Tytuł: Rzeczy,
które robisz we Lwowie, będąc martwym.
Data premiery: 05.07.2019
Wydawnictwo: Novae
Res
Liczba stron: 286
Kolejny kryminał, kolejny debiut, kolejny autor, o którym
nic nie znalazłam! „Rzeczy, które robisz we Lwowie, będąc martwym” swoją
premierę miało na początku lipca. Książka od razu mocno intryguje tytułem, a
jej niewielki rozmiar zachęca do spędzenia z nią kilku chwil czasu.
Akcja powieści, jak to bywa w kryminałach, rozpoczyna się od
trupa. Zamordowany został Polak na Ukrainie, pod Lwowem, jego ciało rozszarpano,
a na czole wycięto tryzub, herb Ukrainy. Jako że sprawa jest międzynarodowa, to
na miejsce zdarzenia wezwany zostaje konsul Polski na Ukrainie Jan Cukierski.
Sprawa zostaje utajniona przed mediami, policja nie kwapi się z szukaniem
mordercy. W tym czasie w Polsce Jerzy Kawalec, nauczyciel historii w liceum
oraz ksiądz Stanisław, nauczający religii w tej samej szkole, wybierają się na
wakacje na Ukrainę. Jeszcze przed wyjazdem okazuje się, że zamordowany jest
synem dawnego przyjaciela Jerzego, więc historyk postanawia się przyjrzeć
sprawie na miejscu. Ksiądz również podchodzi do śledztwa bardzo
entuzjastycznie. Co Polacy znajdą na Ukrainie? Czy było to morderstwo w imię
patriotyzmu?
Kompozycyjnie książka złożona jest z 34 rozdziałów i
epilogu. Rozdziały są krótkie, czyta się szybko, tym bardziej, że książka jest
minimalnie mniejsza od większości książek. Narracja prowadzona jest w trzeciej
osobie czasu przeszłego, większa część akcji przedstawiona jest z perspektywy
Kawalca. Styl jest bogaty, często nawiązuje do historii Polski oraz szeroko
pojętej kultury – kina, literatury itp. Humor powieści jest mocno uszczypliwy,
prześmiewczy i ironiczny.
Głównym bohaterem powieści jest wspomniany już kilka razy
Jerzy Kawalec. Mężczyzna około 40stki, brodacz, fan średniowiecza. Dosyć
nieśmiały typ, szczególnie jeśli chodzi o kobiety. Trochę wycofany z
rzeczywistości, za to inteligentny, uważny i z dobrą intuicją.
Jego „Watsonem” jest ksiądz Stanisław, przez uczniów nazywany
Satanisławem. To bardzo barwna i ciekawa postać. Na urlop został odesłany, po
tym jak do przełożonych dotarło pomówienie o romans z gosposią. Ksiądz jest
niesamowicie dobrym aktorem, lubi się stylizować na znane postacie – aktualnie jego
wzorem jest ojciec Mateusz. Swoim uczniom powtarza, że mają brać przykład z
tego co mówi, a nie robi, a sam twierdzi, że Bóg stworzył i oczy i piękne kobiety,
więc nie ma nic złego tym by sobie
popatrzeć. Ubiera się modnie, ciężko wypatrzeć w nim księdza na urlopie.
Zamordowanym jest Bartek Leszczyński, młody chłopak, który
miał rozpocząć studia medyczne na Ukrainie – jak twierdzi narrator, na
tamtejsze studia zdecydowanie łatwiej się dostać, a lekarz to lekarz, dlatego
też dużo Polaków wybiera właśnie ten kraj na dalszą edukację.
Co do akcji powieści, to nie jest ona jakoś specjalnie mocno
rozbudowana, ale jest dobrze poprowadzona. Jednak myślę, że książka powinna
mieć zdecydowanie inny tytuł, bo ten już na wstępie sugeruje rozwiązanie
zagadki.
Przy omawianiu tej książki zdecydowanie więcej trzeba
powiedzieć o stylu. Jak pisałam wcześniej, narrator jest uważny, zauważa dużo
rzeczy, część jego spostrzeżeń dotyczących polskiej rzeczywistości jest bardzo
trafna. Jednak muszę przyznać, że mimo iż lubię taki ironiczny styl opowieści,
to tutaj dla mnie było to trochę za bardzo. Miałam wrażenie, że narrator widzi
tylko złe rzeczy, skupia się na tym jak jest źle i brzydko i w kółko to
powtarza. Ja z kolei wolę szukać pozytywów, nie lubię aż tak negatywnego
podejścia, więc po jakimś czasie taka narracja zaczęła mnie po prostu irytować.
Dodatkowo miałam wrażenie, że część uwag jest dosyć rasistowska, nie podobały
mi się wypowiedzi o Ukraińcach czy Niemcach. Pewnie było to ironiczne
podejście, jednak do mnie kompletnie nie trafiło.
„Jeśli chodzi o ogólny poziom rozpierduchy w przestrzeni publicznej, Ukraina jest właściwie jak Polska, tylko pod każdym względem trochę bardziej.”
Ogólnie historia ma potencjał, sposób przedstawienia akcji
wzbudza ciekawość. Postacie również są niczego sobie, a niektóre sceny bardzo
sprawnie przedstawione – mnie akurat bardzo spodobała się jedna z początkowych
scen odnośnie powstania styczniowego. Jednak styl poprowadzenia narracji nie
przypadł mi do gustu, jest trochę za mocno ironiczny, prześmiewczy i negatywny.
Myślę, że książka na szansę znaleźć fanów wśród uważnych obserwatorów z
ironicznym podejściem do życia – tacy czytelnicy na pewno będą się przy niej
dobrze bawić.
Moja ocena: 5/10
Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu Novae
Res!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz