czerwca 26, 2019

"Zaginiony kontynent. Podróże po prowincjonalnej Ameryce" Bill Bryson


Autor: Bill Bryson
Tytuł: Zaginiony kontynent. Podróże po prowincjonalnej Ameryce.
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Data premiery: 28.05.2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 376

Książka „Zaginiony kontynent” Billa Bryson ukazała się w Polsce w tym roku pod koniec maja. Autor jest znany brytyjskim pisarzem amerykańskiego pochodzenia, wydał wiele książek podróżniczych, popularno-naukowych oraz książek o języku. Urodził się w Des Moines w Iowa, w młodości przeprowadził się do Wielkiej Brytanii i tam już osiadł na stałe. Ma żonę, dzieci, jest poważanym członkiem społeczeństwa angielskiego, dostał nawet Order Imperium Brytyjskiego za dorobek literacki.
Dla mnie to było pierwsze spotkanie z autorem, ale już wiem, że nie ostatnie. Na pewno muszę przeczytać jego książkę o Anglii, pt. „Zapiski z małej wyspy” oraz nie pogardzę też książką ogólnie o Europie pt. „ Europa dla początkujących i średniozaawansowanych”.

„Zaginiony kontynent. Podróże po prowincjonalnej Ameryce” jak sama nazwa wskazuje, jest opisem podróży po Ameryce. W większości prowincjonalnej, ale autor zawędrował też do kilku największych miast USA. Tak naprawdę to były dwie podróże – jedna w październiku 1987 roku na Wschód od stanu Iowa oraz druga w kwietniu 1988 roku na Zachód od stanu Iowa. Autor dzieli się z czytelnikiem swoimi przeżyciami z podróży w dosyć humorystyczny sposób.

Zgodnie z podziałem na podróże, książka podzielona jest na dwie części: Wschód i Zachód. Całość składa się z 28 rozdziałów, które są podobnej długości. Książkę czyta się lekko, styl autora jest bardzo łatwy w odbiorze, nie szczędzi żartów i często ironizuje. Powiedziałabym, że jest to książka drogi, gdzie autor ze swojego punktu widzenia opisuje mijane miasteczka, spotkanych ludzi, a czasem jest to też punkt wyjścia do wspomnień z dzieciństwa i rozważań nad kondycją amerykańskiego stylu życia.

Autor, jak już pisałam, urodził się w stanie Iowa, po czym w młodości przeniósł się do Wielkiej Brytanii. W latach 80tych zmarł mu ojciec, co skłoniło go do podróży po Stanach śladami corocznych wakacji, które odbywali całą rodziną, co roku w inne miejsce. Bryson na czas wycieczki pożycza od matki stary niebieski chevrolet chevette i rozpoczyna od podróży na Wschód. Przejeżdża przez wiele stanów, od Missisipi po Maine i Vermont. Po drodze komentuje mijane miasteczka, dzieli się z czytelnikiem zwyczajami tam panującymi, ocenia przyjazność mieszkańców i opowiada różne ciekawostki. Odwiedza domy sławnych ludzi, tj. Mark Twain, Elvis Presley, Ike Eisenhower, zwiedza przeróżne muzea, chodzi na spacery po miastach i miasteczkach. Odwiedza znajomych, wybiera się na wycieczki po dużych miastach jak Nowy Jork czy Filadelfia. Często też wspomina dzieciństwo, jak wyglądały ich wakacje, dużo mówi o ojcu, jaki był, co lubił, jak podchodził do tych corocznych wyjazdów. Wszystko to przedstawia w sposób dosyć uszczypliwy, z nutką humoru, ale takiego dosyć ostrego. Jest mocno krytyczny wobec spotykanych ludzi, ale jest równie krytyczny wobec siebie samego, więc te komentarze nie budzą sprzecznych emocji.

Podróż swą zaczynał od opisu miasteczka, w którym się wychował.  Bardzo mi się ten opis podobał, autor twierdzi, że ktokolwiek zjedzie z autostrady do Des Maines już raczej z niego nie wraca, zostaje tam, osiada z jakichś niewiadomych przyczyn – jest to bardzo płaski teren, same pola kukurydzy, żadnych gór, żadnej wody, spokój, cisza, nic się nie dzieje, w koło sami farmerzy, do innych miast daleko. Tak wygląda połowa Ameryki 😊 Jednak w jego miasteczku panuje jakaś hipnotyzująca atmosfera, wszyscy chodzą z błogimi wyrazami na twarzy. I tak jak wyruszając na Wschód autor raczej narzekał na miasteczko, tak wracając po 34 dniach podróży zmienia zdanie, cieszy się z powrotu i dostrzega piękno swojego stanu.

Druga podróż na Zachód ma miejsce w kwietniu kolejnego roku. I tak samo - autor pożycza samochód mamy i rusza śladami dawnych wycieczek. Nebraska, Kansas, Kolorado, Nevada, Kalifornia i tak dalej. Tutaj w końcu krajobraz jest górzysty, inny od wschodniego, jednak z kolei ludzie mają całkiem inne usposobienie niż wschodni mieszkańcy Stanów. Sposób podróży wygląda tak samo jak z poprzedniej wycieczki – głównie podróżuje samochodem, zatrzymuje się w przydrożnych motelach, odwiedza miejscowe knajpy. Oczywiście zahacza też o Las Vegas, ale po pierwszym zachwycie, czuje się rozczarowany. Z kolei wrażenia, jakie w młodości zrobił na nim Wielki Kanion, potwierdzają się teraz w stu procentach. Przy końcu podróży miałam wrażenie, że autor był już trochę zmęczony, w sumie więcej jechał przez pustkowia niż faktycznie coś zwiedzał, więc chciał szybko wrócić do domu.

Ostatecznie razem odwiedził 38 stanów z 50, przejechał kilka czy nawet kilkanaście tysięcy mil.

Prócz opisów i ciekawostek autor w książce zawarł dużo krytyki amerykańskiego społeczeństwa. Dużo mówi o edukacji, służbie zdrowia, reklamach, sposobie życia amerykanów, otyłości. Przedstawia to w dosyć zabawny sposób, ale mając porównanie do dawnych lat i europejskiego podejścia do spraw, jest w stanie zaznaczyć dużo interesujących uwag.

Ogólnie książka mi się podobała, to dobra propozycja na lato. Przyjemnie było spojrzeć na Amerykę oczami autora, który sam nie dokładnie pamiętał czego ma się po tej podróży spodziewać. Humor autora jest ostry, momentami może za dosadny, ale ogólnie zaliczam na plus – kilka razy podczas czytania parskałam śmiechem.
Brakowało mi tutaj tylko mapki, gdzie byłaby zaznaczona trasa autora oraz szkoda, że tłumacz nie przetłumaczył miar na europejskie – nie wiem ile mil to kilometr czy odwrotnie i nie wiem ile stopni Fahrenheita to stopieni Celsjusza, więc trochę chwilami byłam pogubiona.

Podsumowując, książka to dobra historia drogi, przyjemna i lekka lektura na ciepłe dni. Myślę, że ciekawie byłoby pojechać teraz śladami autora – w końcu opisywany przez niego świat to koniec lat 80tych, więc jestem ciekawa jak i czy w ogóle coś się pozmieniało w opisywanych stanach.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz