Autor: Tommy Orange
Tytuł: Nigdzie indziej (ang. There there)
Tłumaczenie: Tomasz Tesznar
Data premiery: 04.06.2019
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 392
„Nigdzie indziej” to
debiutancka powieść Tommy’ego Orange, amerykańskiego autora indiańskiego
pochodzenia. Jest to debiut zachwycający, który odbił się naprawdę głośnym
echem w USA, a najlepszym dowodem tego jest nominacja książki do Nagrody
Pulitzera. Otrzymała też kilka ciekawych nagród literackich, innych nominacji
również było kilka. Książka jest współczesną rozbudowaną powieścią o aktualnej
kondycji rdzennych Amerykanów żyjących w amerykańskich miastach. O ich
współczesnym życiu, problemach, rozterkach na tle tradycji i historii tego
ludu. Powieść wielka i ważna.
Autor, tak jak bohaterowie
powieści, wychował się w mieście Oakland w Kalifornii i należy do grupy plemion
Czejenów i Arapahów z Oklahomy. Trzy lata temu ukończył studia na Instytucie
Sztuk Indian Amerykańskich, w czerwcu 2018 roku „Nigdzie indziej” ukazało się
na rynku amerykańskim. Autor jest w trakcie pisania kolejnych powieści, miejmy
nadzieję, że szybko uda mu się skończyć, bo ja już ustawiam się do nich w
kolejce!
„To miasto to jedyny dom jaki znam. Nigdzie indziej nie dałbym rady.”
„Nigdzie indziej”
opowiada historię 12 osób. Każda z nich wybiera się na wielki zjazd plemienny w
Oakland. Ale nie tylko to ich łączy. Każda z tych osób ma swoje korzenie w
plemieniu Czejenów, a ich historie przeplatają się ze sobą, łączą się w jedną
całość. Czytelnik poznaje jak wygląda aktualne życie miejskich Indian, jak
sobie radzą i z jakimi problemami się borykają. Wszystko to sprawdza się do
wielkiego finału, który ma miejsce właśnie na stadionie w Oakland podczas
wspomnianego zjazdu...
„... w tej chwili Manny nie jest ani tu, ani tam; jest gdzieś pośrodku, pomiędzy dwoma światami; gdzieś, gdzie człowiek może przebywać tylko wtedy, kiedy nie może być nigdzie indziej.”
Kompozycyjnie książka
podzielona jest na prolog, gdzie autor przybliża nam pokrótce i dosyć wyrywkowo
całą historię Indian, począwszy od kolonizacji aż po aktualne czasy. Część
główna powieści podzielona jest na 4 części, a każda z nich na osoby, za
którymi podąża narracja. W drugiej części znajduje interludium, przerywnik
opowiadający historię i znaczenie zjazdów plemiennych. Każda z części oraz
interludium opatrzone są cytatami oraz grafiką łapacza snów. Z kolei każda
osoba zaznaczona jest grafiką piórkiem. Od razu wspomnę też ogólnie o wydaniu –
książka została wydana w twardej oprawie, jej wydanie, jak zresztą zawsze u
Wydawnictwa Zysk i S-ka, jest bardzo staranne. Tak wydaną książkę czyta się z
ogromną przyjemnością.
Książka zaliczana
jest do literatury pięknej, jej język jest poetycki, dużo w niej przemyśleń i świetnie
uchwyconych spostrzeżeń, które aż proszę się o cytat. Narracja dostosowana jest
do każdego z bohaterów, prowadzona jest w sposób bardzo różny, głównie jest
trzecioosobowa, ale znajdziemy też miejsca z narracją w pierwszej i w drugiej
osobie. Czasy narracji też są różne, opowieść toczy się zarówno w czasie
teraźniejszym jak i przeszłym. Na pewno nie wpływa to negatywnie na odbiór,
myślę, że jest wręcz odwrotnie. Całość jest naprawdę dobrze i rzetelnie
przemyślana.
„Nic jednak nie jest pierwotne i oryginalne, wszystko wywodzi się z czegoś, co było wcześniej; z czegoś, co kiedyś też nie istniało. Wszystko jest jednocześnie nowe, a zarazem skazane na zapomnienie. Dzisiaj przemierzamy więc autobusami, pociągami i samochodami wielkie równiny z betonu; jeździmy ponad nimi i nawet pod nimi. W byciu Indianinem nigdy nie chodziło o to, by wracać do swojej ziemi. Ta ziemia jest wszak wszędzie – lub nigdzie.”
Jak już wspomniałam
przy opisie książki, bohaterów powieści jest wielu. Każdego z nich poznajemy
dosyć dobrze, mimo że wypowiadają się tylko kilka razy. Bohaterowie są różnej
płci, różnego wieku. Zajmują różne stanowiska, mają różne doświadczenia.
Poprzez każdą z nich poznajemy dokładniej życie miejskich Indian, w każdej
historii znajdziemy doświadczenia całego ludu, który przeżył i dalej przeżywa
naprawdę dużo. Poznajemy intelektualistów, artystów, alkoholików, dilerów,
starców, którzy walczyli w amerykańskich wojnach, a nawet dzieci, które pomimo
braku nauk o swoim pochodzeniu, gdzieś w głębi siebie mają je wyryte. Każda z
tych postaci tchnie dużo życia w karty powieści, każda z nich mocno zapada w
pamięć.
„Może którego dnia zrobię coś takiego, że wszyscy o mnie usłyszą. Być może dopiero wtedy zacznę naprawdę żyć. Być może wtedy wszyscy będą w stanie na mnie patrzeć, bo nie będą mieli innego wyjścia.”
Poprzez historię
postaci autor podkreśla główne problemy nękające miejską rdzenną ludność
Ameryki. Przez większą część bohaterów przewija się problem alkoholizmu. W
każdej z tych rodzin ktoś albo jest uzależniony, albo ponosi konsekwencje
takiego uzależnienia (jak np. chłopiec cierpiący na alkoholowy zespół płodowy).
„Niektórzy z nas przez cały czas mają takie poczucie, jakby zrobili coś złego. Jakbyśmy to my sami byli czymś złym. Jakbyśmy się bali, że zostaniemy ukarani za to, kim jesteśmy gdzieś w głębi duszy; tą istotą, którą chcielibyśmy nazwać, ale nie potrafimy. Właśnie dlatego się ukrywamy. Pijemy alkohol, ponieważ on pomaga nam czuć się tak, jakbyśmy mogli wreszcie być sobą i niczego już się nie bać. Ale pijąc go, karzemy też samych siebie.”
Równie poważnym
problemem są narkotyki. Część z nich albo jest uzależniona tak jak od alkoholu,
albo diluje. Wiąże się to oczywiście z różnymi porachunkami, ludzie tracą
życie, bo ktoś wziął i nie zapłacił, zużył czy ukradł.
Trzecim poważnym
problemem są samobójstwa. Nie tylko wśród dorosłych, a szczególnie wśród
nastolatków. Dzieci, które nie widzą dla siebie przyszłości, które patrząc na
swoich rodziców i otoczenie, nie widzą w takim życiu sensu. Cześć historii
rozgrywa się na konferencji dotyczącej właśnie tego problemu, pada tam kilka
naprawdę mocnych słów.
Czwartym istotnym
problemem jest bezrobocie. Niewielu z bohaterów udało się zrobić w życiu
karierę, większość z nich to kierowcy, sprzątacze, dozorcy itp. Często też
tracą pracę przez nałogi i tak zatacza się błędne koło... Książka mocno
naświetla wszystkie te problemy, autor potrafi naprawdę dogłębnie poruszyć
czytelnikiem i otworzyć oczy wiele kwestii.
Ciężko jest opisać
taką powieść. To co tutaj napisałam, nie porusza nawet w połowie tego, co
książka naprawdę oddaje. Poprzez te historie, powieść porusza w czytelniku
najgłębiej ukryte struny emocji, wzrusza, otwiera oczy, daje do myślenia. Jest
pełna emocji, nie tylko tych smutnych, ale i tych pozytywnych. Znajdziemy tu
przyjaźń, miłość, wiarę, nadzieję. Ale jest też rozczarowanie, depresja, walka
z własnymi demonami. Całkowicie zgadzam się z Atwood, która na okładce głosi,
że jest to „zachwycający debiut!”. Jest to powieść kompletna. Nic dodać, nic
ująć.
Moja ocena: 9/10
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz