Co łączy bohaterkę Karolinę Morawiecką, wdowę po aptekarzu z autorką Karoliną Morawiecką, czym zaskoczy nas "Zabójstwo na cztery ręce", jak wygląda praca nad książką oraz co znajdziemy w prywatnej biblioteczce autorki?
Zapraszam na rozmowę z Karoliną Morawiecką!
Maciej Zienkiewicz photography |
Karolina Morawiecka notka biograficzna:
Doktor nauk humanistycznych, znawczyni i wielbicielka kryminałów. Mieszka w podkrakowskiej Wielmoży razem z mężem antykwariuszem i trzema psami: Truflą, Watson i Liskiem. Jej "Śledztwo od kuchni" i "Morderca na plebanii" błyskawicznie okazały się bestsellerami w swojej kategorii.
Kryminał na talerzu: Na wrzesień zapowiadana jest premiera Pani
trzeciej książki z cyklu o przygodach Karoliny Morawieckiej, wdowy po aptekarzu
i jej wiernego pomocnika siostry Tomaszy – przyznam, że oczekuję na nią z
wielką niecierpliwością! Z tej okazji chciałabym się czegoś więcej o całym
cyklu i o Pani dowiedzieć. Zacznijmy od tego jak powstał pomysł na serię. Wiem,
że coś zaczęło się Pani klarować podczas pisania swojej pracy doktorskiej – co
tak dokładnie wtedy Pani wymyśliła? Sam pomysł na dwie bohaterki - starszą
panią i zakonnicę, czy od razu coś więcej? I jak wyglądał rozwój tego pomysłu?
Karolina Morawiecka: Rzeczywiście, pomysł na bohaterki zrodził się
jeszcze w czasie gromadzenia materiału do mojej pracy doktorskiej. Analizując
różne powieści detektywistyczne doszłam do wniosku, że ciekawa byłaby kreacja
polskiej „panny Marple” - i że byłaby to postać absolutnie odmienna od
spokojnej, przyjaznej i nieco tylko wścibskiej mieszkanki St. Mary Mead.
Zakonnica z kolei wydała mi się po prostu oryginalna – w naszej rodzimej
literaturze kryminalnej jako detektywka w zasadzie nie występowała. Poza tym
uznałam ją za naturalne dopełnienie głównej bohaterki, która siłą rzeczy
musiała być katoliczką (nawet jeśli bardziej dewotką niż osobą prawdziwie
wierzącą).
Kiedy zamieszkałam w Wielmoży, jasne było dla mnie, że współczesna
prowincja jest ciekawsza od najbardziej wydumanej zagadki kryminalnej. Ponieważ
więc chciałam pokazać wieś, automatycznie punktem odniesienia stali się dla
mnie Chłopi Reymonta,
a dokładniej zastosowane w nich strategie narracyjne. Siadając do pisania Śledztwa od
kuchni widziałam zatem, jakie będą moje bohaterki, a także, że
stosować będę trzy przeplatające się rodzaje narracji: gawędziarza, którego
rozbudowane, niemal „barokowe” wypowiedzi pełne są wtrąceń, narratora
„literackiego”, bazującego na skojarzeniach i wreszcie oszczędnego obserwatora.
W trakcie pisania poczułam, że mam też ochotę pobawić się
podgatunkiem i przenieść punkt ciężkości z zagadki kryminalnej na
zagadkę literacką. Stąd na poziomie struktury i narracji pełno jest ukrytych
„zagadek” dla czytelników i czytelniczek. Niektóre z nich są dosyć oczywiste,
inne o wiele trudniejsze. Czasem są to ukryte cytaty, czasem jedynie aluzje, a
czasem konkretne struktury. Dlaczego bohaterka nieustająco potrząsa
podbródkiem? Dlaczego nazywa się tak samo jak autorka? Skąd taka forma
przypisów? Do czego nawiązuje tytuł i podtytuł? I tak dalej, i tak dalej…
Podejrzewam, że zamiłowanie do gotowania główna bohaterka
odziedziczyła po Pani. Jakie jeszcze swoje cechy przelała Pani na wdowę?
Co prawda nie gotuję aż tak dobrze jak wdowa po aptekarzu, ale
istotnie przygotowujemy te same potrawy. Łączy nas też kilka cech fizycznych
(choć nie jest to ani waga, ani wiek, ani, niestety, epicki biust :) ).
Ale odpowiadając całkiem poważnie - dałam bohaterce moje
personalia nie tylko z powodu gry literackiej (bo przecież nie ja pierwsza
zastosowałam taki zabieg w powieści kryminalnej i jest to już pewna tradycja,
choć u mnie rzeczywiście występuje à rebours),
ale także ze względu na uniwersalne cechy charakteru. Zastanawiało mnie, jak to
jest możliwe, że osoby będące często wścibskie i niemiłe, są jednocześnie
ukochanymi babciami czy mamami. I chociaż mam nadzieję, że wady nas nie łączą,
to przecież Karolina Morawiecka wdowa po aptekarzu nosi w sobie takie cechy,
które charakteryzują większość z nas – wspomniane wścibstwo, chęć
nieustającego udzielania rad, przekonanie o swojej wyższości, a przy tym
wszystkim serce na dłoni i empatię.
Skąd się wzięła siostra Tomasza? Czy ona też swoje cechy
zaczerpnęła z prawdziwej postaci?
Siostra Tomasza z jednej strony jest odpowiedzią na Akuninowską
siostrą Pelagię, tyle że w wersji „spolszczonej” i współczesnej, z drugiej zaś
próbą wyobrażenia sobie charakteru zakonnicy, która naprawdę postanowiła -
wbrew zakazom! - poznać zagadkę dwunastu ciał na strychu. Ta historia, która
stanowi punkt wyjścia dla „detektywistycznej” biografii siostry Tomaszy jest
bowiem prawdziwa i rzeczywiście wydarzyła się, bodajże we wczesnych latach
dziewięćdziesiątych, w jednym z krakowskich zakonów.
Jednocześnie Śledztwo od kuchni zadedykowane
jest między innymi pamięci siostry Ksawery. Zakonnicy, która w moim przekonaniu
miała wiele cech wspólnych z książkową bohaterką. Bo przecież do zakonów
trafiają i kobiety po studiach, z ukształtowanymi poglądami i przekonaniami,
które dosyć trudno jest „sformatować”. Feminizm i katolicyzm nie muszą się
przecież wykluczać.
Skoro już mówimy o bohaterach, to najbardziej zbliżona do Pani
jest sąsiadka wdowy, Karolina, Krakuska – jak wiele Pani w tej postaci?
:) Prawdę powiedziawszy z krakuską mam chyba najmniej
wspólnego - może rzeczywiście poza wyglądem. Krakuska to raczej spojrzenie na
siebie oczami moich sąsiadów. Nie raz usłyszałam, zwłaszcza na
początku mojego mieszkania w Wielmoży, że ja tylko „leżę na sofie i czytam”.
Poza tym właściwie nie piekę ciast, więc mój mąż „ jest taki chudziutki, bo
ciasta na niedzielę nie ma”. :)
Już kończąc temat postaci cyklu - kogo z bohaterów lubi Pani
najbardziej i dlaczego?
Lubię wszystkich moich bohaterów – nawet przerażającego poglądami
Stachlaka :) . Bardzo lubię panią Małgorzatę. Widzę ją z
włosami upiętymi w ciasny kok, ze złotym zębem, twarzą pooraną zmarszczkami, w
podomce w kwiaty, martwiącą się nieustannie, czy jakiegoś grzechu nie będzie, z
sercem na dłoni i za wszelką cenę próbującą wyczarować z postnych produktów coś
jadalnego.
Teraz może troszkę o Pani warsztacie pisarskim. Jak wygląda praca
nad książką? Pisze Pani dzień w dzień? Czy może nie nakłada sobie Pani rygoru i
siada do pisania tylko w chwili natchnienia?
Kiedy pracowałam nad jakąś powieścią, wyglądało to dosyć
podobnie. Pisałam mniej więcej dwie godziny dziennie, od ósmej do dziesiątej,
żeby nie pozbawić się przyjemności i żeby pisanie nie stało się rutyną czy
obowiązkiem. Oczywiście tylko w dni robocze czyli od poniedziałku do piątku.
Długo powstaje taki pomysł nad książką? I ile mniej więcej czasu
zajmuje Pani napisanie jednego tomu?
Moje pisanie zaczyna się od tytułu. Kiedy go wymyślę, a w
zasadzie – kiedy przyjdzie mi do głowy, bo jakoś specjalnie nad nim nie rozmyślam,
„widzę” już całą historię. Wiem, kto jest ofiarą i dlaczego zginie. No i przede
wszystkim: kto i w jaki sposób zabił.
Sam akt pisania w moim przypadku jest ogromną radością – zaczynam
„widzieć” sceny, tak jakby przed moimi oczami wyświetlał się film i po prostu
opisuję to, co widzę i słyszę.
Pisanie powieści to mniej więcej dwa miesiące w takim rytmie (dwie
godziny dziennie, pięć dni w tygodniu). Przy czym o ile po prostu „usiadłam i
napisałam” Śledztwo,
o tyle w przypadku Mordercy między
pierwszymi a ostatnimi rozdziałami minęło z pół roku. Z kolei w przypadku
trzeciej części miałam bodajże miesięczną przerwę, także „w połowie” książki,
kiedy przeżywałam totalne załamanie i pisarską depresję.
Czy jest coś w cyklu co sprawiło Pani trudność podczas pisania?
Jeśli tak, to co i dlaczego?
Prawdziwa trudność pojawiła się w przypadku trzeciej książki.
Kiedy ukazało się Śledztwo, Morderca był
już ukończony. Z recenzjami czytelników zetknęłam się więc dopiero w trakcie
pisania Zabójstwa
na cztery ręce.
A ponieważ głosy były i są absolutnie rozbieżne, doznałam „szoku poznawczego”
:) . Z jednej strony mój styl był „wyrafinowany i inteligentny”, z drugiej
„nieznośny, egzaltowany i na poziomie gimnazjalistki”. Głównej bohaterki
jednocześnie „nie da się nie lubić” oraz „jest nieznośna i okropna” (siostra Tomasza
jakoś uszła przed pręgierzem opinii publicznej). Pisałam jednocześnie „za
długie” oraz „za krótkie” powieści, które były „niestety takie same” i
„niestety inne”. A kulinarny podtekst „nudził i był na siłę” albo „stanowił
oryginalne i ciekawe dopełnienie”. (Uwagi na temat humoru pominę, bo wciąż się
upieram, że nie piszę komedii kryminalnych, ale powieści detektywistyczne).
Każdą taką uwagę brałam sobie do serca, każdą się przejmowałam. Po miesiącu
totalnej niemocy doszłam do wniosku, że zostało mi już tylko oszaleć… :) Przestałam
więc czytać opinie i wróciłam do pracy nad książką.
Ma Pani
swoje ulubione miejsce do pisania?
Wyobrażam sobie, że
jeszcze większą przyjemność sprawiałoby mi pisanie albo w plenerze, albo w
jakiejś kawiarni, lub po prostu w moim ogrodzie. Ponieważ jednak nie mam laptopa,
musiało wystarczyć mi biurko w moim gabinecie - za to z fenomenalnym widokiem
na ogród i ruiny tajemniczego domu.
We
wrześniu ukazuje się trzeci tom cyklu pt. „Zabójstwo na cztery ręce”. Co może
Pani zdradzić przed premierą swoim czytelnikom? Czego możemy się spodziewać?
Zabójstwo w moim odczuciu jest
książką inną od poprzednich (zresztą mam poczucie, że każda z części jest inna.
Oczywiście strategie narracyjne są cały czas te same, podobnie jak bohaterowie,
ale jednak pod względem kompozycji czy tempa fabuły są to całkiem inne powieści).
Zabójstwo jest „najszybsze”, z dominacją
dialogu, a akcja właściwa sprowadza się w zasadzie do jednej nocy. To taka
wariacja na temat jedności miejsca czasu i akcji…
Jeśli chodzi o fabułę,
wiąże się ona ze ślubem młodszego aspiranta Rafała Batorego i kelnerki z Herbovej.
Będzie trup, tradycyjne polskie wesele i mnóstwo przyśpiewek, przy których
układaniu wspaniale się bawiłam :) .
Czy w
planach ma już Pani kolejne części cyklu? Muszę przyznać, że bardzo lubię
stworzonych przez Panią bohaterów, nie chciałabym się z nimi za szybko
rozstawać!
No to pytanie nie
potrafię w tej chwili odpowiedzieć. Bo z jednej strony mam pomysł na część
czwartą, która miałaby rozgrywać się dwutorowo i objąć mój ukochany Kraków, z
drugiej strony pisanie, czy raczej okoliczności towarzyszące wydawaniu książek,
nieco mnie przerosły, często rozczarowały. Zderzenie moich absolutnie wyidealizowanych
wyobrażeń z rzeczywistością mój pisarski zapał jakby ochłodziły... A ponieważ
nie mam w sobie przymusu, więc nie wiem, czy wdowa po aptekarzu i siostra
Tomasza rozwiążą jeszcze jakąś zagadkę, czy też będzie to ich koniec. To się
dopiero okaże…
To na
koniec trochę prywaty – jak wygląda Pani domowa biblioteczka? Czy coś się w
niej wyróżnia? Autor? Gatunek?
Moja
biblioteczka to w większości białe regały, bo na nich nie widać kurzu :) (serdecznie polecam!). A tak
całkiem serio - mam oczywiście część poświęconą tylko na kryminały. Istotne
miejsce zajmują też reportaże i szeroko rozumiana klasyka.
Nie
jestem w stanie wskazać jednego ulubionego pisarza czy pisarki, ale
niewątpliwie w ostatnim czasie szczególne miejsce zajmuje w mojej bibliotece i
w moim sercu proza
Jaume
Cabré. Jego Wyznaję to dla mnie absolutne
arcydzieło. Powieść genialna, która wszystkie inne zostawia ze sobą.
Co lubi
Pani robić w wolnym czasie? Oprócz pisania oczywiście 😊
Lubię praktykować
drobne i małe przyjemności. Oczywiście lubię gotować, choć stawiam na kuchnię
szybką, taką „do 20 minut”. (Zresztą jeśli ktoś śledzi przepisy na fanpage’u wdowy po aptekarzu, ten wie, że musi być łatwo
i szybko :) ). Uwielbiam chodzić na spacery z mężem i
naszymi trzema psami, albo leżeć na kanapie i czytać lub oglądać seriale
(„Opowieść podręcznej” to mój absolutny numer 1!!!). Poza tym moją wielką pasją
jest ogród, choć raczej sprowadza się to do wymyślania kolejnych kompozycji i nowych
rabat, niż do pielenia (za tym ostatnim absolutnie nie przepadam). Lubię też
aktywności związane z aranżacją przestrzeni, chociaż umiejętności technicznych
nie mam zbyt wielkich. Oraz nordic walking!
Ulubione
danie?
Odpowiedź na pytanie o
ulubione danie jest niemal tak samo trudna jak na pytanie o ulubioną powieść! Wszystko
przecież zależy od naszego nastroju, od pory roku itd. Ale w pierwszej trójce niezmiennie
królują u mnie makarony (lasagne to moja miłość!) i pieczona kapusta z sosem musztardowym.
Moim comfort food od lat jest… bułka
tarta, smażona na dużej ilości masła z listkami świeżego tymianku, odrobiną
startej skórki z cytryny, parmezanem i płatkami chili.
Ulubione
warzywo?
Jednego warzywa też
nie jestem w stanie wybrać, ale pewnie będzie to brukselka i bakłażan (byle
niej razem, a jeśli już, to w towarzystwie orzechów piniowych, rodzynek,
pomidorków koktajlowych, parmezanu i dobrego dressingu – oczywiście z
makaronem).
Ulubiona
muzyka i wykonawca?
Kocham kobiece głosy.
Od kilku lat nieustające słucham Madeleine Peyroux na zmianę z Beth Heart i
Dianą Krall. Mam też słabość do Stinga, Sufjana Stevensa i Eliotta Smitha. A
moim ostatnim odkryciem muzycznym jest płyta „American love call” zespołu
Durand Jones & The Indications.
Serdecznie
dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów na rynku powieści komedii
kryminalnych (a raczej w powieściach detektywistycznych;) )!
Dziękuję :)
Dziękuję :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz