Tytuł: Zjazd
absolwentów
Tłumaczenie: Joanna
Prądzyńska
Data premiery: 31.07.2019
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 320
Guillaume Musso to aktualnie jeden z najbardziej
rozpoznawanych francuskich pisarzy współczesnych. Debiutował w 2001 roku, a już
jego druga powieść stała się światowym bestsellerem. Jego książki przekładane
są na 42 języki, a pełny ich nakład wynosi ponad 35 milionów egzemplarzy. Każda
z kolejnych książek autora jest bardzo entuzjastycznie witana przez czytelników
i osiąga statusy bestsellerów. Jedna z wcześniejszych powieści „Potem” została
nawet zekranizowana w gwiazdorskiej obsadzie. Musso słynie z łączenia wątków
kryminalnych z miłosnymi, a czasem nawet fantastycznymi. Aż wstyd się przyznać, że „Zjazd absolwentów”
to moje pierwsze spotkanie z autorem...
Akcja powieści „Zjazd absolwentów” rozpoczyna się od powrotu
Thomasa do Francji, na Lazurowe Wybrzeże. Mężczyzna zostaje ściągnięty przez
swojego dawnego przyjaciela Maxime’a, którego mocno zaniepokoił artykuł w
lokalnej gazecie. Mężczyźni ewidentnie mają jakąś mroczną tajemnice z
przeszłości. Teraz, 25 lat po ukończeniu szkoły, z okazji 50lacia jej istnienia
organizowany jest zjazd absolwentów połączony z wielkimi obchodami oraz
złożeniem fundamentów pod nowy bardzo nowoczesny budynek, który ma stanąć w
miejscu starej hali sportowej. Z tej okazji wszyscy starzy znajomi zjeżdżają
się w jedno miejsce. Jest fotograf, dziennikarz, pisarz, polityk, brak tylko
Vinki, dziewczyny, po której ślad zniknął 25 lat temu.... Co się z nią stało?
Umarła, zniknęła? Kto jest w to zamieszany? I kto teraz, po 25latach, zaczyna
podsyłać anonimy grożąc zemstą? Akcja coraz bardziej się komplikuje, a sprawy
sprzed lat, o których nikt nie miał pojęcia, wychodzą na światło dzienne....
„Twoje życie skończy się, zanim się zacznie. Dziś wieczorem wkroczyłaś do piekła, z którego nie ma wyjścia.”
Kompozycyjnie książka na 6 części. Każda z nich opatrzona
jest tytułem, 4 z nich są dłuższe, zawierają rozdziały, także tytułowane oraz
dodatkowo opatrzone trafnym cytatem dotyczącym przedstawianych wydarzeń. Z
kolei rozdziały podzielone są jeszcze na podrozdziały, przez co książkę czyta
się bardzo wygodnie, ze świadomością, że można ją odłożyć w każdym momencie
(chociaż bardzo się tego nie chce!) i się nie pogubić. Zabieg ten dodaje
również dynamizmu powieści i trochę takiego filmowego zabarwienia – każdy
podrozdział jest jak jedna scena. Książkę otwiera mapka liceum, a zamyka wykaz
źródła wspomnianych już cytatów. Samo wydanie książki jest, jak to zawsze u
Wydawnictwa Albatros, bardzo staranne, grafika na okładce ma świetne kolory i
mocno przyciąga wzrok. Okładka jest miękka, ze skrzydełkami.
Główna część akcji powieści prowadzona jest w narracji
pierwszoosobowej czasu przeszłego, narratorem jest Thomas. Styl powieści jest
bardzo płynny, aktualne wydarzenia przeplatają się ze wspomnieniami z feralnego
roku 1992, co jest jedną z moich ulubionych form narracji.
Głównym bohaterem jest wspomniany już Thomas. Teraz to
mężczyzna po 40stce, znany pisarz, mieszka w USA, dokąd wyprowadził się po
ukończeniu szkoły. Thomas całe swoje życie poświęcił pisaniu, jest samotny.
Kiedyś jednak tak nie było, w czasach szkolnych był nierozłączny z Maximem i
szaleńczo zakochany w Vince. Miał również wierną przyjaciółkę Frany, z którą
znał się od czasów podstawówki. Co się stało, że losy tej czwórki się rozeszły?
Jedyne co u Thomasa jest niezmienne to miłość do książek. To
jest jego świat, który od zawsze był dla niego ratunkiem.
„Powieści mnie nie leczyły, ale na chwilę zdejmowały ze mnie ciężar bycia sobą. Były moją komorą dekompresyjną, tamą, która wstrzymywała zatapiającą mnie falę przerażenia.”
Ważną rolę w powieści odgrywa wspomniana już Vinca. Była to
dziewczyna piękna, rudowłosa, z charakterem. Pochodziła z bogatej rodziny,
oglądał się za nią każdy chłopak w szkole. Vinca miała jednak swoje tajemnice.
Sama była zakochana, co na samym początku sugeruje czytelnikowi prolog. Co się
z nią stało? Dlaczego i jak zniknęła bez śladu?
W powieści znajdziemy też sporo innych ciekawych postaci.
Jest Maxime, który został na Lazurowym Wybrzeżu, a któremu ewidentnie dobrze
się teraz powodzi, ma biznes i rodzinę. Jest też Frany, kardiolog, która
poświęca każdą chwilę na pracę w szpitalu. No i dziennikarz Pianelli, który
wytrwale dąży do prawdy... Każda z tych postaci jest inna, zagadkowa,
intrygująca.
To co mnie jednak najbardziej w powieści urzekło to nie
bohaterowie, a klimat. Książka przenosi nas w cudowne rejony Lazurowego
Wybrzeża, razem z bohaterami spacerujemy po klimatycznych ulicach i
przepięknych, bogatych domach, czasami wręcz perełkach architektury. Ja np.
zakochałam się w domu ojca Maxime’a, chociaż i dom rodziców Thomasa też jest
prześliczny. Woda, drzewa, klimatyczne kafejki, musicie sami przyznać, że brzmi
świetnie, prawda?
Klimat powieści budują też także przeplatające się cały czas
przez akcję klasyki literatury, którymi zaczytują się bohaterowie. Na każdej
karcie powieści widać, że kochają słowo, cenią je, wiedzą jaką niesie wartość.
Oczywiste jak na pisarza, prawda? Jednak tutaj autorowi udało się przenieść
całą miłość do słowa pisanego na karty powieści (mimo, że nie jest to powieść z
wątkami autobiograficznymi, jak sam autor podkreśla w posłowiu!). Muszę
przyznać, że między innymi to mnie w powieści urzekło, sama podzielam ten
zachwyt nad słowem pisanym, chociaż wiem, że nigdy nie będą operować nim tak
świetnie jak autor.
„Bo różdżki czarodziejskie istnieją! Dla mnie taką różdżką był długopis. Za franka pięćdziesiąt dostawałem przyrząd zdolny zmienić rzeczywistość, naprawić ją lub nawet zniszczyć.”
Prócz cudownej literatury dużą rolę odgrywa także muzyka.
Młodość bohaterów to lata rozkwitu klasyki rocka, więc przez karty powieści
cały czas przewijają się takie zespołu jak The Cure czy Queen. Co chwilę w tle
akcji słychać gdzieś jakąś piosenkę, cały czas coś z tyłu gra, przez co prócz
klasycznego thrillera ma się wrażenie powieści literacko-muzycznej,
naszpikowanej wręcz sztuką. Właśnie to, jak dla mnie, odróżniało tą powieść na
tle wszystkich innych jakie do tej pory przeczytałam.
W całej tej cudowności, wielbieniu sztuki akcja powieści
jest jednym wielkim kontrastem. Wydarzenia są straszne, brutalne i nie mają
wiele wspólnego z pięknem sztuki. To aż zmusza do zastanowienia się co jest
prawdziwe – czy uwielbienie życia przez sztukę czy może zwierzęcość i pierwotne
ludzkie instynkty...
„Ty żyjesz w świecie bajki, literatury! Rzeczywistość jest inna. Brutalna. Okropna.”
Podsumowując moje pierwsze spotkanie z twórczością autora
uznaję za udane. „Zjazd absolwentów” to nie tylko dobry thriller, którego akcja
toczy się teraz i w przeszłości, gdzie czytelnik razem z rozwojem akcji stara
się odkryć tajemnice, ale też powieść czarująca klimatem. Francja, Lazurowe
Wybrzeże, muzyka, literatura, sztuka to trochę taka współczesna bohema. Z kart
powieści wręcz wylewa się uwielbienia dla sztuki, a szczególnie dla słowa
pisanego, co dla mnie, miłośniczki słowa, było naprawdę czystą przyjemnością.
Jeśli każda z powieści autora zawiera w sobie te uwielbienie, to biorę je w
ciemno!
Moja ocena: 7,5/10
Za egzemplarz powieści serdecznie dziękuję Wydawnictwu
Albatros!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz