Tytuł: Farma
Tłumaczenie: Grażyna
Woźniak
Data premiery: 14.08.2019
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron:
392
„Farma” to debiut literacki Joanne Ramos. Autorka jest
Filipinką, w wieku 6 lat przeniosła się z rodziną do USA. Jako osoba dorosła
pracowała w sektorze bankowym, później zajęła się dziennikarstwem. Pomysł na tę
książkę chodził jej po głowie dosyć długo, a zaczęło się od momentu, kiedy
pomiędzy pracą w banku a dziennikarstwem poświęciła się rodzinie i dzieciom –
uświadomiła wtedy sobie, że jedyne Filipinki jakie zna to pomoc domowa i
opiekunki do dzieci, ba! Nawet sama miała jedną! Od tego czasu zaczęła
nawiązywać z nimi znajomości słuchając ich historii. I tak narodził się pomysł
na tę książkę.
Historia „Farmy” kręci się wokół pewnego ośrodka – Farmy
Złociste Dęby, w którym kobiety o niższym statusie ekonomicznym (czyli główne
imigrantki) zostają zatrudnione jako surogatki – zachodzą w ciążę dla bogatych
klientów Farmy. Farma znajduje się w oddaleniu od Nowego Jorku, w pięknym
otoczeniu przyrody, to duży obszar, z wygodami o jakimi średnia klasa może
tylko pomarzyć. Brzmi wygodnie, prawda? Jednak jak szybko wychodzi na jaw, nic
nie jest tak proste jak się wydaje, a ludzi napędza głównie chęć zarobienia jak
największych pieniędzy.
Kompozycyjnie książka składa się z w miarę krótkich
rozdziałów podzielonych na cztery osoby: Jane, Mea, Ate i Reagan. Narracja
prowadzona jest w trzeciej osobie czasu teraźniejszego, a narrator mimo że
trzecioosobowy, przedstawia sytuacje z punktu widzenia wypowiadającej się
postaci. Każda z nich ma inną motywację do działania. Styl książki jest
przyjemny, książkę czyta się szybko i łatwo, narracja przedstawiona jest z
dbałością o szczegóły. Trochę gorzej wypada korekta książki – dziwnie dużo
błędów się przez nią przedarło, co mnie dosyć zdziwiło, bo w innych książkach
wydawnictwa nie zauważyłam tylu wpadek.
Tak jak zaznaczyłam, bohaterek powieści jest czwórka. Jane
to młoda Filipinka, która całkiem niedawno odeszła od swojego zdradliwego męża
razem z malutką miesięczną córeczką. Jane jest trochę nijaka – ostrożna, nie ma
swojego zdania, daje innym sobą sterować, miałam wrażenie, że woli sama o sobie
nie decydować, a zastawia to innym. Do odejścia od męża skłoniła ją Ate, stara
kobieta, jej kuzynka, która jest drugą bohaterką powieści. Ate, też imigrantka
z Filipin, od ponad 20 lat pracuje w Stanach, a każdy grosz wysyła dzieciom i
inwestuje w nieruchomości na Filipinach. Ate całkiem inaczej postrzega świat
niż Jane, wie co zrobić by zarobić, dużo pracuje, nie zwracając uwagi na samą
siebie. W każdej sytuacji widzi pieniądz. Niemniej jednak jej marzeniem jest,
by zebrać tyle pieniędzy, by mogła w końcu wrócić do swoich dzieci i zamieszkać
w jednym z wybudowanych przez siebie domów.
Trzecią bohaterką książki jest Mea – dyrektorka Farmy, która
odpowiada za całe te przedsięwzięcie. Mea chce w życiu osiągnąć sukces, wręcz
jest kobietą sukcesu – nie wyobraża sobie nie pracować, a każdego dnia chce
piąć się w górę. To kobieta ambitna, która chce być ważną i zauważaną. Wie do
czego dąży, czasami czytelnik może mieć wrażenie, że nic poza tym się dla niej
nie liczy.
Ostatnią bohaterką jest Reagan – młoda dziewczyna,
amerykanka, która jest w swoim życiu mocno zagubiona. Nie wie czego chce, nie
ma na siebie pomysłu, po prostu chce zrobić coś znaczącego. Dlatego też
decyduje się na surogactwo na Farmie, gdzie zaprzyjaźnia się z Jane.
Książka porusza wiele istotnych tematów, tak wiele, że na
pewno nie uda mi się wspomnieć o wszystkich, a i pewnie każdy czytelnik znajdzie
w książce coś innego. Ogólnie powieść jest o kobietach, o podziałach
ekonomicznych i o różnych celach i ścieżkach życiowych.
Zacznijmy może od tego najbardziej oczywistego, od Farmy.
Wizja życia przedstawionego w książce jest dosyć niepokojąca, ale ciężko oprzeć
się wrażeniu, że to już się dzieje. Przecież w Stanach surogactwo jest legalne,
prawda? To czemu nie założyć ośrodka, w którym o takie kobiety będzie się dbać?
Gdzie będą mogły przez 9 miesięcy żyć w jak najlepszych standardach? To nie
jest jednak takie proste. Pierwsze pytanie – co jest ważniejsze – matka
(surogatka) czy dziecko? W sytuacji takiej jak w książce ewidentnie to drugie.
Bo kim są te kobiety decydujące się na świadczenie takiej usługi? Przeważnie
kobiety biedne, które zrobią wszystko, by zarobić, a jednocześnie raczej nie
mają przy sobie kogoś, kto będzie mógł wnieść głośny sprzeciw, kiedy dzieje im
się krzywda. W takiej sytuacji kobieta traci w ogóle prawo decydowania o sobie,
o swoim ciele, zostaje potraktowana jak rzecz, jak inkubator dla dziecka. To temat
ciężki, aktualny i mocno problematyczny, który wzbudza kontrowersje.
Drugi główny temat to sytuacja imigrantek w USA. U nas w
Polsce ten problem nie jest aż tak widoczny problem, ale w Stanach jest
ogromnie dużo różnych narodowości, które przyjechały tam tylko po to, by
zarobić, by ziścić swój amerykański sen. Kobiety, te z Filipin, bo o nich głównie
jest tak książka, zostawiają swoje dzieci i jadą do USA wykonywać
najczarniejszą pracę, w najbardziej upokarzających warunkach, by tylko coś
zarobić. Jeden z problemów w takiej sytuacji to właśnie te fatalne warunki
pracy i mieszkaniowe,to tak jakby znowu te kobiety nie były postrzegane jako
ludzie, a istoty niższego sortu, coś gorszego, coś do usługiwania. Po drugie
pomyślcie jakie to musi być ciężkie, zostawić swoje dzieci, i ruszyć do obcego
kraju. Czy faktycznie jest to konieczne? Czy nie ważniejsze jest bycie razem?
Po co pieniądze w sytuacji, kiedy matka nie może zobaczyć od 20 lat swoich
dzieci? Czy faktycznie wykształcenie jest ważniejsze od wychowania? Przeogromna
ilość pytań, na które nie jest łatwo znaleźć odpowiedź.
Książka porusza też kwestie podejścia białych, bogatych pań
do swoich pracowników. To też ciężki temat, na który w sumie nie chcę
wypowiadać się konkretnie, bo nie mam do tego wystarczających danych. W książce
bogacze przedstawieni są raczej jednoznacznie – źle. Nie zależy im na swoich
pracownikach, o nikogo się nie troszczą, wykorzystują innych i dbają tylko o
siebie. Takie podejście wydaje mi się trochę za bardzo generalizujące, ale ja
jednak nie żyję w takim świecie, więc pozostawię to bez oceny.
Ostatni temat, o którym chcę wspomnieć, to kobiety sukcesu.
Mea jest dobrym przykładem, chociaż może trzeba by się bardziej skupić na jej
klientkach, które w pogodni za sławą i pieniądzem zapomniały o stworzeniu
rodziny. Może nie zapomniały, ale wybrały jedne kosztem drugiego. Chcąc coś
znaczyć w świecie musiały odrzucić swoją kobiecość, pragnienie założenia
rodziny. To ciężkie wybory, które z czasem mogą okazać się jednak niewłaściwe.
By już więcej nie przedłużać powiem tylko, że „Farma” to
książka aktualna, zadająca wiele ważnych pytań, zmuszająca do myślenia. Przez
większą jej część przynajmniej. Cały finał powieści trochę mnie rozczarował,
zamiast czegoś znaczącego dostaliśmy trochę sensacji. Same zamknięcie książki,
epilog, według mnie też był za bardzo wygłaskany, za miły – liczyłam na coś
mocnego, takiego że skończyłabym książkę i nie mogłabym się ruszyć z wrażenia,
a tutaj dostałam laurkę. Jak na taką książkę, to było to zdecydowanie za
bezpieczne. Niemniej jednak cieszę się, że książkę przeczytałam, nawet po
długości recenzji widać, jak wiele pytań, przemyśleń i emocji we mnie wzbudziła.
Moja ocena: 7,5/10
Książkę mogłam przeczytać w ramach book toura
zorganizowanego przez @ksiazka.w.pigulce (IG) – dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz