sierpnia 15, 2019

"Wszystko do nas wraca" Arkadiusz Lawrenc


Tytuł: Wszystko do nas wraca
Data premiery: 05.06.2019
Wydawnictwo: Novae Res
Liczba stron: 268

„Wszystko do nas wraca” to kolejny polski debiut literacki o autorze którego nic nie wiadomo. Wyszukując jego nazwisko w sieci można znaleźć kilka wpisów, jednak nie mam pewności czy jest to ta sama osoba, więc nie będę tutaj przytaczać tak niepotwierdzonych informacji. Jego debiut do powieść kryminalna, którego akcja toczy się w okolicach Gniezna.

Akcja historii zaczyna się od pożaru samochodu. Brajan, młody chłopak, wielki fan marihuany, przypadkiem dostrzega płonienie i zafascynowany podchodzi sprawdzić co się dzieje. Okazuje się, że obok płonącego auta leży dziewczyna, której ktoś wydłubał oczy. Na miejscu razem ze strażą zjawia się policja – podkomisarz Radosław Sokołowski i komisarz Zenon Wiśniewski przejmują dochodzenie. Okazuje się, że dziewczyna ma skomplikowaną przeszłość, ale nim śledztwo ma szanse ruszyć na przód, wybucha kolejny pożar. Tym razem ofiara nie kończy w szpitalu, a w prosektorium, a to co znajdują policjanci na miejscu przerasta najśmielsze ich wyobrażenia....
„Miał przed sobą przepiękny spektakl. W głównej roli wystąpiły wielbione przez niego płomienie. Tylko one potrafiły wzbudzić w nim prawdziwą radość. Kocham ich intensywną barwę, mnogość dźwięków, jakie niosły ze sobą oraz ciepło im towarzyszące. Najbardziej jednak fascynowała go moc żywiołu, który nawet z najmniejszej iskry potrafił przeobrazić się w destrukcyjne arcydzieło.”
Od strony kompozycji książka składa się z 36 rozdziałów i epilogu. Rozdziały są króciutkie, tekst przejrzysty, czyta się szybko i przyjemnie. Samo wydanie też jest ciekawe, tytuł na okładce jest jakby trochę rozmyty, tak samo jak i numeracja rozdziałów. Narracja jest trzecioosobowa czasu przeszłego, jednak są momenty zaznaczone w tekście kursywą, kiedy jeden z bohaterów ujawnia swoje myśli – wtedy narracja przechodzi na pierwszoosobową. Narrator podąża głownie za podkomisarzem Sokołowskim, ale nie tylko – często do głosu dochodzi też wspomniany fan marihuany, okazyjnie ofiary i morderca. Styl jest dopasowany do postaci prowadzącej, narrator jest bardzo spostrzegawczy w kwestii wyglądu spotykanych osób.

Śledztwo prowadzi dosyć młody podkomisarz Radosław Sokołowski, przez wszystkich nazywany Sokół. Ogolony na łyso, dosyć przystojny, samotny, w pełni oddany pracy. Ambitny i rzetelny, wytrwale dąży do celu, nie poddaje się.
Jego partnerem jest komisarz Zenon Wiśniewski „Wiśnia”. To pan w okolicach emerytury, mocno przy kości. W pełni ufa swojemu partnerowi, który, mimo że niższy rangą, przejmuje dochodzenie.
Oczywiście przez książkę przewija się sporo postaci. Pierwsza ofiara, Anna, dosyć imprezowa dziewczyna, która chyba wolałaby zapomnieć o swojej przeszłości. Jej rodzina też jest bardzo specyficzna. Dużą rolę odgrywa też wspomniany Brajan, bardzo szczupły chłopak, któremu do szczęścia nie potrzeba wiele. Ciekawą postacią jest też prokurator, bardzo niski mężczyzna, który niby jest, a jednak go w sumie cały czas nie ma.

Akcja powieści przez większą część książki jest bardzo ciekawie poprowadzona. Bohaterowie są ciekawi, dialogi dynamiczne i lekko uszczypliwe, morderstwa ciekawe, opisy chwilami brutalne. Policja wykonuje rzetelną robotę, Sokół jest mocno zmotywowany, by znaleźć sprawcę. Przeszłość ofiar wzbudza ciekawość, a morderca który gdzieś tam jest, ale jednak nie wiadomo kto to, mocno intryguje.
Niestety 60 stron od końca wszystko bierze w łeb. W sumie miałam wrażenie, że końcówkę napisała inna osoba. Postacie nagle zmieniają się nie do poznania, ich działania czy sposób myślenia nie ma żadnego uzasadnienia, a samego rozwiązania zagadki po prostu nie ma. Morderca, owszem, zostaje wyjawiony, ale jego motywy czy wizja, którą miał mordując, niestety do końca zostaje zagadką. Naprawdę jest mi przykro, że historia została zamknięta ( w teorii, bo jak mówić o zamknięciu, kiedy nic się nie wyjaśniło?!) w taki sposób, bo książka miała duży potencjał. Przez 200 stron myślałam, że to jest naprawdę dobry kryminał i zastanawiała mnie niska ocena. No cóż, po ostatnich 60 stronach w pełni ją rozumiem.

W książce przywołany zostaje jeden z polskich raperów, a nawet nie raper, a jego piosenki. Mimo że fanką nie jestem, ale znam niektóre teksty autora, a te przytoczone w książce chwilę temu sprawdziłam. Nie wiem dlaczego narrator zarzuca artyście, że rapuje niezrozumiale – to jeden z tych polskich artystów, którzy dykcję mają doskonałą. Może bym się do tego nie przyczepiła, gdyby zakończenie tak mnie nie rozczarowało, ale kiepskie zakończenie (a raczej jego brak!) i jeszcze taki niesłuszny zarzut wobec dobrego artysty to już naprawdę dla mnie za dużo.

Mam nadzieję, że, o ile będzie, kolejna książka autora będzie dokładniej przemyślana, z logiczną i dobrze rozpisaną intrygą, bo potencjał jest, naprawdę te 200 stron czytało mi się dobrze.

Moja ocena: 5/10

Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Novae Res!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz