miłosny. Matylda
ekspresowo zakochuje się w komisarzu i zaczyna robić jakieś dziwne podchody.
Komisarz nie okazuje z początku wielkiego zainteresowana, a potem nagle jego
nastawienie zmienia się o 180 stopni.
Zakończenie intrygi też mnie nie usatysfakcjonowało.
Wyskoczyło trochę jak Filip z konopi, szkoda, bo zapowiadało się naprawdę
dobrze.
Ogólnie zamiast czerpać przyjemność z lektury to cały czas
się irytowałam. Kompletnie książka do mnie nie przemówiła, główna bohaterka
była tak idiotyczna, że mogłabym ją udusić gołymi rękami. Szkoda, bo motyw z
tunelami podziemnymi i legendami był bardzo interesujący, może gdyby właśnie
temu autorka poświęciła większą uwagę, to mogłoby wyjść z tego coś fajnego.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz